poniedziałek, 14 grudnia 2015

Rozdział 29

-Cisza!-krzyknęła nasza wychowawczyni
Wszyscy nagle zamilkli. Pani wyglądała na trochę wkurzoną. Pewnie znowu szykowało się jakieś długie kazanie na temat naszych ocen i zachowania. Moja klasa była najlepszą klasą jaką mogłam sobie wymarzyć. Nie byli to jacyś sztywni kujoni z nosem wsadzonym cały czas w książki. Byli zwariowani aczkolwiek potrafiący zachować w spokój w danej sytuacji lubiący się zabawić, pośmiać. Nikt nikogo nie wyśmiewał nie było też osoby wyłamującej się z grupy. Byliśmy zgraną paczką.
-Chciałam się dowiedzieć co się dzieję z waszymi ocenami z biologii? Jesteście klasą biologiczno-chemiczną. Przyszłe pokolenia lekarzy, weterynarzy. A tutaj od góry do dołu widzę same jedynki i kilka dwójek. Ludzie co jest z wami? Chcecie zdać do następnej klasy... zdać maturę? Przyłóżcie się trochę. Zresztą nie tylko z biologią tak jest, ale nie chce mi się już rozmawiać na ten temat. Któreś z was może chce się wypowiedzieć?-spojrzała po klasie
Odezwała się Kasia. Jedna z najlepszych uczennic, która dostawała zazwyczaj czwórki i piątki. Tym razem otrzymała ocenę dopuszczającą. Nie była z tego zbytnio zadowolona.
-Sorko to nie nasza wina Ten test był za przeproszeniem powalony. Jak sorka wie bardzo rzadko niemalże nigdy nie dostaję złych ocen i naprawdę długo siedziałam nad biologią i co? I dostałam dwa.
-Kasia ma rację-powiedziało kilka osób
-Co nie zmienia faktu, że powinniście się bardziej przykładać. Matura już za...
W tym momencie do klasy wszedł pan Julian. Ciekawe w jakiej sprawie do nas przyszedł. Podszedł do naszej wychowawczyni i szeptali chwilę coś między sobą, gdy skończyli pani spojrzała po klasie i wyszukała mnie wzrokiem.
-Julia, pójdziesz z panem Julianem.
-Ja?-zdziwiłam się o co może chodzić.
Wyszliśmy na korytarz i usiedliśmy na jednej z ławek. Swoją drogą nauczyciel niemieckiego był ubrany dzisiaj młodzieżowo. Czarny podkoszulek i bejsbolówka w tym samym kolorze dobrze współgrały z ciemnymi jeansami. Ale nie o wyglądzie muszę przyznać, że przystojnego pana Juliana będziemy rozprawiać.
-Julia, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Tak, tak.
-To o czym przed chwilą mówiłem?
-No dobrze, nie słuchałam pana
-Powiem jeszcze raz. Chodzi o to, że chciałbym abyś reprezentowała naszą szkołę na konkursie z języka niemieckiego. Zanim powiesz nie, to powiem że nagrodą jest wyjazd do Niemiec.
-No dobrze, ale wie pan ile jest nauki do takiego konkursu, a ja mam jeszcze inne zajęcia
-Będę cie usprawiedliwiał jeśli się zgodzisz.
-No dobrze zgadzam się.
-Bardzo mnie to cieszy Właściwie to już cie zgłosiłem. Konkurs jest za półtora miesiąca. Jutro podrzucę Ci jakieś materiały.
Po zakończonych lekcjach razem z Weroniką poszłyśmy do domu. Umówiłyśmy się że za godzinę spotykamy się przed moim domem i pojedziemy do Łukasza. Nie było go ostatnio w szkole i chciałyśmy dowiedzieć sie co się z nim dzieję. Będąc już w domu zjadłam obiad, przebrałam się i zaczęłam odrabiać lekcję. Po godzinie byłam przed domem i czekałam na przyjaciółkę, która po chwili się zjawiła.
-To co idziemy czy jedziemy?-spytała wyraźnie zadowolona.
-Coś ty taka podekscytowana aż tak ci się do niego spieszy?
-Nie skądże...
-Czyżby?
-No dobra masz mnie Tak chce się już z nim zobaczyć.
-Jesteście parą?
-Nie.
-Jeszcze nie-powiedziałyśmy razem i wybuchnęłyśmy śmiechem.
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
Totalnie zawaliłam -.- Nie wiem kiedy ostatnio coś napisałam Przepraszam Nie mam na to wytłumaczenia Po prostu to już chyba mi nie idzie tak jak kiedyś. A co do biologii to serio jest straszna! Nie polecam rozszerzonej haha


piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 28

Podpięłam Ramzesa na korytarzu, a sama poszłam po wszystkie potrzebne szczotki, siodło i ogłowie. Siodło przewiesiłam na drzwiach boksu, ogłowie na specjalnym haczyku a skrzynkę ze szczotkami położyłam na ziemi. Wzięłam do ręki gumowe zgrzebło i kolistymi ruchami masowałam skórę konia oczyszczając ją przy tym z brudu. Ramzes stał spokojnie, więc prawdopodobnie nie miał żadnych łaskotek czy czegoś w tym rodzaju. Później wzięłam szczotkę włosianą. Czyściłam sierść zgodnie z kierunkiem układania się sierści. Co kilka ruchów czyściłam szczotkę o zgrzebło trzymane w drugiej ręce, gdy te się zabrudziło ostukiwałam je o podłogę. Rozczesanie grzywy i ogona zajęło mi dosłownie chwilę. Nie była ona zbytnio poplątana. Na koniec zostało czyszczenie kopyt. Wzięłam kopystkę dłonią od łopatki zjeżdżałam w dół dalej po wewnętrznej stronie nogi aż do samego kopyta
-Noga!-podniósł posłusznie, a ja starannie je wyczyściłam
Teraz zostało już tylko osiodłanie.
-Tomek! Kończysz już?
-Tak. Założę tylko ogłowie i możemy ruszać

-To gdzie jedziemy?-spytałam
-Może przejedziemy się trochę po pobliskich łąkach, a później skręcimy do lasu nad staw
-Dobry pomysł...to lasso w dłoń i na koń-wyszczerzyłam się do niego
-Co?-zaśmiał się
-Tak mówiła Stevi Rae... bohaterka książki z serii o Domu Nocy
-Ty czytasz? Nigdy nie widziałem cie nad żadną książką...no chyba że nad niemieckim. Taki lizus pana Juliana
-Tak, czytam jakbyś chciał wiedzieć. I nie jestem lizusem pana Juliana
-Dobra, dobra... jedźmy już, konie się niecierpliwią
Skręciliśmy na dróżkę pomiędzy padokami i jechaliśmy spokojnym stepem. Inne konie spokojnie skubały trawę, a niektóre z zaciekawieniem podnosiły głowy w naszą stronę. Gdy wyjechaliśmy poza tereny stajni skręciliśmy w polną dróżkę. Konie zarżały cicho a my zaśmialiśmy się przy tym. Po chwili dodaliśmy łydkę i ruszyliśmy kłusem. Ramzes wyraźnie zadowolony zmiana chodu zarżał kilkakrotnie. Poklepałam go po szyi i spojrzałam na Tomka. Jechał skupiony na jeździe. Plecy wyprostowane, pięty w dół, łokcie swobodnie przylegały do boków ciała.
-Co, ty taki skupiony?
-Zastanawiam się czemu Weronika ostatnio nie pojawia się w stajni...zawsze przychodziła z tobą
-Właśnie też mnie to trochę zastanawia. Ostatnio jest coś zajęta i czasu nie ma nawet dla mnie...ale pójdę do niej dzisiaj i dowiem się o co chodzi
-Mogę pójść z tobą...odkąd tu jestem u niej chyba jeszcze nie byłem
-No spoko, to wyśle ci jakiegoś eska i przyjedziesz
Skończyliśmy rozmawiać o mojej przyjaciółce a weszliśmy na inne tematy. Zaczęłam rozprawiać o Ramzesie, że jest niesamowitym koniem ze wspaniałym potencjałem skokowym. Tomek natomiast powiedział mi o Julii. Gawędziliśmy tak chwilę aż w końcu ruszyliśmy galopem. Wystarczył delikatny sygnał łydką a Rami już wystrzelił do przodu jak z procy. Nie dość, że skoki były jego asem..tu znowu przychodzi mi na myśl ostatnia część Domu Nocy jaką przeczytałam, a mianowicie 'Spalona' To kolejną rzecz jaka sprawiała mu radość były dzikie galopy. Sama zresztą też je uwielbiałam. Klacz, na której jechał chłopak też widocznie je lubiła, bo nie zostawała daleko w tyle. Jechaliśmy równym tempem przez równie skoszoną łąkę. Po kilku minutach zwolniliśmy do kłusa, a później do stępa. Przed nami rozpościerał się las. Drzewa w większości iglaste chociaż można było zauważyć jakąś brzozę czy dąb. Wjechaliśmy w środek lasu.
-Wiesz? Te konie są świetne. Osoby, które je od was kupią będą prawdziwymi szczęściarzami
-Zgadzam się z Tobą w zupełności
-Pamiętasz gdzie jest ten staw? Ja tu dawno nie byłam
-Jasne. Ja bym nie pamiętał?
Brunet prowadził nas między drzewami. Jechaliśmy jakieś piętnaście minut i naszym oczom ukazał się staw. Zsiadłam z konia i dalej prowadziłam go obok siebie. Tomek zrobił to samo.
-To co dzisiaj mokra powtórka ostatniego?
-Może lepiej nie. Może pochodzimy tylko po brzegu
-No ok. Następnym razem cię wrzucę
-Zobaczymy jeszcze kto kogo wrzuci-powiedziałam pokazując mu język
Rozsiodłaliśmy konie i wprowadziliśmy je do wody. Sama zdjęłam buty i spodnie. Nie chciałam się zamoczyć. Ochlapałam Ramzesa, a on w odpowiedzi również mnie ochlapał. Chodziłam z nim dookoła stawu. Widać był wyraźnie zadowolony z takiej ochłody. Kilkanaście minut później wyprowadziliśmy konie i zostawiliśmy do wyschnięcia, a sami usiedliśmy w promieniach ciepłego słońca.


'Jula, wbijaj do nas ;) Pooglądamy sobie filmy ;d Nudno bez Ciebie ;c Szymek ;)' Przeczytałam na wyświetlaczu mojego telefonu. Chwilę później już pisałam odpowiedź 'Też się za Tobą stęskniłam ;) Niedługo będę Buźki ;*'  Przebrałam się w jakieś codzienne ciuchy zbiegłam na dół i wyszłam na zewnątrz. Musiałam zabrać rower, bo nie chciało mi się iśc na pieszo. Właściwie to byłam w stu procentach pewna, że gdybym tylko napisała do Miłosza to przyjechałby po mnie. To było słodkie, że tak się starał. Doceniałam to coraz bardziej. Z drugiej strony cieszyłam się teraz, że będę mogła zobaczyć się z Szymonem. Dawno go nie widziałam, pisałam z nim dużo, ale jakoś okazji do spotkania nie było. Doszłam do roweru i już po chwili jechałam w stronę braci. Kilka minut później byłam już pod ich domem. Otworzyłam furtkę i wprowadziłam swój dwukołowiec do środka. Postawiłam na podjeździe, podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył mi Szymon. Powitałam go buziakiem w policzek i weszliśmy do środka.
-A gdzie Miłosz?-spojrzał na mnie tym swoim dziwnym wzrokiem
-Nie ma go. Za godzinę powinien wrócić-powiedział-Ale ja jestem
-Przepraszam jeśli poczułeś się urażony. Widziałam to w twoim spojrzeniu
-Nie szkodzi przecież jesteście razem, a ja jestem tylko byłym
-Nie jesteśmy parą-spojrzałam mu prosto w oczy-A ty zawsze będziesz kimś ważnym w moim życiu. Tak jak Heath dla Zoey
-Znowu czytałaś o wampirach?
-Jak ty wszystko wiesz
-Może się...skojarzyliśmy?-wyszczerzył się-Nie potrzebujesz przypadkiem mojej krwi? Wiem, że je pragniesz. Zaraz znajdę jakąś...
-Głupek!-oboje wybuchnęliśmy śmiechem
-Ej, ale z tego co wiem to Heath gi..
-Przestań!
-No dobra. Choć włączymy jakiś film. Mamy godzinę tylko dla siebie
Przeszliśmy do salonu, a Chłopak przyniósł laptopa. Zapytał mnie co możemy obejrzeć. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że włączymy "Naznaczony 2" Jedynkę oboje oglądaliśmy. Podłączył laptopa pod telewizor i zaczęło się. Na początku pojawiło się jakieś odniesienie do przeszłości. Pokazane było jak mały Josh rozmawia z młodą Elise. Później pojawiła się ta tragiczna muzyka i pojawił się czerwony napis 'Insidious'  To już było straszne. Oboje siedzieliśmy wpatrując się w ekran telewizora. Szymonowi zrobiło się chyba niewygodnie, bo po chwili położył się na moich nogach.
-Nie za wygodnie?
-Idealnie
Jemu było wygodnie mi niezbyt. Nie miałam gdzie położyć jednej ręki.
-Jula, boje się... tą rękę możesz położyć na mnie. Nie pogniewam się
-Jak ty to robisz?
-Co?-spytał zdziwiony?
-Czytasz mi w myślach czy co?
-Skojarzenie?-znów się wyszczerzył spoglądając na mnie
-Musze uważać na to o czym myślę przy tobie..dobra oglądajmy a nie w jakieś wampirskie rzeczy się bawimy
Dalej oglądaliśmy już w 'spokoju' To znaczy co chwilę zasłaniałam oczy i mocniej obejmowałam chłopaka. Co jakiś czas śmieliśmy się...tak na horrorze można się śmiać. Film dobiegał już końca, a przed nami pojawił się Miłosz.
-Hejka
-No hej-powiedział z uśmiechem-Widzę, że dobrze się bawicie
-Chodź siadaj z nami-powiedziałam zmuszając Szymona do podniesienia się
-Dobra zaraz przyjdę, wybierzcie jakiś film
Kilka minut później przyszedł i chciał usiąść z drugiej strony mnie. Niestety uniemożliwiłam mu to, ponieważ już wygodnie się usadowiłam i nie zamierzałam się przesuwać. Musiał zająć miejsce obok swojego brata. Włączyliśmy 'Naznaczonego 3' Ogólnie ta cześć rozgrywała się jeszcze przed drugą i pierwszą. Tak więc można uznać że naprawdę była ostatnią i nie będzie już więcej. Obejrzeliśmy jeszcze dwa filmy tym razem komedie. Dużo się śmieliśmy, rozmawialiśmy. Po zakończonym seansie filmowym pożegnałam się z chłopakami i poszłam w stronę roweru. Chwilę później wybiegł za mnie Miłosz. Ucieszyłam się z jego obecności. Coraz bardziej go lubiłam i to nie tylko jako przyjaciela.
-Czyżby Miłosz gentelmen chciał mnie odprowadzić do domu?
-Madame, czy zechciałaby pani zostać odprowadzona?
-Z miłą chęcią
Wziął ode mnie mój rower i prowadził w prawej ręce mnie natomiast wziął pod ramię. Szliśmy tak rozmawiając. Gdy doszliśmy pod mój dom zaprowadziłam rower do garażu i przyszłam się pożegnać. Staliśmy tak w milczeniu patrząc sobie w oczy. Nie chciałam zrobić tego pierwszego kroku. Wiedziałam, że Miłosz chciał mnie teraz pocałować. Powoli zaczął zbliżać swoją twarz do mojej, gdy nasze usta się złączyły usłyszałam otwierane drzwi i głos taty.
-Julka, wracaj do domu!
Szybko odsunęłam się od chłopaka, podarowałam mu buziaka w policzek i pobiegłam do domu zostawiając go samego.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam wszystkich ;) Tym razem szybciej napisałam kolejny rozdział ;d Za wszystkie błędy przepraszam. Jestem jeszcze w Warszawie ;) Niestety dzisiaj odjeżdżam ;/ Zaraz lecę na pociąg spotkać się ostatni raz z Niką i jedziemy sobie na basen ^-^ Udało też mi się spotkać z Szałwią ;) Bardzo cieszę się z tego powodu ;) No nic tyle ode mnie i mam nadzieję, że się spodoba. Z tego co widzę jest trochę dłuższy od poprzedniego ;)

Z Szałwią ^-^

Z Niką <3

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 27

-Tomek! Czekaj pomogę ci
-Hej! Co robisz tutaj tak wcześnie?
-Nie wiem sama
Nie lubiłam jak ktoś w odpowiedzi na moje pytanie mówił "nie wiem", a teraz sama tak zrobiłam. Byłam sama w domu, a właściwie byli wszyscy, ale chyba jeszcze spali. Za to ja nie mogłam spać. Obudziłam się wcześnie i już nie mogłam zasnąć. Przed oczami wciąż miałam obraz spadających na mnie kopyt Zemsty. Chociaż od tego zajścia minęło już kilka dni, a klacz zachowywała się normalnie, nie mogłam o tym zapomnieć.Co jej się stało? Dlaczego tak się zachowała? Nie mogłam tego pojąć.
-Nad czym tak rozmyślasz?
-Myślałam o Zemście
-Nie zamartwiaj się tak.Wszystko z nią ok
-Wiem. Ale nie daje mi spokoju, co się z nią wtedy stało. Wciąż przed oczami mam kopyta
Poczułam, że Tomek mnie objął i powoli gładził po plecach mówiąc przy tym żebym już o tym nie myślała. Ciekawe co by pomyślał Miłosz gdyby zobaczył nas w takiej sytuacji.Właściwie wiedziałby, że to tylko przyjacielskie przytulanie. Tłumaczyłam mu już, że ja z Tomkiem jesteśmy jak rodzeństwo.
-Koniec tych czułości, bierzmy się do roboty.
-No dobrze pani szefowo. Co mam robić?
-To co zawsze-spojrzałam na niego-boksy, siano, pasza
-A ty?
-Ja się popatrzę-powiedziałam unikając kuksańca w bok-No dobra znaj moją dobroć...mogę roznieść siano i paszę
Każdy zajął się swoimi obowiązkami. Ja zaczęłam od paszy. Kolejno rozdzielałam ją do poszczególnych wiader, a następnie zanosząc do odpowiedniego boksu. Nie wiem ile czasu mi to zajęło, ale gdy w końcu skończyłam byłam wyraźnie... może nie niezadowolona, ale po prostu nie chciało mi się.
-O w mordę!
-Co jest?-spytał przechodząc obok boksu, z którego właśnie wychodziłam
-Wiesz...pierwszy raz nie chce mi się czegoś robić w stajni
Niemal teatralnym gestem udał, że rozbolała go głowa, a ja tylko patrzyłam z uśmiechem na ustach. Po chwili jednak obije wybuchnęliśmy śmiechem. Tomek rzucił w moją stronę złośliwą uwagę, a ja tylko jeszcze bardziej zaczęłam się śmiać.
-Wracam do pracy nim leń do końca mną owładnie.
Roznoszenie siatek z sianem poszło mi o wiele szybciej. Pozbyłam się ogarniającego mnie lenistwa i nawet pomogłam dokończyć Tomkowi jego część. W zasadzie był to ostatnio boks należący do mojej klaczy... tak chciałabym żeby była moja. Może kiedyś kupię ją od państwa Ciszewskich. Gdy skończyliśmy wszystko w stajni poszliśmy poszukać Ramzesa i Juli. Chcieliśmy chwilę z nimi popracować. Może później wybralibyśmy się w krótki spokojny teren. Z tego co wiedziałam miały później trafić do prywatnych hodowców. Z Ramzesem pracowałam już kilka razy i muszę przyznać miał duży potencjał, a zwłaszcza skokowy. Wprost rwał się na przeszkodę. Mam nadzieję, że nowi właściciele to wykorzystają, bo w innym przypadku koń się zwyczajnie zmarnuje.
-Tomek, co dzisiaj z nimi robimy?
-Nio chyba to co zwykle, czyli lonża
-Dobra. Mogę też ustawić drągi dla Ramiego zresztą dla Juli też możesz ustawić
-To bierzemy ujeżdżalnie po połowie
Zanim jeszcze doszliśmy na pastwisko musieliśmy się wrócić po lonże. Jak skończymy to będziemy musieli tu jeszcze raz przyjść, wyczyścić i osiodłać konie. Juli spokojnie skubała trawę na początku pastwiska, więc Tomek daleko nie musiał chodzić. Ramzes jak zwykle musiał iść na sam koniec. Musiałam z nim poćwiczyć jakieś przywoływanie na gwizdnięcie czy coś w tym stylu. Nie zamierzam za każdym razem się po niego wybierać.
-Ramzi, chodź tu do mnie-podniósł tylko głowę i z powrotem wrócił do skubania trawy-No dobra już pójdę po ciebie
Kilka minut później szłam już z powrotem w stronę ujeżdżalni. Widziałam, że Tomek zapina już lonże. Nie widziałam dokładnie w jaki sposób, ale byłam pewna na pięćdziesiąt procent, że w nieodpowiedni. Czytałam niedawno trochę o lonżowaniu i dowiedziałam się kilku nowych rzeczy. Dodatkowo cały czas poszerzam swoją wiedzę dotyczącą wszystkiego co jest związane z końmi. Gdy tylko byłam blisko chłopaka zawołałam go żeby podszedł razem z Juli. Nie myliłam się. Wykorzystał on zapięcie numer trzy, czyli przypięcie do zewnętrznego pierścienia wędzidła poprzez pierścień wewnętrzny. Czytałam, że jest to zły wybór ze względu na to, że w ten sposób lonża powoduje zgięcie wędzidła i działa na podniebienie. W rezultacie sami robimy sobie konia tępego w pysku. Najlepszym sposobem jest podpięcie lonży do wewnętrznego pierścienia.W ten sposób mamy miękki kontakt z pyskiem konia i łatwo ustawiamy konia na pomoc. Wszystkiego o czym wcześniej powiedziałam dowiedziałam się na jednej ze stron internetowych poświęconych prawidłowemu lonżowaniu.
-Tomek, przepnij lonże na wewnętrzny pierścień
-Czemu?
-Po prostu tak będzie lepiej
Zrobił tak jak mówiłam a ja odeszłam dalej sama podpinając lonże Ramzesowi. Naprowadziłam go na koło i nakazałam ruszyć stępem. Pochodził kilka minut w tym chodzie wyraźnie już znudzony. Widać, że stęp nie należy do jego ulubionych. 
-Kłus!-poleciłam
Minęła chwila i ruszył szybciej. Takie reagowanie na głos miało swoje plusy i minusy. Minusem było to że każdy kto wydałby taką komendę nakłoniłby konia do wykonania tego polecenia. Musiałam nad tym popracować ale razem z Tomkiem. Został jeszcze galop. Zwróciłam się twarzą do zadu i lekko uniosłam bat, który też wzięłam z siodlarni. Wydałam komendę głosową i koń ruszył galopem. Kilka okrążeń i zmieniłam kierunek. Powtórzyłam wszystkie poprzednie czynności z tym że często zmieniałam chody żeby Ramzi się nie zanudził.
-Tomek, jak ci idzie?
-Wszystko dobrze. Zaraz zaczynam drągi później popracuję trochę w siodle
-Ja tak samo. Jak nie będą tak bardzo zmęczone to w krótki teren możemy się wybrać
Po chwili ustawiłam kilka drągów i przebiegłam przez nie razem z ogierem. Kilka razy w tę i z powrotem. Skończyłam i zobaczyłam że Juli jeszcze ćwiczy na drągach, więc nie chcąc stać w bezruchu postawiłam kilka koziołków. Ramzes pokonał je bez trudu ani razu nie dotykając żadnego z nich kopytami.
-Skończyłem!-usłyszałam głos za sobą-Idziemy wyczyścić i osiodłać konie?
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Przeprasza, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Nie wiem jak mogłam dopuścić do tak długiej nieobecności ;/ Jest mi strasznie wstyd za siebie, że nie mogłam sie zmusić do napisanie czegokolwiek ;c Ale teraz pojechałam do stolicy do siostry i sama jestem w bloku do 16 więc miałam trochę czasu na napisanie ;) Jutro też postaram się coś naskrobać ;d  Zaraz lecę na miasto i zamierzam się spotkać z Szałwią ^-^ Już nie mogę się doczekać ;) Jutro zamierzam też z inna koleżanka z Wawy się spotkać i mam nadzieję, że się uda ;) A tak ogólnie to oni chcą mnie tu utuczyć -,- Cały czas dają mi coś do jedzenia ;d No nic to tyle mam nadzieję, że rozdział jest choć trochę dobry ;) Do następnego ;)

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 26

Na początku chciałam napisać że jestem od 5 na nogach a położyłam się po drugiej :d Także zasypiam normalnie na tym rynku z bobem. No ale nie mogłam się wcześniej położyć, że tak powiem sprawa życia i śmierci. Dobra biorę się za rozdział może coś wymyśle :d

Patrzyłam na chłopaka siedzącego przede mną. Zaskakiwał mnie swoją zawziętością.
-Wiesz, że nie musisz tu codziennie przychodzić. Już czuje się lepiej.
-Nie muszę ale chce. To żaden kłopot dla mnie.
Siedzieliśmy jak co dzień, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Miłosz był bardzo podobny do swojego młodszego brata. Taki sam uśmiech mało odróżniający się ubiór. Miłosz był tylko trochę bardziej umięśniony i wytatuowany. Lubiłam jego tatuaże. Nie przedstawiały żadnych jak mogłabym się spodziewać smoków, węży czy roznegliżowanych kobiet. Pokazywały jakieś motywy roślinne, cztery żywioły.
-Czemu tak mi się przyglądasz?
-Patrzę na twoje tatuaże
-Lubię jak się na mnie patrzysz.-powiedział patrząc mi prosto w oczy
Wiedziałam czym może skończyć się takie spojrzenie i ta cisza, dlatego szybko zaczęłam o czymś mówić. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz 'Tomek'
-Hej, co tam się dzieje?
-Nie chce cię martwić, ale...
-Powiedz wprost
-Zemsta...ona chyba oszalała
Telefon prawie wypadł mi z dłoni. Pytałam się w duchu. Jak to Zemsta oszalała? Co się stało? Musiałam tam jechać. Wstałam pośpiesznie z łóżka i prawie wybiegłam z pokoju, gdy przypomniało mi się że jest ze mną Miłosz. Odwróciłam się w jego kierunku. Widziałam zmartwienie w jego oczach.
-Julia, co się stało?
-Zawieź mnie do stajni, proszę
Wyszliśmy z domu i udaliśmy się do jego samochodu. Piękne czarne BMW stało na podjeździe. Ja wiedziałam już jakie auto chce mieć. Odkąd w mieście ujrzałam chryslera zakochałam się w tym samochodzie. Musiałam sama takie kiedyś mieć i będę miała. Ale o czym ją teraz w ogóle myślę? Zemsta jest teraz ważniejsza. Pięć minut później wjeżdżaliśmy na podwórko Ciszewskich. Zanim Miłosz się zatrzymał ja już wysiadłam i pobiegłam w stronę stajni. Szukałam wzrokiem Tomka. Po chwili pojawił się u wyjścia stajni. Nie zastanawiając się dłużej niczym struś pędziwiatr znalazłam się przy nim wpadając mu w ramiona.
-Juluś, spokojnie. Nie denerwuj się tak-mówił gładząc czubek mojej głowy.
-Gdzie ona jest?
-Na pastwisku
Moment później obserwowałam szalejącą klacz. Biegała wte i z powrotem, rżała przeraźliwie i co jakiś czas strzelała baranki. Nie wiedziałam co ją mogło tak przestraszyć ale zamierzałem do niej podejść. Już chciałam przejść przez ogrodzenie, gdy poczułam rękę Tomka na sobie.
-Nie wchodź tam, próbowałem. Prawie mnie nie zabiła.
-Tomek, przestań ja dam radę
Przeszłam na drugą stronę. Powoli zbliżałam się do Karej. Gdy byłam na wyciągnięcie ręki wyskoczyła do mnie z zębami. Cofnęłam się gwałtownie
-Mała, co z tobą?
Tym razem stanęła dęba. Ja nawet nie wiem kiedy i o co, ale potknęłam się i upadlam. Widziałam w górze kopyta. Były coraz niżej. Przeturlałam się na bok i w tym momencie upadły. Jakimś cudem podniosłam się, ale Zemsta już uciekła. Usiadłam na trawie i pozostałam bez ruchu.
-Julia!- usłyszałam za sobą
 Odwróciłam się. Miłosz z Tomkiem biegli w moją stronę. Moment później oboje siedzieli po jednej i drugiej stronie mnie.
-Julka, ty zwariowałaś tak samo jak ten koń. Chciałaś zginąć pod jej kopytami?-spojrzałam na Miłosza
-Ona się czegoś wystraszyła, nie zwariowała
-Nie powinnaś do niej w ogóle wchodzić
-Ja tu zostaje, czekam na nią
-Julia, lepiej będzie jak pojedziesz do domu, przejdzie jej. Chyba nie chcesz się przeziębić znowu
-Ja tu zostaję. Chcecie możecie iść, a nawet lepiej żebyście poszli.
-Będziemy w pobliżu-odparł Tomek
 Usiadłam wygodnie i czekałam. Na co? Zemsta była daleko i jak widać trochę się uspokoiła, i zaczęła skubać trawę. Nie wiem czemu ale teraz na myśl przyszedł mi film 'Zaklinacz koni' Była tam również sytuacja, w której Pielgrzym uciekł daleko a zaklinacz usiadł i spokojnie na niego czekał, a ten w końcu przyszedł. Ja też miałam zamiar poczekać. Mijały kolejne sekundy, minuty, godziny chyba też. Co jakiś czas spoglądałam do tyłu po to by sprawdzić czy chłopaki tam nadal są czy ich nie ma. Siedzieli na płocie i rozmawiali ze sobą cały czas patrząc się na mnie. Byłam ciekawa o czym tak rozprawiali, ale niestety nie mogłam się teraz tego dowiedzieć. Popatrzyłam na Zemstę. Miałam wrażenie, że z każdym kolejnym razem gdy na nią nie patrzę podchodzi bliżej. Tak jakbyśmy bawiły się w ciuciu babke. W końcu była na wyciągnięcie ręki.
-Kochana, wszystko dobrze-ostrożnie pogłaskałam ją po chrapach
W odpowiedzi usłyszałam ciche rżenie. Dodatkowo trąciła mnie w dłoń. Teraz miałam pewność, że nie oszalała tylko po prostu czegoś się bardzo wystraszyła. Wstałam powoli, złapałam ją za kantar i ruszyłam w stronę chłopaków.
-Co, ty zrobiłaś z tym diabłem?-zapytał Miłosz
-Zemsta, nie jest żadnym diabłem
-No dobrze, to odprowadź ją do boksu i jedziemy.
-Chcę z nią trochę pobyć. Ile tam siedziałam?
-Według mojego zegarka, to jakieś półtorej godziny-odrzekł Tomek
 Myślałam, że dłużej. Wszystko mi się wtedy dłużyło. Najważniejsze jednak, że klacz przyszła do mnie. Czasami oglądanie filmów do czegoś się przydaje.Doszłyśmy do boksu, zamknęłam za nami drzwi i stanęłam naprzeciw Zemsty. Patrzyła na mnie swoim ciekawskim spojrzeniem.
-Tak, kochana zaraz zrobimy ci masaż.
Gdy skończyłam klacz można powiedzieć,że spała na stojąco. Pogłaskałam ją jeszcze i udałam się do domu Ciszewskich. Będąc na podwórku zauważyłam, że samochód Miłosza nadal stoi. Czyżby na mnie czekał? Weszłam do domu.W kuchni nikogo nie było, a z pokoju Tomka dochodziły głośne krzyki. Poszłam tam i zastałam chłopaków grających na konsoli w nogę. Głośno chrząknęłam, a oni nawet nie odwrócili się w moją stronę. Podeszłam bliżej i każdy z nich dostał kuksańca w bok.
-Widzę, że miło spędzacie czas
-Bardzo-odpowiedział ze śmiechem Miłosz
-Właśnie, nie musiałeś na mnie czekać. Mogłeś jechać. Tomek podstawiłby mnie do domu.
-Przyjechałem z tobą, odjadę też z tobą
-Nie odpuścisz?
-Nie?
-Jeśli mogę się wtrącić, to przerwałaś nam grę i właśnie ogrywam twojego chłopaka
-On nie jest moim...zresztą nieważne. Dograjcie to i wracamy.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jestem! Rozdział nawet mi się podoba. Chociaż sama nie wiem o co chodziło mi z Zemstą :D Miłoszek jak się angażuje ;d Początek pisałam bardzo wcześnie, a końcówkę w normalnych już godzinach ;) No nic nie rozpisuję się pozdrawiam i do następnego, który mam nadzieję, że niedługo będzie ;) A i zapomniałabym... dziękuję Szałwi i Universe za komentarze ;) Wczoraj ^-^ Tak daleko, a tak blisko ;) 9 miesięcy ;*


poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 25


Rano zostałam obudzona przez dźwięk budzika. Nienawidziłam  tego. Człowiek chce sobie spokojnie pospać, a tu nagle jakaś denerwująca muzyczka, która każe Ci wstawać. Nie jeden pewnie chciałby rzucić telefonem czy innym urządzeniem pełniącym funkcje naszego budzika o ścianę tylko po to aby dalej pospać. Ja właśnie teraz miałam na to ochotę, powstrzymałam się jednak. Włączyłam drzemkę i z trudem przekręciłam się na drugi bok. Chyba odezwały się wczorajsze zabawy w wodzie. Ciekawe czy Tomek miał tak samo? Czy też rozłożyło go tak jak mnie? Zamierzałam się tego dowiedzieć, więc sięgnęłam po telefon i wybrałam numer chłopaka.  Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos… zaspany głos.
-Hej, Tomuś. Jak zdrówko?
-Julia…
-Co, kochanie?-powiedziałam próbując się śmiać
-Nie kochaniuj mi tu. Chyba jestem chory. Zimno mi, kataru dostałem.
-To niedobrze… ale to Twoja wina. Sam zacząłeś, więc do siebie miej pretensje
-Dobra, dobra trzymaj się-po tych słowach usłyszałam dźwięk rozłączanej rozmowy.
Wstałam niechętnie, owinęłam się kocem i zeszłam na dół do kuchni. Nikogo tam nie było. Iza pewnie w szkole, a rodzice gdzieś pojechali. zaparzyłam herbatę i zrobiłam jakieś kanapki.
Poczekałam chwilę na  napój. Upiłam łyk i całe ciepło rozeszło się po moim ciele. Po zjedzonym posiłku udałam się do swojego pokoju. Ubrałam najgrubsze ciuchy jakie miałam i może to nierozsądne, ale chciałam pójść do Tomka. Piętnaście minut i już byłabym na miejscu. Tak jak mówiłam po tym czasie  byłam już u Ciszewskich. Na początek chciałam przywitać się z Zemstą. Weszłam do stajni i zaciekawione końskie głowy pojawiły się w drzwiach boksów. Podeszłam do każdego z osobna i pogłaskałam pomiędzy oczami. Zemsta stała na samym końcu. Gdy wreszcie dotarłam do jej boksu uśmiechnęłam się promiennie.
Zauważyłam, że klacz leży, ale na mój widok podniosła głowę i cicho zarżała. Weszłam do środka i pogłaskałam po głowie, a następnie po grzbiecie.
-Kochana, nie mogę dłużej zostać, ale obiecuje że niedługo poświęcę ci więcej czasu-pocałowałam ją w chrapy i udałam się w stronę domu.
Gdy weszłam do pokoju Tomka ten leżał przykryty po same uszy.
-Posuń się-odrzekłam wsuwając się pod kołdrę.
Fajnie wyglądała zdziwiona mina chłopaka widząc mnie obok siebie.
-Co ty tu robisz?
-Leżę?...nie widzisz
- No właśnie widzę, powinnaś...
-Znowu będziesz się bawił w mojego starszego i mądrzejszego brata. Wiem, że nie powinnam wychodzić z łóżka, a co dopiero z domu, ale tak źle brzmiałeś przez telefon, że musiałam przyjść.
-Jesteś nienormalna!-zaśmiał  się-Nie wiem jak tyle lat przetrwałaś beze mnie. Jak tylko wrócą z apteki wiozą cie do domu i bez dyskusji.
-Wiesz, co jesteś nadopiekuńczy
Później już nic nie mówił  tylko objął mnie swoim ramieniem i tak leżeliśmy. Było ciepło, a na dodatek moje grube ubrania jeszcze bardziej ogrzewały moje ciało. Teraz gdy tak leżeliśmy nasze ciała całkowicie się stykały i to właśnie było trochę dziwne.
-Tomeeek? Nie chcę wypinać się na ciebie tyłkiem, dlatego wypuść mnie z tego uścisku i pozwól się przekręcić
-Mi nie przeszkadza, że się na mnie wypinasz... no ale jak tak bardzo chcesz, to dobrze
Obróciłam się w jego stronę i teraz byliśmy twarzami do siebie. Mogłam wpatrywać się godzinami w jego błękitne oczy. Nagle zebrało mi się na śmiech
-Z czego się tak śmiejesz?
-Z nas... bo leżymy tu jak jakaś para zakochana
-I to jest takie śmieszne?
-Tak, bo jak się tak w ciebie wpatruję, to ma mam ochotę cie pocałować
-Mhmm. Zamknij oczy
Zrobiłam to o co mnie poprosił, a po chwili poczułam jego usta na moim czole.
-Już, wiesz że nie chce aby coś się miedzy nami popsuło. Jesteś dla mnie ważna ale jako przyjaciółka... siostra, a poza tym wiesz że chyba nic by z tego nie wyszło
-Wiem. Dobrze jest tak jak teraz i nie zmieniajmy tego. A całusy w czoło są znakiem tego, że mogę czuć się przy tobie bezpieczna.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi, a ja momentalnie przekręciłam się na drugi bok. Do pokoju weszła pani Justyna. Popatrzyła na nas i tylko się uśmiechnęła.
-Mamy tutaj dwóch chorowitków
- Właśnie...ciociu, musicie zawieźć Julie do domu
-Dobrze, ale najpierw napijemy się herbaty

Miłosz
Siedziałem w swoim pokoju i zastanawiałem się co robi Julia. Nie odzywała się od dłuższego czasu i bałem się że się na mnie obraziła. Dzisiaj do niej pojadę, ale najpierw wstąpię do kwiaciarni. Może tym razem trafię w jej ulubiony kolor róży. Wiem, że to na pewno nie biała ani nie brzoskwiniowa.Piętnaście minut później stałem pod budynkiem kwiaciarni.Wszedłem do środka i powitała mnie ta sama starsza pani co zawsze.
-Dzień dobry-powiedziała z promiennym uśmiechem-Widzę, że znowu pan nie trafił.
-Nie udało się, ale będę próbował dalej
-Widzę, że naprawdę panu zależy, więc jaki dzisiaj bierzemy
-Może wezmę tą błękitną
-Dobry wybór, jest piękna.
Zapłaciłem za kwiat i wróciłem do samochodu. Byłem lekko poddenerwowany tą wizytą. Co jeśli Julii nie będzie w domu? Wiem. Wtedy zostawię jej róże na biurku i napiszę jakąś karteczkę. Pewnie domyśli się, że to ode mnie, ale przynajmniej będzie wiedziała, że sobie nie odpuściłem.

Piętnaście minut później byłam już w domu. Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się w jakieś cieńsze ubrania i położyłam się do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Za wcześnie na spanie-pomyślałam. Moja siostra mogłaby nawet w samo południe zasnąć i nie wiem jak ona to robiła. Usłyszałam na podjeździe dźwięk podjeżdżającego samochodu. Pewnie rodzice wrócili, bo nie widziałam ich nigdzie. Chwilę później słyszałam kroki na schodach a później pukanie do drzwi.
-Proszę-powiedziałam uprzejmie
Drzwi się uchyliły a w nich ukazała się... no właśnie to nie byli rodzice tylko róża, piękna aczkolwiek nie moja ulubiona.
-Miłosz?-zaśmiałam się-wchodź, a nie się tak czaisz
-Hej, Jula-jak zwykle uśmiech nie schodził z jego twarzy
-Co, ty tutaj robisz?
-Przyjechałem cię odwiedzić, myślałem że już o mnie zapomniałaś
-Niee... to nie tak. Po prostu ostatnimi czasy miałam dużo na głowie.
-Rozumiem,nie musisz mi się tłumaczyć. Mam dla ciebie różę.
-Jest śliczna, ale to nadal nie moja ulubiona
-Kiedyś zgadnę. Czy ty jesteś chora?
Kiwnęłam głową. On usiadł na krześle tuż przede mną i wpatrywał się we mnie. Kiedy spytałam tylko na co się tak patrzy odpowiedział, że na mnie. Po jakiś kilku minutach wyrwał się z transu i zapytał czy czegoś nie potrzebuje. Żadnej herbaty, leków czegokolwiek. Powiedziałam, że niedawno piłam u Ciszewskich.
-Poszłaś taki kawał aż do nich? Chcesz się jeszcze bardziej rozchorować? Po tym jak wczoraj wracałaś mokra do domu
A więc jednak mnie widział. Czułam się trochę głupio. W końcu ostatnio miałam tyle na głowie, że znalazłam czas dla Tomka, a dla niego nie. Zakryłam twarz pierzyną chcąc się jak najbardziej ukryć. Jednak po chwili Miłosz odsłonił mi twarz i odgarnął włosy z mojej twarzy.
-Strasznie mi głupio. Wczoraj...-uciszył mnie
-Nic nie mów. Pójdę zrobić nam herbatę. Mam nadzieję, że wszystko znajdę.
Powiedziałam mu gdzie co jest a ten zniknął za drzwiami. Po jakiś kilku minutach wrócił z herbatą i o dziwo zrobił kilka kanapek. Podniosłam się do pozycji siedzącej a chłopak usiadł obok mnie. Talerz z kanapkami był pomiędzy nami, a my piliśmy.Nie musiał robić tych kanapek i powiedziałam mu to na co tylko westchnął. Widziałam, że chcę się o mnie troszczyć i nawet mi się to podobało. Gdy już wszystko było zjedzone a także wypite brunet przysunął się bliżej mnie tak że nasze ramiona dotykały się.
-Mogłabym się z powrotem położyć?
-A mogę położyć się obok Ciebie?
-Miłosz, nie wiem.
W końcu usiadł na krześle. Rozmawialiśmy jeszcze długo, śmialiśmy się. W pewnym momencie Miłosz oznajmił że musi już wracać. Pocałował mnie w policzek i wyszedł.  
- - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - -
Nie chce Was przepraszać, bo jak widzę to nic nie daję ;/ Znowu ponad miesiąc bez pisania. Ale teraz są wakacje i mam nadzieję, że to się zmieni ;d Mam nadzieję że rozdział się spodoba  ;) Czytasz skomentuj ;) Wiem, że teraz masz czas ;) Dobranoc i do następnego ;) Jest 2 po północy ;d

niedziela, 19 kwietnia 2015

Druga rocznica bloga ;)

Witam Was kochane blogerki ;) Dzisiaj 19 kwietnia, a więc jestem z Wami dwa lata ^-^ Co prawda widzę, że mało Was tu zostało ;/ Szałwia, Universe dziękuję :* Nie jestem z siebie zadowolona, że nie wyrobiłam się z tomem w ciągu roku ;/ No ale cóż tak jakoś wyszło. Muszę nadgonić z rozdziałami chociaż w ogóle nie mam na to czasu ;/ No nic to tyle ode mnie i do następnego ;)

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 24

Kolejne dni płynęły spokojnie. Ani Miłosz, ani Szymon nie dawali żadnych znaków życia. Co prawda ten pierwszy napisał jakiegoś sms-a że chce mnie gdzieś zabrać, ale biłam zbyt zajęta żeby się zgodzić. Może właśnie dlatego się nie odzywa. Nie chciałam już o tym myśleć. Wolałam zająć się czymś bardziej pożytecznym na przykład nauką. Na poniedziałek nie miałam wiele do zrobienia. Polski, religia, chemia, niemiecki. Tego ostatniego obawiałam się najbardziej. Pan Julian miał oddać dzisiaj testy. Wiedziałam, że dobrze mi poszedł, ale nigdy nic nie wiadomo. Zawsze mogłam się gdzieś pomylić. Nie rozmyślałam już dłużej tylko wzięłam się za odrabianie lekcji. Dużo nie miałam do zrobienia, ale zawsze mogłam się czymś zająć na jakiś czas. Siedziałam tak chwilę aż nagle do pokoju weszła Iza.
-Nie wiesz, co to pukanie?
-Jakoś nikt-popatrzyła na mnie-nie puka do mojego pokoju.
-Dobra, czego chcesz?
-Pomożesz mi z niemieckim?
-A co masz do zrobienia?
W odpowiedzi usłyszałam, że pani kazała im opisać swój pokój. Nie wiem czego ona nie umiała zrobić, no ale raz mogłam jej pomóc. Nie zamierzałam pisać za nią całej pracy. Kazałam Izie napisać to samej, a jak skończy to poprawiłabym błędy. Zgodziła się i opuściła to pomieszczenie. W końcu mogłam dokończyć to, co wcześniej zaczęłam. Zajęło mi to jakieś dwadzieścia minut. Spakowałam się i usiadłam wygodnie na łóżku. Kilka minut później ponownie pojawiła się Iza. Wręczyła mi kartkę i usiadła naprzeciw mnie. Popatrzyłam na jej pracę i zabrałam się za sprawdzanie. Zadziwiająco było mało pomyłek. To znaczy nie byłam jakimś tam wielkim znawcą tego języka, ale potrafiłam wyłapać podstawowe błędy.  Oddałam jej pracę, a ona wyszła. Zostało mi sporo czasu przed pójściem spać, więc wpadłam na pomysł pójścia do stajni. Nie chciało mi się za bardzo ruszać z miejsca, więc napisałam do Tomka żeby podjechał do mnie na Batalionie. Kilkanaście minut później był już pod moim domem. Nie chcąc żeby długo na mnie czekał związałam włosy w niedbały kucyk i założyłam kamizelkę i buty.
-Cześć, Tomuś-powiedziałam uśmiechając się od ucha do ucha.
-Hej, Jula-odpowiedział równie uśmiechnięty
  Podeszłam do siwka i pogłaskałam go pomiędzy oczami. Trącił mnie w ramię, a następnie zarżał cicho. Zaśmiałam się i przeszłam pod bok olbrzyma. Zastanawiałam się jak mam na niego wsiąść, bo odbijając się od ziemi na pewno nie wskoczyłabym mu na grzbiet.
-Długo będziesz się tak jeszcze zastanawiać? Chodź podjadę pod schody i stamtąd już się wdrapiesz. Popatrzyłam na niego z dołu, ale jego pomysł wcale nie był taki zły. Już po chwili siedzialam za nim oplatając go w pasie. Nie chciałam mówić mu gdzie mamy jechać, ciekawa byłam gdzie nas wywiezie.
-Jula, po co tak w ogóle miałem przyjechać? Żebyś tylko mogła się do mnie przytulić?
-Nudziłam się... nie chcesz żebym się do ciebie przytulała
-Mhmm... nie no przytulaski są spoko. A twój chłopak, co by na to powiedział?
Odsunelam się i zastanawialam o kogo może mu chodzić.
-Ja nie mam chłopaka.
-A Miłosz?
-On nie jest moim chłopakiem.
-Jeszcze nie.-zaśmiał się-Zarywa do ciebie.
-Wiem, zauważyłam. Ale to jest dziwne chodzić z bratem swojego byłego. Wiesz, że cię bardzo lubię ale nie mówmy już o tym. Wjechaliśmy na ścieżkę prowadzącą do lasu i zaczęliśmy kłusowac. Jechaliśmy tak kilka minut i wjechalismy do lasu. Nie mieliśmy określonego planu przejażdżki, więc najpierw pokierowałam nas w stronę domku. Przedzieralismy się kilka minut przez drzewa i niedługo potem byliśmy na miejscu.
-Chcesz zobaczyć moją i Werki twierdzę z dziecięcych lat?
-Jasne.-odparł i zsiadł z Bataliona.-Ty nie idziesz ze mną?
-Poczekam.
Po tych słowach Tomek zaczął wspinać się po drabinie,a ja położyłam się na brzuchu i oplotłam szyję wałacha, a przynajmniej próbowałam.  Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak pojawił się znów na dole. Jego wyraz twarzy mówił "sama powinnaś to zobaczyć". Nie wiedziałam co on mógł tam zobaczyć, ale leniwie zeskoczyłam na ziemię zostawiając go tutaj. Weszłam na górę i powoli otworzyłam drzwi.
-Izunia z kolegą pobudka-powiedziałam doniosłym głosem.
Oboje zerwali się jak oparzeni. Siostra popatrzyła na mnie wściekłym spojrzeniem.
-Kiedy ty zdążyłaś wyjść z domu, przyjść tutaj i zasnąć z... no właśnie kto to jest?
-To jest Antek
-Czy ty pokazałaś ten domek już wszystkim swoim znajomym?
-Jeszcze nie.
-Dobra, zmywajcie się lepiej stąd a o niczym nie powiem mamie.
Wyszłam pierwsza przed nimi powracając do Tomka. Ciekawe co to był za chłopak. Tak jakby mi kogoś przypominał, ale za nic w świecie nie mogłam przypomnieć sobie kogo. Czy to był chłopak Izy? Nie chciałam się teraz nad tym zastanawiać.
-Jula! Wsiadasz?
-Tak, podjedź pod drabinkę.
Teraz prowadziłam go nad staw. Trochę ochłody przyda się w ten jakże upalny dzień. Po kilkunastu minutach wjeżdżaliśmy razem z siwkiem do wody. Oczywiście Tomek nie pokusił się o jakiś żart. Siedząc spokojnie na grzbiecie wałacha poczułam, że nagle tracę równowagę i znalazłam się w wodzie. Zanim zorientowałam się że to sprawka Tomusia ten był już na brzegu. Wyszłam na brzeg cała uciekając wodą. Miałam pewien plan. Podeszłym do prawego boku Batiego i uśmiechnęłam się do bruneta.
-Co ty kombinujesz?
-Nic takiego-uśmiechnęłam się ukazując wszystkie zęby
Poklepałam wałacha po łopatce, a następnie poprosiłam go o wykonanie ukłonu. Posłusznie wykonał moje polecenie, które ćwiczyłam z nim przez kilka ostatnich dni. Tomek zsunął się niemal na samą ziemię, a ja w tym mu pomogłam. Podziękowałam Batalionowi i pozwoliłam mu wstać. Sama podsunęłam się bliżej chłopaka i przytuliłam się do niego. Po chwili był prawie tak samo mokry jak ja.
-Oż, ty! Jak mogłaś?
-Ja cię tak bardzo lubię, musiałam się do ciebie przytulić.
-Tak, tak jasne
-Nie sądziłam, że ten ukłon kiedykolwiek się do czegoś przyda, a tu proszę.
-Wredna jesteś-powiedział wystawiając mi język-przez ciebie jestem mokry i będziesz skazana na widok mojej klaty.
-Nie mam nic przeciwko, tam masz drzewo, powieś sobie koszulkę.
-Ahaa... ty się będziesz patrzyć, a ja to co?
-Wyschnie na mnie. Świeci słoneczko i jest lekki wiaterek.
-A później będziesz chora?
-Ty też będziesz
Wyschnęliśmy trochę i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem wyjeżdżając z lasu zamiast skręcić w prawo pojechał w lewo. Wprost do wsi Szymona. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł się tam teraz pojawiać. Gdyby mnie teraz zobaczył Miłosz byłaby niezła wpadka. Przecież powiedziałam mu, że nie mam czasu się z nim spotkać, a tu nagle wyjeżdżam na koniu razem z Tomkiem. Trudno. Będzie musiał jakoś zrozumieć. Na szczęście nie spotkałam ani jednego z braci. Przynajmniej ich nie widziałam, ale oni mogli widzieć mnie. Kilkanaście minut później byłam już pod domem. Podziękowałam Tomkowi za miłe popołudnie, pogłaskałam Bataliona i wróciłam do domu. Pierwsze co to przebrałam się w suche ubrania i zaparzyłam sobie herbatę. Później nie mając już na nic ochoty położyłam się i zasnęłam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ile mnie tu już nie było? Miesiąc? ;/ Chyba więcej. Ale jestem ;) Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział, ale ciesze się, że w końcu spięłam tyłek i dokończyłam ten ;d Nawet mi się podoba. Co tam mogę jeszcze powiedzieć ;d Dzisiaj byłam na poczcie z przesyłką do Austrii ^-^ Ciekawe kiedy dojdzie. W szkole nawet dobrze oprócz matmy, bo to totalna porażka -,-  Dzisiaj prima aprillis. Jacuś zrobił mi taki żarcik, że u niego w Wiedniu rozbił się jakiś samolot, a ja w to uwierzyłam ;d No nic to tyle ode mnie ;) Do następnego ;)

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 23

Gdy tylko weszłam on od razu odwrócił się w moją stronę. Miał na sobie jakieś ciemne dresy i kontrastującą do tego jasną koszulkę. W ręku trzymał różę...liliową. Moją ulubioną. Uśmiechnął się, podszedł do mnie i wręczył mi kwiat. Podziękowałam również się uśmiechając.
-Moja ulubiona, dziękuję.
-Proszę, ale kiedy zaczęłaś kolekcjonować róże?
Spojrzałam na szafkę obok mojego łóżka i rzeczywiście był tam wazon z kwiatami. Pewnie mama przyniosła z kuchni.
-To od twojego brata. Próbuje zgadnąć jaka jest moja ulubiona.
-Coś marnie mu idzie skoro dał ci białą.
Byłam nieco zaskoczona, że pamięta takie szczegóły, ale było to mile zaskoczenie. Cieszyłam się z tego powodu. Patrzyliśmy się tak na siebie aż w końcu zaproponowałam abyśmy usiedli. Po chwili oboje siedzieliśmy na moim łóżku.
-Po co przyszedłeś?
-Pytasz się tak jakbyś chciała żeby mnie tu nie było.
-Wiesz, że to nie jest prawda. Zawsze jesteś tutaj mile widziany.
Nastąpiła chwila ciszy. Nie lubiłam tego. Czułam się wtedy tak niezręcznie. Właściwie, to wiem o czym mogłabym z nim porozmawiać. Były dwie takie sprawy. Przeszłość i teraźniejszość. Dzisiaj nadszedł odpowiedni czas na wyjaśnienie wszystkiego. Zwłaszcza, że Szymon był moim przyjacielem i byłym chłopakiem. Zastanawiałam się czy mogę powiedzieć o wszystkim. Mówiąc o wszystkim miałam na myśli Miłosza i to co między nami się dzieje, a właściwie to chyba nic takiego się jeszcze nie stało.
-Muszę Ci się do czegoś przyznać.-powiedziałam opuszczając wzrok.-Nie chce mieć przed tobą tajemnic
-No, więc zamieniam się w słuch, bo tak naprawdę przyszedłem bez specjalnej okazji. Chciałem cię po prostu zobaczyć.
-Też się cieszę, że Cię widzę.-odparłam patrząc mu prosto w oczy.-Zacznę od przeszłości, bo chce mieć to już za sobą. Tak, więc powróćmy do dnia, w którym odbyło się ognisko.
-Musimy do tego wracać?
Kiwnęłam głową i zaczęłam mówić dalej. Cały czas patrzyłam się na niego. Chciałam widzieć czy coś w jego twarzy się zmienia. Ten jednak zachował powagę, która nie była do niego podobna. Opowiadałem po kolei wszystko co działo się na ognisku i jakie uczucia mi towarzyszyły. Powoli dochodziłam do momentu z sianem. Zaczęłam o tym mówić i chłopak tak jakby posmutniał.
-Ale skończyło się tylko na pocałunkach i to Tomek powstrzymał mnie przed zrobieniem czegoś głupszego.
-No, ale tak właściwie po co mi to powiedziałaś?
-Musiałam to w końcu z siebie wydusić. Zwłaszcza, że w jakimś tam stopniu przez to nie chciałam dać nam kolejnej szansy. Nie chciałam doznać kolejnego zawodu z którejkolwiek strony.
-Rozumiem. Ja z Magdą...
-Nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem, co chcesz powiedzieć. Byłeś z nią oczywiście wzięte jest to w cudzysłów żeby w jakimś stopniu zrobić mi na złość. Wiem, że obok mnie kręci się dużo facetów i to cię najbardziej denerwowało dlatego pokazałeś się z tą dziewczyną. Nie mam ci tego za złe.
-Wiesz, taka szczera rozmowa przydała nam się.
-Dobrze, że dzisiaj przyszedłeś. Muszę Ci powiedzieć jeszcze coś. I to chyba będzie gorsza wiadomość dla Ciebie... chociaż sama nie wiem.
-Chodzi i mojego brata? Dostawia się do ciebie.
-Skąd wiesz?
-Mówił mi, że się całowaliście i że od dawna mu się podobałaś
-I mówisz o tym z takim spokojem?
-Przecież nie zabronię mu, żeby do ciebie startował. Jest dorosły, zrobi co chce. A tobie też niczego nie mogę zakazać. Oczywiście jestem na maksa wkurzony na niego, ale nie chce wychodzić na jakiegoś paranoika, który jest zazdrosny o swoją byłą. A po drugie jeśli się kogoś naprawdę kocha, trzeba pozwolić mu odejść.
Patrzyłem na niego w osłupieniu. Nigdy nie pomyślałabym, że z jego ust wyjdą takie słowa. Zadziwiał mnie coraz bardziej. Zmienił się po naszym rozstaniu. Poznawałam go na nowo. Spojrzałam na niego i przysunęłam się trochę chcąc się przytulić. Objął mnie swoim ramieniem i trwaliśmy tak chwilę. Dotarło do mnie, że to przeze mnie się zmienił. Zraniłam go, ale on się do tego nie przyzna.
-Szymek, uwielbiam cię. Jesteś najlepszym...przyjacielem.
W tym momencie żałowałam, że nie dałam nam jeszcze jednej szansy. Ale było już za późno. Nie mogłam tak po prostu powiedzieć "Szymon, chce do ciebie wrócić". Musiałam przestać o tym myśleć. To co było...po prostu już minęło i nie można do tego wracać.
-Ja ciebie też.
Dał mi buziaka w czoło wstał i wyszedł mówiąc, że tym razem widzimy się u niego. Zatrzymałam go jeszcze na chwilę, bo chciałam powiedzieć ostatnią rzecz i jeszcze się czegoś dowiedzieć.
-Wiesz, Miłosz wczoraj zabrał mnie na polanę, która była niemal identyczna jak ta, na którą ty mnie zabrałeś i...
-Wręczył ci połówkę serca.
-Niebieskiego-powiedzieliśmy oboje
-Nie przyjęłam tego prezentu. Czy ty nadal...-nie dał mi dokończyć.
-Tak, nadal mam swoją połówkę i będę ją nosił zawsze.-podkreślił ostatnie słowo-Tak samo jak ty.
Gdy to powiedział, pożegnał się po raz drugi i wyszedł, a ja opadłam na łóżko ściskając w dłoni kawałek niebieskiego metalu.
- - - - - - - - - - - - - -
Kolejny rozdział :d Pewnie jesteście zdziwione/zawiedzione, że to nie Miłosz. Dwie dziewczyny pytały się, czy to będzie Miłosz i nie wiem czemu tak myślałyście. Wiem, wredna jestem, ale od początku miał to być Szymon. Rozdział jest chyba trochę krótszy, ale i tak mi się podoba :) Znowu, aż dziwne :d Jeszcze tylko 10 rozdziałów do końca tomu :d Nie wiem czy będzie następny. No nic, to tyle ode mnie. Pozdrawiam i do następnego :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 22

Podeszłym do Zemsty, a ta oderwała się od skubania trawy i podniosła głowę w moją stronę. Zarżała cicho i trąciła mnie w ramię. Pogłaskałam ją między oczami i ostrożnie wsiadłam na jej grzbiet. Zwróciła głowę w moją stronę i zastrzygła uszami. Docisnęłam lekko łydki do boków klaczy, a ta posłusznie ruszyła do przodu. Przeszła kawałek w stępie i dałam jej sygnał do kłusa. Podniosła głowę i dumnie biegła w tym chodzie.
-Dobrze, maleńka.-powiedziałam klepiąc ją po szyi.-To co galop?
Złapałam się mocniej grzywy i przyspieszyłam do galopu. Chwilę później byłam już przed moimi przyjaciółmi.
-Jula, jeśli mnie pamięć nie myli, to ona nawet dotknąć się nie dała.-oznajmił Paweł wyciągając dłoń w naszą stronę.
-Niee!-krzyknęłam chcąc ochronić go przed zębami Zemsty
Na szczęście w porę się cofnął. Wytłumaczyłam, że Kara nadal nie lubi obcych(zwłaszcza chłopaków), a żeby nie stała nam się przy niej krzywda trzeba z nią trochę popracować. Alan i Paweł popatrzyli po sobie uśmiechając się przy tym.
-A może moglibyśmy z nią popracować?
-Zgoda, ale już nie dzisiaj. Teraz ja chce z nią potrenować.
Tomek otworzył mi furtkę i razem z Zemstą skierowałyśmy się na ujeżdżalnie. Zapomniałabym, że klacz jest nieosiodłana, więc na początek pojechałam do stajni. Podpięłam ją na korytarzu i szybko poszłam po szczotki, siodło i ogłowie. Wiedząc, że sama z tym wszystkim się nie zabiorę, poprosiłam Tomka o pomoc. Będąc już w siodlarni naprowadziłam temat rozmów na bliźniaków.
-Wiesz, chłopaki wydają się w porządku.
-Tak, wiem.
-Fajnie też, że przychodzą tutaj i pomagają. Mogliby częściej tu zaglądać.
-Możemy im przecież powiedzieć, że są tutaj mile widziani.
-Zwłaszcza, że dzięki nim Czakers żyje...
-Dobra chodźmy już, bo nie wiem czy zostawienie ich samych z Zemstą, to dobry pomysł.
Zgodziłam się z nim chociaż byłam pewna, że nic im nie zrobi. Ja wzięłam szczotki, a Tomek całą resztę. Już po chwili czyściłam grzbiet klaczy. Następnie oczyściłam kopyta i już mogłam ją siodłać.
Robiłam już drugie okrążenie w kłusie, zmieniłam kierunek i kolejne dwa. Chłopaki razem z Weroniką siedzieli na ogrodzeniu i przyglądali się jeździe.
Wiedziałam, że dobrze nam idzie, bo cały czas się uśmiechali. Byłam dumna z siebie i Zemsty. Od początku pracy z nią wykonałam kawał dobrej roboty. Postanowiłam pojeździć jeszcze chwilę w galopie i zakończyć tą krótką jazdę. Gdy już chciałam skończyć Zemsta miała coś innego w planach. Stanęła naprzeciw pozostawionej na ujeżdżalni przeszkody. Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi, ale gdy spojrzałam na pozostałych  zrozumiałam.
-Chcesz poskakać?-kiwnęła jakby mnie rozumiejąc.-No dobrze skoczymy i na tym zakończymy.
Przeszkoda na moje oko miała jakieś pięćdziesiąt centymetrów. Skróciłam strzemiona i docisnęłam łydki do boków klaczy. Ruszyłyśmy spokojnym galopem. Stacjonata była coraz bliżej. Odliczałam kroki. Trzy, dwa, jeden i... Zemsta wybiła się idealnie. Podwinęła przednie kopyta pod siebie i ze sporym zapasem i z gracją wylądowała po drugiej stronie. Byłam zachwycona. Poklepałam ją po szyi i zwróciłam się w stronę przyjaciół zatrzymując się przed nimi.
-Ona jest niesamowita. Wprost rwie się do skoków.
-Przyznaję dobra jest.
-Zgadzam się z Alanem
-A ja z nimi-powiedział uśmiechając się
-Julia, byłyście rewelacyjne-usłyszałam z ust Werki
-Dobra, jak chcecie możecie już iść. Zaraz do was dołączę. Tylko ją rozstępuje
-Będziemy w pokoju.
-Co, piękna pokazałaś im dzisiaj. Jestem z ciebie dumna.
Zdjęłam z niej cały sprzęt, zaniosłam do siodlarni i z powrotem wróciłam. Wyczyściłam ją szybko i zaprowadziłam do boksu. Spojrzała się na mnie jakby czegoś oczekując. Ja tylko pokręciłam głową i podniosłam ręce w górę w geście, że nic dla niej nie mam. Wiem, że zasłużyła na jakiś smakołyk, ale naprawdę nie miałam nic przy sobie. W ramach nagrody postanowiłam zrobić jej kilkuminutowy masaż. Weszłam do boksu i zabrałam się do pracy. To kilka minut przerodziło się chyba w kilkanaście. Poczułam jak wibruje mi telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i odczytałam treść sms-a, który właśnie przyszedł.
"Gdzie Ty jesteś? Miałaś ją tylko rozstępować. Czekamy... chłopaki zaraz idą."
Nawet nie chciało mi się już odpisywać, ucałowałam już prawie śpiąca już Zemstę i wybiegłam ze stajni. Będąc już przed pokojem Tomka usłyszałam głośne śmiechy. Weszłam i całą czwórkę zostałam siedzących na podłodze, a każdy miał przyczepioną karteczkę do czoła. Odchrząknęłam głośno i wszyscy zwrócili się w moją stronę.
-Siadaj, zaraz skończymy i będziesz mogła zagrać z nami.
-No dobrze-powiedziałam posiadając obok nich.
W ciągu kilku następnych minut zadawali sobie pytania, aby odgadnąć, co mają napisane na czole. Weronika była smerfetką, Tomek pajęczycą Teklą, Paweł Panną Klementyną z Pszczółki Mai, a Alan jako jedyny poddał się. Zdjął karteczkę i przeczytał na głos, co tam było napisane.
-Po!? A może przed?
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Naprawdę nie znasz teletubisia Po-powiedziałam
-Wy jakieś chore bajki oglądaliście
-Ja tego nie oglądałam, ale wiem kim były teletubisie.-oznajmiła Weronika
-Może zagramy teraz w coś innego. Prawda czy fałsz.-zaproponował Alan.
-Ok. Tylko o co w tym chodzi?
Alan wytłumaczył zasady gry i każdy z nas na swojej kartce napisał jedno zdanie prawdziwe, drugie fałszywe. Następnie wrzuciliśmy to do jakiegoś pojemnika i Tomek losował jako pierwszy. Rozłożył kartkę i przeczytał na głos "Podoba mi się ktoś z tego towarzystwa" i " Boję się pająków" Pomyślał chwilę, wybrał drugie zdanie jako prawdziwe i wskazał na Weronikę. Ta tylko kiwnęła głową. Teraz losował Alan. Niezłe zdziwienie weszło na jego twarz.
-Jest wśród nas mój brat. Alkohol i siano, to niezbyt dobre połączenie.-spojrzał na nas i wskazał na Pawła.
-Nie patrz na mnie, to nie moja kartka.
-W takim razie czyja braciszku?
-Moja.-odezwałam się.-A drugie zdanie jest prawdziwe, ale nie będę opowiadała o co chodzi.
Po raz drugi dzisiaj poczułam wibracje telefonu. Tym razem był to sms od mamy. Kazała mi wracać do domu. Ciekawe czemu? No nic jak trzeba, to trzeba.
-Ja muszę już lecieć. Wera idziesz ze mną?
Blondynka wstała i obie ruszyłyśmy do wyjścia. Na pożegnanie rzekłam tylko krótkie "cześć chłopaki", "cześć braciszku". Fajnie było zobaczyć miny bliźniaków. Po tych słowach wyszłyśmy z pokoju Tomka i obie udałyśmy się do swoich domów. Po jakiś kilkunastu minutach każda z nas otwierała drzwi własnego domu. Weszła do kuchni mając nadzieję, że dowiem się po co mnie ściągnęli do domu. Mama kazała mi iść do swojego pokoju, mówiąc tylko, że ktoś na mnie czeka. Moment później byłam już w środku, zastałam osobę stojącą pod oknem. Od razu rozpoznałam kto to jest.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kurde... idę jak burza z tymi rozdziałami ;d Ale to chyba dobrze. Trzeba jakoś wykorzystać ferie. Później nie będę miała już tyle czasu. Universe dziękuję Ci że znajdujesz czas na przeczytanie i skomentowanie każdego rozdziału ;) Chciałam również podziękować za 17 tys wejść ^-^ Rozdział w sumie mi się podoba ;D Pewnie domyślacie się kto przyszedł do Julii. Tylko ja sama nie wiem jeszcze, co mam z nim zrobić ;/ U mnie remont trwa, niedługo to nie wiem gdzie ja będę spać. Już wszystko prawie powynoszone. No nic to tyle ode mnie pozdrawiam, liczę na zwiększoną obecność i do napisania ;)

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 21

Przede mną rozciągała się piękna polana. Przypominała trochę tą, na którą zabrał mnie Szymon. Ta tylko nie miała strumyka, a dodatkowo był na niej powalony pień. Na środku stała ogromna, rozłożysta wierzba. Prosiłam tylko w duchu żeby chłopak nie zabrał mnie do jej wnętrza. To byłoby dziwne przeżywać drugi raz to samo. Zauważyłam jeszcze, że po drugiej stronie pnia coś leży jednak nie mogłam dostrzec, co to było.  W pewnej chwili chłopak pociągnął mnie za sobą, a szliśmy w kierunku... no właśnie wierzby. Byłam lekko zdenerwowana. Moment później byliśmy już we wnętrzu. Tak jak się spodziewałam...ujrzałam to co przed kilkoma miesiącami. Spojrzałam na Miłosza, który spoglądał na mnie z uśmiechem.
-Możemy stąd wyjść?
-Nie podoba Ci się tutaj?
-Nie o to chodzi. Jest pięknie, ale mam ogromne deja vu i chyba wiem co się stanie.
-Doprawdy?-powiedział podchodząc do mnie z czymś w dłoni.
Zaszedł mnie od tyłu i odgarnął włosy na jedno ramię. Poczułam, że zakłada mi jakiś wisiorek. Spojrzałam w dół i spytałam się w duchu czemu niebieskie? Czemu akurat prawa połowa, która z lewą częścią serduszka od Szymona tworzy całość.
-Miłosz nie mogę tego przyjąć-odrzekłam z lekko opuszczoną głową.
-Czemu?
Pokazałam mu wisiorek który już miałam. Tworzył on jedność. Dwie połówki od dwóch chłopaków... braci.
-Dlaczego musicie być tacy podobni do siebie. Czy wy myślicie tak samo. Najpierw polana, później wisiorek.
-Nie wiedziałem, że dostałaś taki sam od mojego brata.
Spojrzałam na niego zdejmując wcześniej podarowany prezent. Powiedziałam, że jeśli chce mi coś dać musi wymyślić coś innego. Później wyszliśmy z wierzby i zaprowadził mnie na drugą stronę pnia, po której znajdował się koc z rozmaitymi przekąskami. Usiadłam razem z nim.
-Mam coś jeszcze dla ciebie-spojrzałam na niego zaskoczona
Zza pleców wyciągnął brzoskwiniową róże. Omal się nie zaśmiałam. Czyli nadal chciał próbować. Ciekawe za którym razem uda mu się.
-Znowu nie trafiłem?
-Dziękuję za różę. Jest piękna, ale próbuj dalej.
-Zanim zgadnę uzbierasz cały bukiet.
-Kiedyś ci się uda.
Po tych słowach postawił przede mną talerzyk z owocami. Wzięłam jedną mandarynkę i obrałam starannie. Była pyszna...kwaskowa, taka jakie lubię. Skusiłam się na kilka innych owoców i Miłosz podał mi jedną z kanapek, które zrobił.
-Dziękuję za wspaniały piknik, ale ja już nic nie przełknę.
-No, dobrze. Skoro nie możesz to nie jedz. Posiedzimy tu jeszcze chwilę i możemy wracać, bo widziałem, że kilka razy spoglądałaś na zegarek.
-To prawda. Ogólnie teraz powinnam być w stajni.
Nie odpowiedział nic na to tylko położył się na trawie. Zrobiłam to samo i wysłuchałam się w otaczającą mnie naturę. Słyszałam ćwierkanie ptaków, gałązki wierzby powiewały na wietrze. Wspaniale było tak leżeć i nic nie robić. Mogłabym tu być cały dzień, ale niestety czas nie pozwalał na to. Wstałam niechętnie i zawołałam Miłosza żeby również się podnosił. Zebraliśmy wszystkie rozłożone tu rzeczy i poszliśmy w stronę samochodu. Spytałam się czy mógłby podwieźć mnie do stajni na co się zgodził. Cieszyłam się że niedługo będę wśród koni. Po drodze zostawiłam plecak w domu, powiedziałam mamie, że Miłosz zawiezie mnie do stajni i wróciłam szybko do niego. Po kilku minutach byliśmy pod posiadłością państwa Ciszewskich. Wysiadłam z samochodu i już chciałam pobiec do stajni, ale przypomniało mi się że nie pożegnałam Miłosza. Podeszłam do niego, wspięłam się na palcach i podarowałam mu buziaka w policzek.
-Dzięki za mile spędzony czas.
-Polecam się na przyszłość-odparł ukazując idealne białe i równe zęby.
-Gdyby wszyscy porywacze tacy byli, mogłabym być porywana codziennie.-zażartowałam
-Dobra, leć już, bo porwę Cię jeszcze razi i tym razem tak szybko nie wypuszczę
-Już się boję. Do zobaczenia-pomachałam i weszłam na podwórko wcześniej otwierając furtkę.
Na początek udałam się w stronę domu żeby przebrać się w ciuchy robocze. W środku zastałam tylko pana Stefana. Spytałam, gdzie są wszyscy, a w odpowiedzi uzyskałam, że w stajni. Przebrałam się szybko i wybiegłam na zewnątrz. Wchodząc do stajni nic nie słyszałam. Wszystkie konie były na pastwiskach. W siodlarni nikogo nie było. Nie było także sprzętu kilku koni. Wyszłam ze stajni kierując się na ujeżdżalnie. Było tam czterech jeźdźców i pani Justyna na środku. Podeszłam bliżej i zorientowałam się że na koniach siedzą: Weronika, Tomek, Alan i Paweł. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Po chwili siedziałam na ogrodzeniu i przyglądałam się przyjaciołom. Tomek bez dwóch zdań radził sobie najlepiej. Bliźniacy jakoś nadążali za poleceniami pani Justyny. A Wera widać, że zostawała w tyle.
-Weronika, pięty w dół, wyprostuj się!-krzyczała instruktorka.
-Ja już nie mogę, nogi mi odpadają. Kiedy kończymy?
-Chłopaki, rozstępujcie już konie, a Weronika podjedź do mnie
Widziałam, że Weronika jest już zmęczona, ale mimo to docisnęła łydki do boków Newady i podjechała na środek ujeżdżalni. Nie słyszałam o czym rozmawiały, ale chyba o niczym przyjemnym, bo przyjaciółka spuściła głowę w dół.
-Weronika, zbierz dupe i pokarz na co cie stać!-spojrzała na mnie i wyraźnie się uśmiechnęła. 
Wróciła na wcześniejsze miejsce i wykonała kilka poleceń. Po czym również zaczęła rozstępowywać klacz. Chłopaki robili kolejne okrążenie, ale tym razem zatrzymali się obok mnie.
-Hej, Julia-powiedział Paweł
-No, cześć chłopaki. Długo już jeździcie.
-Jakąś godzinę.-odpowiedział Alan
-Szkoda, że nie pojeździłam sobie z wami.
-Właśnie widzieliśmy jak ktoś cie spod szkoły zabrał i wszyscy razem poszliśmy do stajni. Zrobiliśmy wszystko przy koniach i ciocia zaproponowała nam jazdę.
-I co teraz będziecie mieć regularnie jazdy? A Werce szło aż tak strasznie?
W skrócie opowiedzieli mi jazdę i odjechali, a Weronika również skończyła i zsiadła z siwki. Ja również zeskoczyłam z ogrodzenia i podeszłam do niej. Otuliłam ją ramieniem i udałyśmy się do stajni. Przywiązałyśmy Newadę na korytarzu i pomogłam ją rozsiodłać i wyczyścić. Następnie wszyscy odprowadziliśmy konie na pastwisko. Poszukałam wzrokiem Zemsty, a gdy wreszcie ją zauważyłam pobiegłam do niej każąc na siebie poczekać.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kolejny ;D Pisałam go dzisiaj cały dzień. Nawet zadowolona jestem z efektów i długość też jest lepsza. Universe mam nadzieje, że będziesz zadowolona. Alan i Paweł znowu się pojawili ^-^ Oliwia, Ty też będziesz zęby szczerzyć, że pojawił się Miłosz. Ja mam jeszcze tydzień ferii. Ten tak szybko zleciał ;/ Jutro jadę do babci. Remont się zacznie. A później szkoła. No nic to chyba tyle ode mnie pozdrawiam i do następnego ;* 

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 20

Cały następny tydzień chodziłam z domu do szkoły i do stajni, i tak w kółko. W szkole było coraz więcej nauki, więc starałam jak najszybciej wywiązywać się z obowiązków i czym prędzej pędzić do stajni. Zdarzyły się dni, w których nie mogłam pozwolić sobie na długie przebywanie u państwa Ciszewskich ze względu na czekającą naukę. Nawet będąc zaledwie godzinę wśród czterokopytnych starłam się popracować z którymś z nich. Widziałam coraz większe postępy w pracy z Zemstą, a także z Burzą. Z tą drugą musiałam zaczynać praktycznie wszystko od samego początku. Pan Stefan opowiedział mi, że będąc z nią w terenie zachowywała się tak samo jak wcześniej. Miałam nadzieję, że z pomocą Zemsty uda nam się coś z tym zrobić. Ostatnio będąc u Tomka chciałam dowiedzieć się gdzie był tamtego wieczora. Nie chciał mi powiedzieć. Byliśmy przyjaciółmi jednak nic mi nie zdradził, tłumacząc się, że niedługo się dowiem. Ciekawe, co przede mną ukrywał.


Fizyka... Ostatnia lekcja w piątek. Najgorsze, co mogło być.Większość osób uciekła do domu z powodu... no właśnie nie wiem czego. Została nas tylko garstka. Zaledwie dwanaście osób na trzydzieści. Były praktycznie same dziewczyny i kilku chłopaków. Właściwie, to tylko bliźniacy i Tomek. Usiadłam z Alanem, a jego bliźniak z Tomkiem. Wszyscy udawali, że słuchają żółwia (czyt. naszego kochanego pana od fizyki), a tak naprawdę każdy zajmował się czymś innym. Ja z moim sąsiadem z ławki graliśmy w kółko i krzyżyk. Siedzący przed nami chyba zaczęli grać w statki, a reszta też coś robiła. Może ktoś słuchał jakże interesującego monologu o widmach czegoś tam. Ale to nie byłam ja. Wszystko wpadało mi jednym uchem, a wypadało drugim. W ogóle nie rozumiałam o czym on do nas mówił. Z niecierpliwością czekałam na dzwonek, który skończyłby wreszcie te męczarnie.
-Ziemia do Julii-szepnął do mnie-Twój ruch
-Sorki, zamyśliłam się.
Spojrzałam na narysowane przez niego pole do gry i już wiedziałam, że przegram tą rundę. Postawiłam krzyżyk, a kolejny ruch chłopaka zadecydował o jego zwycięstwie.Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek. Zanim wyszliśmy pan zadał nam na następny tydzień przeczytanie całego rozdziału i wykonanie kilku poleceń z podręcznika. Kilka minut później byłam już przed szkołą. Nie chciałam czekać na autobus, który miał być dopiero za jakieś dwadzieścia minut, więc zaczęłam iść pieszo. Nie minęło nawet kilka minut jak pojechał pode mnie samochód.
-Cześć, Julia-usłyszałam głos Miłosza
-Hej-odpowiedziałam z uśmiechem-Co tutaj robisz?
-Zabieram Cie stąd.
-A mogę spytać dokąd?
-Wsiadaj, zobaczysz
-A wiesz, że nie wsiada się do jakiś obcych samochodów... co jeśli okażesz się...
-Ej, no wiesz co?!-powiedział z wyrzutem-Nie jestem żadnym pedofilem
Dłużej się nie zastanawiając usiadłam na siedzeniu pasażera i zapięłam się pasem. Zastanawiałam się gdzie chce mnie zabrać. I czemu nie poczekał aż wrócę do domu? Aż tak mu się spieszyło? Wprawdzie nie poszłabym do domu tylko od razu do stajni. A stamtąd...zwłaszcza w piątek po szkole trudno mnie wyciągnąć. Właściwie cieszyłam się że mnie zabrał. Na samą myśl o nim uśmiechałam się. Najgorsze było to, że on i Szymon, to bracia. Spojrzałam na niego ukradkiem. Był taki skupiony na jeździe.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?
Byłam zaskoczona, że zauważył. Myślałam, że patrzy się tylko przed siebie.
-Nic. Tak tylko-powiedziałam krótko.
-Niedługo będziemy na miejscu.
Dopiero teraz spostrzegłam, że w ogóle nie zwróciłam uwagi na drogę. Nie wiedziałam, gdzie byliśmy i jak długo byliśmy w drodze. Rozejrzałam się dookoła... widziałam tylko drzewa. Byliśmy w jakimś lesie. Gdybym go nie znała choć trochę naprawdę mogłabym pomyśleć, że jest jakimś pedofilem, który zabiera spod szkoły niepełnoletnie dziewczyny, nie mówi gdzie się wybierają, a później okazuję się że to las. Ale Miłosz nie mógłby być do tego zdolny. Wreszcie się zatrzymaliśmy. Wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. Jaki dżentelmen.-pomyślałam. Gdy wysiadłam założył mi jakąś czarną opaskę na oczy. Prawdopodobnie była to taka opaska, którą zakłada się przed snem.
-Czemu mi to założyłeś?
-Nie bój się, nic ci się nie stanie. Obiecuję.
Teraz polegałam tylko na nim. Straciłam zmysł wzroku, ale pozostał mi węch i słuch. Czułam zapach świeżych sosen. Ptaki wesoło ćwierkały, a pod stopami łamały mi się drobne gałązki. Szliśmy tak dobre kilka minut, nie rozumiałam czemu brunet chciał być taki tajemniczy. Nagle podłoże pod moimi stopami zmieniło się. Teraz było miękkie i moje nogi zapadały się lekko. Domyśliłam się że jest to trawa, chociaż pewna nie byłam. Chłopak stał obok prowadząc mnie dalej. Nagle zatrzymaliśmy się. Poczułam jego ciepłe dłonie na mojej twarzy. Zdjął mi opaskę.
-Jesteśmy na miejscu. 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Dobry wieczór dziewczynki ;) Bo nie sądzę żeby zaglądał tu jakiś chłopak. Chociaż kto wie ;D Witam Was po kolejnej długiej nieobecności. I po raz kolejny przepraszam. Są ferie, a ja dopiero teraz zaczęłam coś pisać. Dodatkowo nie pobudza mnie fakt, że tak mało Was tu zagląda ;/ No nic... trudno. Pozdrawiam i idę czytać książkę. Do następnego i liczę na Was ;)

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 19

Będąc w siodlarni poszukałam szczotek obu klaczy. Po chwili znalazłam to czego szukałam. Na początek poszłam do Burzy. Stanęłam przed boksem i patrzyłam jak spokojnie skupie siano. Po chwili jednak weszłam do środka. Złapałam ją za kantar i wyprowadziłam na korytarz podpinając z obu stron uwązami. Zaczęłam dokładnie szczotkować sierść, a gdy już skończyłam wyczyściłam kopyta. Później ją osiodłałam, a następnie razem z Burzą poszłam po Zemstę. Po chwili słałyśmy przed boksem Karej. Gdy tylko otworzyłam drzwi boksu Zemsta wyszła na korytarz. Będąc już przed budynkiem stajni zdałam sobie sprawę, że zapomniałam kasku. Zaprowadziłam  klacze to okrągłego ogrodzenia i szybko pobiegłam po zapomnianą rzecz.Chwilę później byłam z powrotem. Kilka minut później siedziałam już na Burzy. Przez pierwsze kilkanaście minut poruszaliśmy się stępem. Zemsta szła za nami krok w krok. Zastanawiałam się nadal jak mogę połączyć te dwa treningi. Na razie Burza zachowywała się bardzo dobrze, nie wyrywała się do przodu, nie strzelała żadnych baranków. Musiałam sprawdzić jeszcze jak zachowa się w szybszych chodach i gdy Zemsta ją wyprzedzi. Przed lasem ruszyliśmy kłusem. W pewnym momencie Zemsta wyrwała się do przodu. Czułam, że wszystkie mięśnie klaczy napinają się pode mną. Już chciała mi się wyrwać do przodu, ale udało mi się ja powstrzymać. Nie mogłam dopuścić, aby wystrzeliła do przodu. Zemsta nadal galopowała przed siebie, a Burza już wyraźnie się uspokoiła. Teraz sama dodałam łydki. Razem pędziły łeb w łeb, kopyto w kopyto. Udało jej się nawet wyprzedzić na chwilę wyjść na prowadzenie przed Zemstą. Poklepałam klacz po szyi i zwolniłam do kłusa, a następnie do stępa. Byłam z niej zadowolona. Zsiadłam i dałam chwilę odpocząć koniom i sama też chciałam rozprostowałam nogi. Podeszłam do Zemsty i pogłaskałam ją miedzy oczami.
-Co, piękna?- w odpowiedzi usłyszałam tylko ciche rżenie.
Kilka minut później z powrotem siedziałam w siodle. Jadąc przez las jechaliśmy stępem. Gdy tylko pojawiliśmy się na łące Zemsta znów popędziła do przodu. Tym razem Burza pozostała przy swoim chodzie. Skierowała tylko uszy w stronę Karej i lekko szarpnęła głową. Nic poza tym.
-Zemsta!-krzyknęłam.-doganiając ją.
Po skończonej jeździe Zemstę zaprowadziłam na pastwisko, a Burzę postanowiłam dokładnie wyczyścić.Wzięłam wszystkie potrzebne szczotki i wróciłam do wcześniej przywiązanej już klaczy. Na pierwszy rzut poszło zgrzebło plastikowe. Za jego pomocą dokładnie usunęłam zaklejki z potu i rozczesałam sierść. Szczotką włosianą zebrałam resztki kurzu, jeśli jeszcze w ogóle takie były. Już prawie skończyłam. Burza już wyglądała ślicznie. Zabrałam się za ogon i grzywę. Dokładnie je rozczesałam, a że chciałam zrobić już wszystko perfekcyjnie zaplotłam dobieranego. Wyglądało to ślicznie.
-No, to co teraz tylko kopyta?
Wzięłam kopystkę do dłoni i kolejno czyściłam każde kopyto. Na koniec wilgotną ściereczka przetarłam okolice oczu i pysk.
-Julia, widzę, że się postarałaś.-usłyszałam za sobą głos, który należał do pani Justyny
-Dziękuję starałam się.-odparłam z uśmiechem.-Tomek już jest?
-Nie, jeszcze go nie ma i tak szczerze powiedziawszy nie wiem kiedy będzie.
-Rozumiem. W stajni jest już wszystko zrobione? Mogę już iść?
-Tak, wszystko zrobione, ale nie wypuszczę cie dopóki czegoś nie zjesz.
Razem poszłyśmy do domu, a pan Stefan robił właśnie naleśniki. Usiadłam na jednym z krzeseł przy stole i czekałam. Po jakiś dziesięciu minutach naleśniki były już na stole. Pani Justyna postawiła jeszcze dżem truskawkowy. Wzięłam jednego, posmarowałam dżemem i złożyłam nie tak jak wszyscy w rulonik tylko w taki trójkąt. W sumie to zjadłam trzy. Były smaczne i cienkie takie jak lubiłam.Gdy zjadłam podziękowałam za posiłek i odniosłam swój talerz do zlewu.
-Mogę wstąpić jeszcze do pokoju tomka? Musze mu coś zostawić.
-Jasne, jeśli to konieczne.
Poszłam do dobrze znanych mi drzwi i podeszłam do biurka chłopaka. Chciałam napisać mu karteczkę i przylepić do monitora, aby łatwo ją zobaczył. Na szczęście nie musiałam grzebać po szufladach, bo karteczki samoprzylepne leżały na blacie, a obok nich pojemnik z długopisami. Wzięłam jedną i napisałam "Czemu mi nic nie powiedziałeś, szujo?! Jula ;p" Gdy to już zrobiłam przylepiłam na monitorze, wyszłam z pokoju i pożegnałam się z państwem Ciszewskim.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - -
Ale ćwok ze mnie nie napisałam dopisku ;D Dzisiaj już 8, a 5 były urodziny Izy ;) Rozdział mi się podoba aczkolwiek ta przemiana Burzy coś za szybko poszła ;D Wiecie co wam powiem ze mnie to jest debil jakiś! Co ja wgl napisałam na kartkówce z niemieckiego?! śmiać mi się chce ;D Było polecenie wstaw odpowiednią literę i takie zdanie "  Beim Frühstück l..st Zeitung." No i co mądra Jula wstawiła? "s" i wychodzi na to, że je sie gazety -,- Jak nie dostane 5 to się normalnie załamię ;/ Dobra ja Wam, już dupy nie truje o niemiecki, bo pewnie mało osób go lubi ;/ A szkoda, fajny język ;d Pozdrawiam i do następnego ;)