poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 25


Rano zostałam obudzona przez dźwięk budzika. Nienawidziłam  tego. Człowiek chce sobie spokojnie pospać, a tu nagle jakaś denerwująca muzyczka, która każe Ci wstawać. Nie jeden pewnie chciałby rzucić telefonem czy innym urządzeniem pełniącym funkcje naszego budzika o ścianę tylko po to aby dalej pospać. Ja właśnie teraz miałam na to ochotę, powstrzymałam się jednak. Włączyłam drzemkę i z trudem przekręciłam się na drugi bok. Chyba odezwały się wczorajsze zabawy w wodzie. Ciekawe czy Tomek miał tak samo? Czy też rozłożyło go tak jak mnie? Zamierzałam się tego dowiedzieć, więc sięgnęłam po telefon i wybrałam numer chłopaka.  Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos… zaspany głos.
-Hej, Tomuś. Jak zdrówko?
-Julia…
-Co, kochanie?-powiedziałam próbując się śmiać
-Nie kochaniuj mi tu. Chyba jestem chory. Zimno mi, kataru dostałem.
-To niedobrze… ale to Twoja wina. Sam zacząłeś, więc do siebie miej pretensje
-Dobra, dobra trzymaj się-po tych słowach usłyszałam dźwięk rozłączanej rozmowy.
Wstałam niechętnie, owinęłam się kocem i zeszłam na dół do kuchni. Nikogo tam nie było. Iza pewnie w szkole, a rodzice gdzieś pojechali. zaparzyłam herbatę i zrobiłam jakieś kanapki.
Poczekałam chwilę na  napój. Upiłam łyk i całe ciepło rozeszło się po moim ciele. Po zjedzonym posiłku udałam się do swojego pokoju. Ubrałam najgrubsze ciuchy jakie miałam i może to nierozsądne, ale chciałam pójść do Tomka. Piętnaście minut i już byłabym na miejscu. Tak jak mówiłam po tym czasie  byłam już u Ciszewskich. Na początek chciałam przywitać się z Zemstą. Weszłam do stajni i zaciekawione końskie głowy pojawiły się w drzwiach boksów. Podeszłam do każdego z osobna i pogłaskałam pomiędzy oczami. Zemsta stała na samym końcu. Gdy wreszcie dotarłam do jej boksu uśmiechnęłam się promiennie.
Zauważyłam, że klacz leży, ale na mój widok podniosła głowę i cicho zarżała. Weszłam do środka i pogłaskałam po głowie, a następnie po grzbiecie.
-Kochana, nie mogę dłużej zostać, ale obiecuje że niedługo poświęcę ci więcej czasu-pocałowałam ją w chrapy i udałam się w stronę domu.
Gdy weszłam do pokoju Tomka ten leżał przykryty po same uszy.
-Posuń się-odrzekłam wsuwając się pod kołdrę.
Fajnie wyglądała zdziwiona mina chłopaka widząc mnie obok siebie.
-Co ty tu robisz?
-Leżę?...nie widzisz
- No właśnie widzę, powinnaś...
-Znowu będziesz się bawił w mojego starszego i mądrzejszego brata. Wiem, że nie powinnam wychodzić z łóżka, a co dopiero z domu, ale tak źle brzmiałeś przez telefon, że musiałam przyjść.
-Jesteś nienormalna!-zaśmiał  się-Nie wiem jak tyle lat przetrwałaś beze mnie. Jak tylko wrócą z apteki wiozą cie do domu i bez dyskusji.
-Wiesz, co jesteś nadopiekuńczy
Później już nic nie mówił  tylko objął mnie swoim ramieniem i tak leżeliśmy. Było ciepło, a na dodatek moje grube ubrania jeszcze bardziej ogrzewały moje ciało. Teraz gdy tak leżeliśmy nasze ciała całkowicie się stykały i to właśnie było trochę dziwne.
-Tomeeek? Nie chcę wypinać się na ciebie tyłkiem, dlatego wypuść mnie z tego uścisku i pozwól się przekręcić
-Mi nie przeszkadza, że się na mnie wypinasz... no ale jak tak bardzo chcesz, to dobrze
Obróciłam się w jego stronę i teraz byliśmy twarzami do siebie. Mogłam wpatrywać się godzinami w jego błękitne oczy. Nagle zebrało mi się na śmiech
-Z czego się tak śmiejesz?
-Z nas... bo leżymy tu jak jakaś para zakochana
-I to jest takie śmieszne?
-Tak, bo jak się tak w ciebie wpatruję, to ma mam ochotę cie pocałować
-Mhmm. Zamknij oczy
Zrobiłam to o co mnie poprosił, a po chwili poczułam jego usta na moim czole.
-Już, wiesz że nie chce aby coś się miedzy nami popsuło. Jesteś dla mnie ważna ale jako przyjaciółka... siostra, a poza tym wiesz że chyba nic by z tego nie wyszło
-Wiem. Dobrze jest tak jak teraz i nie zmieniajmy tego. A całusy w czoło są znakiem tego, że mogę czuć się przy tobie bezpieczna.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi, a ja momentalnie przekręciłam się na drugi bok. Do pokoju weszła pani Justyna. Popatrzyła na nas i tylko się uśmiechnęła.
-Mamy tutaj dwóch chorowitków
- Właśnie...ciociu, musicie zawieźć Julie do domu
-Dobrze, ale najpierw napijemy się herbaty

Miłosz
Siedziałem w swoim pokoju i zastanawiałem się co robi Julia. Nie odzywała się od dłuższego czasu i bałem się że się na mnie obraziła. Dzisiaj do niej pojadę, ale najpierw wstąpię do kwiaciarni. Może tym razem trafię w jej ulubiony kolor róży. Wiem, że to na pewno nie biała ani nie brzoskwiniowa.Piętnaście minut później stałem pod budynkiem kwiaciarni.Wszedłem do środka i powitała mnie ta sama starsza pani co zawsze.
-Dzień dobry-powiedziała z promiennym uśmiechem-Widzę, że znowu pan nie trafił.
-Nie udało się, ale będę próbował dalej
-Widzę, że naprawdę panu zależy, więc jaki dzisiaj bierzemy
-Może wezmę tą błękitną
-Dobry wybór, jest piękna.
Zapłaciłem za kwiat i wróciłem do samochodu. Byłem lekko poddenerwowany tą wizytą. Co jeśli Julii nie będzie w domu? Wiem. Wtedy zostawię jej róże na biurku i napiszę jakąś karteczkę. Pewnie domyśli się, że to ode mnie, ale przynajmniej będzie wiedziała, że sobie nie odpuściłem.

Piętnaście minut później byłam już w domu. Poszłam do swojego pokoju, przebrałam się w jakieś cieńsze ubrania i położyłam się do łóżka. Próbowałam zasnąć, ale nie potrafiłam. Za wcześnie na spanie-pomyślałam. Moja siostra mogłaby nawet w samo południe zasnąć i nie wiem jak ona to robiła. Usłyszałam na podjeździe dźwięk podjeżdżającego samochodu. Pewnie rodzice wrócili, bo nie widziałam ich nigdzie. Chwilę później słyszałam kroki na schodach a później pukanie do drzwi.
-Proszę-powiedziałam uprzejmie
Drzwi się uchyliły a w nich ukazała się... no właśnie to nie byli rodzice tylko róża, piękna aczkolwiek nie moja ulubiona.
-Miłosz?-zaśmiałam się-wchodź, a nie się tak czaisz
-Hej, Jula-jak zwykle uśmiech nie schodził z jego twarzy
-Co, ty tutaj robisz?
-Przyjechałem cię odwiedzić, myślałem że już o mnie zapomniałaś
-Niee... to nie tak. Po prostu ostatnimi czasy miałam dużo na głowie.
-Rozumiem,nie musisz mi się tłumaczyć. Mam dla ciebie różę.
-Jest śliczna, ale to nadal nie moja ulubiona
-Kiedyś zgadnę. Czy ty jesteś chora?
Kiwnęłam głową. On usiadł na krześle tuż przede mną i wpatrywał się we mnie. Kiedy spytałam tylko na co się tak patrzy odpowiedział, że na mnie. Po jakiś kilku minutach wyrwał się z transu i zapytał czy czegoś nie potrzebuje. Żadnej herbaty, leków czegokolwiek. Powiedziałam, że niedawno piłam u Ciszewskich.
-Poszłaś taki kawał aż do nich? Chcesz się jeszcze bardziej rozchorować? Po tym jak wczoraj wracałaś mokra do domu
A więc jednak mnie widział. Czułam się trochę głupio. W końcu ostatnio miałam tyle na głowie, że znalazłam czas dla Tomka, a dla niego nie. Zakryłam twarz pierzyną chcąc się jak najbardziej ukryć. Jednak po chwili Miłosz odsłonił mi twarz i odgarnął włosy z mojej twarzy.
-Strasznie mi głupio. Wczoraj...-uciszył mnie
-Nic nie mów. Pójdę zrobić nam herbatę. Mam nadzieję, że wszystko znajdę.
Powiedziałam mu gdzie co jest a ten zniknął za drzwiami. Po jakiś kilku minutach wrócił z herbatą i o dziwo zrobił kilka kanapek. Podniosłam się do pozycji siedzącej a chłopak usiadł obok mnie. Talerz z kanapkami był pomiędzy nami, a my piliśmy.Nie musiał robić tych kanapek i powiedziałam mu to na co tylko westchnął. Widziałam, że chcę się o mnie troszczyć i nawet mi się to podobało. Gdy już wszystko było zjedzone a także wypite brunet przysunął się bliżej mnie tak że nasze ramiona dotykały się.
-Mogłabym się z powrotem położyć?
-A mogę położyć się obok Ciebie?
-Miłosz, nie wiem.
W końcu usiadł na krześle. Rozmawialiśmy jeszcze długo, śmialiśmy się. W pewnym momencie Miłosz oznajmił że musi już wracać. Pocałował mnie w policzek i wyszedł.  
- - - - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - - -
Nie chce Was przepraszać, bo jak widzę to nic nie daję ;/ Znowu ponad miesiąc bez pisania. Ale teraz są wakacje i mam nadzieję, że to się zmieni ;d Mam nadzieję że rozdział się spodoba  ;) Czytasz skomentuj ;) Wiem, że teraz masz czas ;) Dobranoc i do następnego ;) Jest 2 po północy ;d