środa, 11 lutego 2015

Rozdział 23

Gdy tylko weszłam on od razu odwrócił się w moją stronę. Miał na sobie jakieś ciemne dresy i kontrastującą do tego jasną koszulkę. W ręku trzymał różę...liliową. Moją ulubioną. Uśmiechnął się, podszedł do mnie i wręczył mi kwiat. Podziękowałam również się uśmiechając.
-Moja ulubiona, dziękuję.
-Proszę, ale kiedy zaczęłaś kolekcjonować róże?
Spojrzałam na szafkę obok mojego łóżka i rzeczywiście był tam wazon z kwiatami. Pewnie mama przyniosła z kuchni.
-To od twojego brata. Próbuje zgadnąć jaka jest moja ulubiona.
-Coś marnie mu idzie skoro dał ci białą.
Byłam nieco zaskoczona, że pamięta takie szczegóły, ale było to mile zaskoczenie. Cieszyłam się z tego powodu. Patrzyliśmy się tak na siebie aż w końcu zaproponowałam abyśmy usiedli. Po chwili oboje siedzieliśmy na moim łóżku.
-Po co przyszedłeś?
-Pytasz się tak jakbyś chciała żeby mnie tu nie było.
-Wiesz, że to nie jest prawda. Zawsze jesteś tutaj mile widziany.
Nastąpiła chwila ciszy. Nie lubiłam tego. Czułam się wtedy tak niezręcznie. Właściwie, to wiem o czym mogłabym z nim porozmawiać. Były dwie takie sprawy. Przeszłość i teraźniejszość. Dzisiaj nadszedł odpowiedni czas na wyjaśnienie wszystkiego. Zwłaszcza, że Szymon był moim przyjacielem i byłym chłopakiem. Zastanawiałam się czy mogę powiedzieć o wszystkim. Mówiąc o wszystkim miałam na myśli Miłosza i to co między nami się dzieje, a właściwie to chyba nic takiego się jeszcze nie stało.
-Muszę Ci się do czegoś przyznać.-powiedziałam opuszczając wzrok.-Nie chce mieć przed tobą tajemnic
-No, więc zamieniam się w słuch, bo tak naprawdę przyszedłem bez specjalnej okazji. Chciałem cię po prostu zobaczyć.
-Też się cieszę, że Cię widzę.-odparłam patrząc mu prosto w oczy.-Zacznę od przeszłości, bo chce mieć to już za sobą. Tak, więc powróćmy do dnia, w którym odbyło się ognisko.
-Musimy do tego wracać?
Kiwnęłam głową i zaczęłam mówić dalej. Cały czas patrzyłam się na niego. Chciałam widzieć czy coś w jego twarzy się zmienia. Ten jednak zachował powagę, która nie była do niego podobna. Opowiadałem po kolei wszystko co działo się na ognisku i jakie uczucia mi towarzyszyły. Powoli dochodziłam do momentu z sianem. Zaczęłam o tym mówić i chłopak tak jakby posmutniał.
-Ale skończyło się tylko na pocałunkach i to Tomek powstrzymał mnie przed zrobieniem czegoś głupszego.
-No, ale tak właściwie po co mi to powiedziałaś?
-Musiałam to w końcu z siebie wydusić. Zwłaszcza, że w jakimś tam stopniu przez to nie chciałam dać nam kolejnej szansy. Nie chciałam doznać kolejnego zawodu z którejkolwiek strony.
-Rozumiem. Ja z Magdą...
-Nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem, co chcesz powiedzieć. Byłeś z nią oczywiście wzięte jest to w cudzysłów żeby w jakimś stopniu zrobić mi na złość. Wiem, że obok mnie kręci się dużo facetów i to cię najbardziej denerwowało dlatego pokazałeś się z tą dziewczyną. Nie mam ci tego za złe.
-Wiesz, taka szczera rozmowa przydała nam się.
-Dobrze, że dzisiaj przyszedłeś. Muszę Ci powiedzieć jeszcze coś. I to chyba będzie gorsza wiadomość dla Ciebie... chociaż sama nie wiem.
-Chodzi i mojego brata? Dostawia się do ciebie.
-Skąd wiesz?
-Mówił mi, że się całowaliście i że od dawna mu się podobałaś
-I mówisz o tym z takim spokojem?
-Przecież nie zabronię mu, żeby do ciebie startował. Jest dorosły, zrobi co chce. A tobie też niczego nie mogę zakazać. Oczywiście jestem na maksa wkurzony na niego, ale nie chce wychodzić na jakiegoś paranoika, który jest zazdrosny o swoją byłą. A po drugie jeśli się kogoś naprawdę kocha, trzeba pozwolić mu odejść.
Patrzyłem na niego w osłupieniu. Nigdy nie pomyślałabym, że z jego ust wyjdą takie słowa. Zadziwiał mnie coraz bardziej. Zmienił się po naszym rozstaniu. Poznawałam go na nowo. Spojrzałam na niego i przysunęłam się trochę chcąc się przytulić. Objął mnie swoim ramieniem i trwaliśmy tak chwilę. Dotarło do mnie, że to przeze mnie się zmienił. Zraniłam go, ale on się do tego nie przyzna.
-Szymek, uwielbiam cię. Jesteś najlepszym...przyjacielem.
W tym momencie żałowałam, że nie dałam nam jeszcze jednej szansy. Ale było już za późno. Nie mogłam tak po prostu powiedzieć "Szymon, chce do ciebie wrócić". Musiałam przestać o tym myśleć. To co było...po prostu już minęło i nie można do tego wracać.
-Ja ciebie też.
Dał mi buziaka w czoło wstał i wyszedł mówiąc, że tym razem widzimy się u niego. Zatrzymałam go jeszcze na chwilę, bo chciałam powiedzieć ostatnią rzecz i jeszcze się czegoś dowiedzieć.
-Wiesz, Miłosz wczoraj zabrał mnie na polanę, która była niemal identyczna jak ta, na którą ty mnie zabrałeś i...
-Wręczył ci połówkę serca.
-Niebieskiego-powiedzieliśmy oboje
-Nie przyjęłam tego prezentu. Czy ty nadal...-nie dał mi dokończyć.
-Tak, nadal mam swoją połówkę i będę ją nosił zawsze.-podkreślił ostatnie słowo-Tak samo jak ty.
Gdy to powiedział, pożegnał się po raz drugi i wyszedł, a ja opadłam na łóżko ściskając w dłoni kawałek niebieskiego metalu.
- - - - - - - - - - - - - -
Kolejny rozdział :d Pewnie jesteście zdziwione/zawiedzione, że to nie Miłosz. Dwie dziewczyny pytały się, czy to będzie Miłosz i nie wiem czemu tak myślałyście. Wiem, wredna jestem, ale od początku miał to być Szymon. Rozdział jest chyba trochę krótszy, ale i tak mi się podoba :) Znowu, aż dziwne :d Jeszcze tylko 10 rozdziałów do końca tomu :d Nie wiem czy będzie następny. No nic, to tyle ode mnie. Pozdrawiam i do następnego :)

poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 22

Podeszłym do Zemsty, a ta oderwała się od skubania trawy i podniosła głowę w moją stronę. Zarżała cicho i trąciła mnie w ramię. Pogłaskałam ją między oczami i ostrożnie wsiadłam na jej grzbiet. Zwróciła głowę w moją stronę i zastrzygła uszami. Docisnęłam lekko łydki do boków klaczy, a ta posłusznie ruszyła do przodu. Przeszła kawałek w stępie i dałam jej sygnał do kłusa. Podniosła głowę i dumnie biegła w tym chodzie.
-Dobrze, maleńka.-powiedziałam klepiąc ją po szyi.-To co galop?
Złapałam się mocniej grzywy i przyspieszyłam do galopu. Chwilę później byłam już przed moimi przyjaciółmi.
-Jula, jeśli mnie pamięć nie myli, to ona nawet dotknąć się nie dała.-oznajmił Paweł wyciągając dłoń w naszą stronę.
-Niee!-krzyknęłam chcąc ochronić go przed zębami Zemsty
Na szczęście w porę się cofnął. Wytłumaczyłam, że Kara nadal nie lubi obcych(zwłaszcza chłopaków), a żeby nie stała nam się przy niej krzywda trzeba z nią trochę popracować. Alan i Paweł popatrzyli po sobie uśmiechając się przy tym.
-A może moglibyśmy z nią popracować?
-Zgoda, ale już nie dzisiaj. Teraz ja chce z nią potrenować.
Tomek otworzył mi furtkę i razem z Zemstą skierowałyśmy się na ujeżdżalnie. Zapomniałabym, że klacz jest nieosiodłana, więc na początek pojechałam do stajni. Podpięłam ją na korytarzu i szybko poszłam po szczotki, siodło i ogłowie. Wiedząc, że sama z tym wszystkim się nie zabiorę, poprosiłam Tomka o pomoc. Będąc już w siodlarni naprowadziłam temat rozmów na bliźniaków.
-Wiesz, chłopaki wydają się w porządku.
-Tak, wiem.
-Fajnie też, że przychodzą tutaj i pomagają. Mogliby częściej tu zaglądać.
-Możemy im przecież powiedzieć, że są tutaj mile widziani.
-Zwłaszcza, że dzięki nim Czakers żyje...
-Dobra chodźmy już, bo nie wiem czy zostawienie ich samych z Zemstą, to dobry pomysł.
Zgodziłam się z nim chociaż byłam pewna, że nic im nie zrobi. Ja wzięłam szczotki, a Tomek całą resztę. Już po chwili czyściłam grzbiet klaczy. Następnie oczyściłam kopyta i już mogłam ją siodłać.
Robiłam już drugie okrążenie w kłusie, zmieniłam kierunek i kolejne dwa. Chłopaki razem z Weroniką siedzieli na ogrodzeniu i przyglądali się jeździe.
Wiedziałam, że dobrze nam idzie, bo cały czas się uśmiechali. Byłam dumna z siebie i Zemsty. Od początku pracy z nią wykonałam kawał dobrej roboty. Postanowiłam pojeździć jeszcze chwilę w galopie i zakończyć tą krótką jazdę. Gdy już chciałam skończyć Zemsta miała coś innego w planach. Stanęła naprzeciw pozostawionej na ujeżdżalni przeszkody. Na początku nie wiedziałam o co jej chodzi, ale gdy spojrzałam na pozostałych  zrozumiałam.
-Chcesz poskakać?-kiwnęła jakby mnie rozumiejąc.-No dobrze skoczymy i na tym zakończymy.
Przeszkoda na moje oko miała jakieś pięćdziesiąt centymetrów. Skróciłam strzemiona i docisnęłam łydki do boków klaczy. Ruszyłyśmy spokojnym galopem. Stacjonata była coraz bliżej. Odliczałam kroki. Trzy, dwa, jeden i... Zemsta wybiła się idealnie. Podwinęła przednie kopyta pod siebie i ze sporym zapasem i z gracją wylądowała po drugiej stronie. Byłam zachwycona. Poklepałam ją po szyi i zwróciłam się w stronę przyjaciół zatrzymując się przed nimi.
-Ona jest niesamowita. Wprost rwie się do skoków.
-Przyznaję dobra jest.
-Zgadzam się z Alanem
-A ja z nimi-powiedział uśmiechając się
-Julia, byłyście rewelacyjne-usłyszałam z ust Werki
-Dobra, jak chcecie możecie już iść. Zaraz do was dołączę. Tylko ją rozstępuje
-Będziemy w pokoju.
-Co, piękna pokazałaś im dzisiaj. Jestem z ciebie dumna.
Zdjęłam z niej cały sprzęt, zaniosłam do siodlarni i z powrotem wróciłam. Wyczyściłam ją szybko i zaprowadziłam do boksu. Spojrzała się na mnie jakby czegoś oczekując. Ja tylko pokręciłam głową i podniosłam ręce w górę w geście, że nic dla niej nie mam. Wiem, że zasłużyła na jakiś smakołyk, ale naprawdę nie miałam nic przy sobie. W ramach nagrody postanowiłam zrobić jej kilkuminutowy masaż. Weszłam do boksu i zabrałam się do pracy. To kilka minut przerodziło się chyba w kilkanaście. Poczułam jak wibruje mi telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni spodni i odczytałam treść sms-a, który właśnie przyszedł.
"Gdzie Ty jesteś? Miałaś ją tylko rozstępować. Czekamy... chłopaki zaraz idą."
Nawet nie chciało mi się już odpisywać, ucałowałam już prawie śpiąca już Zemstę i wybiegłam ze stajni. Będąc już przed pokojem Tomka usłyszałam głośne śmiechy. Weszłam i całą czwórkę zostałam siedzących na podłodze, a każdy miał przyczepioną karteczkę do czoła. Odchrząknęłam głośno i wszyscy zwrócili się w moją stronę.
-Siadaj, zaraz skończymy i będziesz mogła zagrać z nami.
-No dobrze-powiedziałam posiadając obok nich.
W ciągu kilku następnych minut zadawali sobie pytania, aby odgadnąć, co mają napisane na czole. Weronika była smerfetką, Tomek pajęczycą Teklą, Paweł Panną Klementyną z Pszczółki Mai, a Alan jako jedyny poddał się. Zdjął karteczkę i przeczytał na głos, co tam było napisane.
-Po!? A może przed?
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Naprawdę nie znasz teletubisia Po-powiedziałam
-Wy jakieś chore bajki oglądaliście
-Ja tego nie oglądałam, ale wiem kim były teletubisie.-oznajmiła Weronika
-Może zagramy teraz w coś innego. Prawda czy fałsz.-zaproponował Alan.
-Ok. Tylko o co w tym chodzi?
Alan wytłumaczył zasady gry i każdy z nas na swojej kartce napisał jedno zdanie prawdziwe, drugie fałszywe. Następnie wrzuciliśmy to do jakiegoś pojemnika i Tomek losował jako pierwszy. Rozłożył kartkę i przeczytał na głos "Podoba mi się ktoś z tego towarzystwa" i " Boję się pająków" Pomyślał chwilę, wybrał drugie zdanie jako prawdziwe i wskazał na Weronikę. Ta tylko kiwnęła głową. Teraz losował Alan. Niezłe zdziwienie weszło na jego twarz.
-Jest wśród nas mój brat. Alkohol i siano, to niezbyt dobre połączenie.-spojrzał na nas i wskazał na Pawła.
-Nie patrz na mnie, to nie moja kartka.
-W takim razie czyja braciszku?
-Moja.-odezwałam się.-A drugie zdanie jest prawdziwe, ale nie będę opowiadała o co chodzi.
Po raz drugi dzisiaj poczułam wibracje telefonu. Tym razem był to sms od mamy. Kazała mi wracać do domu. Ciekawe czemu? No nic jak trzeba, to trzeba.
-Ja muszę już lecieć. Wera idziesz ze mną?
Blondynka wstała i obie ruszyłyśmy do wyjścia. Na pożegnanie rzekłam tylko krótkie "cześć chłopaki", "cześć braciszku". Fajnie było zobaczyć miny bliźniaków. Po tych słowach wyszłyśmy z pokoju Tomka i obie udałyśmy się do swoich domów. Po jakiś kilkunastu minutach każda z nas otwierała drzwi własnego domu. Weszła do kuchni mając nadzieję, że dowiem się po co mnie ściągnęli do domu. Mama kazała mi iść do swojego pokoju, mówiąc tylko, że ktoś na mnie czeka. Moment później byłam już w środku, zastałam osobę stojącą pod oknem. Od razu rozpoznałam kto to jest.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kurde... idę jak burza z tymi rozdziałami ;d Ale to chyba dobrze. Trzeba jakoś wykorzystać ferie. Później nie będę miała już tyle czasu. Universe dziękuję Ci że znajdujesz czas na przeczytanie i skomentowanie każdego rozdziału ;) Chciałam również podziękować za 17 tys wejść ^-^ Rozdział w sumie mi się podoba ;D Pewnie domyślacie się kto przyszedł do Julii. Tylko ja sama nie wiem jeszcze, co mam z nim zrobić ;/ U mnie remont trwa, niedługo to nie wiem gdzie ja będę spać. Już wszystko prawie powynoszone. No nic to tyle ode mnie pozdrawiam, liczę na zwiększoną obecność i do napisania ;)

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 21

Przede mną rozciągała się piękna polana. Przypominała trochę tą, na którą zabrał mnie Szymon. Ta tylko nie miała strumyka, a dodatkowo był na niej powalony pień. Na środku stała ogromna, rozłożysta wierzba. Prosiłam tylko w duchu żeby chłopak nie zabrał mnie do jej wnętrza. To byłoby dziwne przeżywać drugi raz to samo. Zauważyłam jeszcze, że po drugiej stronie pnia coś leży jednak nie mogłam dostrzec, co to było.  W pewnej chwili chłopak pociągnął mnie za sobą, a szliśmy w kierunku... no właśnie wierzby. Byłam lekko zdenerwowana. Moment później byliśmy już we wnętrzu. Tak jak się spodziewałam...ujrzałam to co przed kilkoma miesiącami. Spojrzałam na Miłosza, który spoglądał na mnie z uśmiechem.
-Możemy stąd wyjść?
-Nie podoba Ci się tutaj?
-Nie o to chodzi. Jest pięknie, ale mam ogromne deja vu i chyba wiem co się stanie.
-Doprawdy?-powiedział podchodząc do mnie z czymś w dłoni.
Zaszedł mnie od tyłu i odgarnął włosy na jedno ramię. Poczułam, że zakłada mi jakiś wisiorek. Spojrzałam w dół i spytałam się w duchu czemu niebieskie? Czemu akurat prawa połowa, która z lewą częścią serduszka od Szymona tworzy całość.
-Miłosz nie mogę tego przyjąć-odrzekłam z lekko opuszczoną głową.
-Czemu?
Pokazałam mu wisiorek który już miałam. Tworzył on jedność. Dwie połówki od dwóch chłopaków... braci.
-Dlaczego musicie być tacy podobni do siebie. Czy wy myślicie tak samo. Najpierw polana, później wisiorek.
-Nie wiedziałem, że dostałaś taki sam od mojego brata.
Spojrzałam na niego zdejmując wcześniej podarowany prezent. Powiedziałam, że jeśli chce mi coś dać musi wymyślić coś innego. Później wyszliśmy z wierzby i zaprowadził mnie na drugą stronę pnia, po której znajdował się koc z rozmaitymi przekąskami. Usiadłam razem z nim.
-Mam coś jeszcze dla ciebie-spojrzałam na niego zaskoczona
Zza pleców wyciągnął brzoskwiniową róże. Omal się nie zaśmiałam. Czyli nadal chciał próbować. Ciekawe za którym razem uda mu się.
-Znowu nie trafiłem?
-Dziękuję za różę. Jest piękna, ale próbuj dalej.
-Zanim zgadnę uzbierasz cały bukiet.
-Kiedyś ci się uda.
Po tych słowach postawił przede mną talerzyk z owocami. Wzięłam jedną mandarynkę i obrałam starannie. Była pyszna...kwaskowa, taka jakie lubię. Skusiłam się na kilka innych owoców i Miłosz podał mi jedną z kanapek, które zrobił.
-Dziękuję za wspaniały piknik, ale ja już nic nie przełknę.
-No, dobrze. Skoro nie możesz to nie jedz. Posiedzimy tu jeszcze chwilę i możemy wracać, bo widziałem, że kilka razy spoglądałaś na zegarek.
-To prawda. Ogólnie teraz powinnam być w stajni.
Nie odpowiedział nic na to tylko położył się na trawie. Zrobiłam to samo i wysłuchałam się w otaczającą mnie naturę. Słyszałam ćwierkanie ptaków, gałązki wierzby powiewały na wietrze. Wspaniale było tak leżeć i nic nie robić. Mogłabym tu być cały dzień, ale niestety czas nie pozwalał na to. Wstałam niechętnie i zawołałam Miłosza żeby również się podnosił. Zebraliśmy wszystkie rozłożone tu rzeczy i poszliśmy w stronę samochodu. Spytałam się czy mógłby podwieźć mnie do stajni na co się zgodził. Cieszyłam się że niedługo będę wśród koni. Po drodze zostawiłam plecak w domu, powiedziałam mamie, że Miłosz zawiezie mnie do stajni i wróciłam szybko do niego. Po kilku minutach byliśmy pod posiadłością państwa Ciszewskich. Wysiadłam z samochodu i już chciałam pobiec do stajni, ale przypomniało mi się że nie pożegnałam Miłosza. Podeszłam do niego, wspięłam się na palcach i podarowałam mu buziaka w policzek.
-Dzięki za mile spędzony czas.
-Polecam się na przyszłość-odparł ukazując idealne białe i równe zęby.
-Gdyby wszyscy porywacze tacy byli, mogłabym być porywana codziennie.-zażartowałam
-Dobra, leć już, bo porwę Cię jeszcze razi i tym razem tak szybko nie wypuszczę
-Już się boję. Do zobaczenia-pomachałam i weszłam na podwórko wcześniej otwierając furtkę.
Na początek udałam się w stronę domu żeby przebrać się w ciuchy robocze. W środku zastałam tylko pana Stefana. Spytałam, gdzie są wszyscy, a w odpowiedzi uzyskałam, że w stajni. Przebrałam się szybko i wybiegłam na zewnątrz. Wchodząc do stajni nic nie słyszałam. Wszystkie konie były na pastwiskach. W siodlarni nikogo nie było. Nie było także sprzętu kilku koni. Wyszłam ze stajni kierując się na ujeżdżalnie. Było tam czterech jeźdźców i pani Justyna na środku. Podeszłam bliżej i zorientowałam się że na koniach siedzą: Weronika, Tomek, Alan i Paweł. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Po chwili siedziałam na ogrodzeniu i przyglądałam się przyjaciołom. Tomek bez dwóch zdań radził sobie najlepiej. Bliźniacy jakoś nadążali za poleceniami pani Justyny. A Wera widać, że zostawała w tyle.
-Weronika, pięty w dół, wyprostuj się!-krzyczała instruktorka.
-Ja już nie mogę, nogi mi odpadają. Kiedy kończymy?
-Chłopaki, rozstępujcie już konie, a Weronika podjedź do mnie
Widziałam, że Weronika jest już zmęczona, ale mimo to docisnęła łydki do boków Newady i podjechała na środek ujeżdżalni. Nie słyszałam o czym rozmawiały, ale chyba o niczym przyjemnym, bo przyjaciółka spuściła głowę w dół.
-Weronika, zbierz dupe i pokarz na co cie stać!-spojrzała na mnie i wyraźnie się uśmiechnęła. 
Wróciła na wcześniejsze miejsce i wykonała kilka poleceń. Po czym również zaczęła rozstępowywać klacz. Chłopaki robili kolejne okrążenie, ale tym razem zatrzymali się obok mnie.
-Hej, Julia-powiedział Paweł
-No, cześć chłopaki. Długo już jeździcie.
-Jakąś godzinę.-odpowiedział Alan
-Szkoda, że nie pojeździłam sobie z wami.
-Właśnie widzieliśmy jak ktoś cie spod szkoły zabrał i wszyscy razem poszliśmy do stajni. Zrobiliśmy wszystko przy koniach i ciocia zaproponowała nam jazdę.
-I co teraz będziecie mieć regularnie jazdy? A Werce szło aż tak strasznie?
W skrócie opowiedzieli mi jazdę i odjechali, a Weronika również skończyła i zsiadła z siwki. Ja również zeskoczyłam z ogrodzenia i podeszłam do niej. Otuliłam ją ramieniem i udałyśmy się do stajni. Przywiązałyśmy Newadę na korytarzu i pomogłam ją rozsiodłać i wyczyścić. Następnie wszyscy odprowadziliśmy konie na pastwisko. Poszukałam wzrokiem Zemsty, a gdy wreszcie ją zauważyłam pobiegłam do niej każąc na siebie poczekać.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kolejny ;D Pisałam go dzisiaj cały dzień. Nawet zadowolona jestem z efektów i długość też jest lepsza. Universe mam nadzieje, że będziesz zadowolona. Alan i Paweł znowu się pojawili ^-^ Oliwia, Ty też będziesz zęby szczerzyć, że pojawił się Miłosz. Ja mam jeszcze tydzień ferii. Ten tak szybko zleciał ;/ Jutro jadę do babci. Remont się zacznie. A później szkoła. No nic to chyba tyle ode mnie pozdrawiam i do następnego ;* 

czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 20

Cały następny tydzień chodziłam z domu do szkoły i do stajni, i tak w kółko. W szkole było coraz więcej nauki, więc starałam jak najszybciej wywiązywać się z obowiązków i czym prędzej pędzić do stajni. Zdarzyły się dni, w których nie mogłam pozwolić sobie na długie przebywanie u państwa Ciszewskich ze względu na czekającą naukę. Nawet będąc zaledwie godzinę wśród czterokopytnych starłam się popracować z którymś z nich. Widziałam coraz większe postępy w pracy z Zemstą, a także z Burzą. Z tą drugą musiałam zaczynać praktycznie wszystko od samego początku. Pan Stefan opowiedział mi, że będąc z nią w terenie zachowywała się tak samo jak wcześniej. Miałam nadzieję, że z pomocą Zemsty uda nam się coś z tym zrobić. Ostatnio będąc u Tomka chciałam dowiedzieć się gdzie był tamtego wieczora. Nie chciał mi powiedzieć. Byliśmy przyjaciółmi jednak nic mi nie zdradził, tłumacząc się, że niedługo się dowiem. Ciekawe, co przede mną ukrywał.


Fizyka... Ostatnia lekcja w piątek. Najgorsze, co mogło być.Większość osób uciekła do domu z powodu... no właśnie nie wiem czego. Została nas tylko garstka. Zaledwie dwanaście osób na trzydzieści. Były praktycznie same dziewczyny i kilku chłopaków. Właściwie, to tylko bliźniacy i Tomek. Usiadłam z Alanem, a jego bliźniak z Tomkiem. Wszyscy udawali, że słuchają żółwia (czyt. naszego kochanego pana od fizyki), a tak naprawdę każdy zajmował się czymś innym. Ja z moim sąsiadem z ławki graliśmy w kółko i krzyżyk. Siedzący przed nami chyba zaczęli grać w statki, a reszta też coś robiła. Może ktoś słuchał jakże interesującego monologu o widmach czegoś tam. Ale to nie byłam ja. Wszystko wpadało mi jednym uchem, a wypadało drugim. W ogóle nie rozumiałam o czym on do nas mówił. Z niecierpliwością czekałam na dzwonek, który skończyłby wreszcie te męczarnie.
-Ziemia do Julii-szepnął do mnie-Twój ruch
-Sorki, zamyśliłam się.
Spojrzałam na narysowane przez niego pole do gry i już wiedziałam, że przegram tą rundę. Postawiłam krzyżyk, a kolejny ruch chłopaka zadecydował o jego zwycięstwie.Właśnie w tym momencie zadzwonił dzwonek. Zanim wyszliśmy pan zadał nam na następny tydzień przeczytanie całego rozdziału i wykonanie kilku poleceń z podręcznika. Kilka minut później byłam już przed szkołą. Nie chciałam czekać na autobus, który miał być dopiero za jakieś dwadzieścia minut, więc zaczęłam iść pieszo. Nie minęło nawet kilka minut jak pojechał pode mnie samochód.
-Cześć, Julia-usłyszałam głos Miłosza
-Hej-odpowiedziałam z uśmiechem-Co tutaj robisz?
-Zabieram Cie stąd.
-A mogę spytać dokąd?
-Wsiadaj, zobaczysz
-A wiesz, że nie wsiada się do jakiś obcych samochodów... co jeśli okażesz się...
-Ej, no wiesz co?!-powiedział z wyrzutem-Nie jestem żadnym pedofilem
Dłużej się nie zastanawiając usiadłam na siedzeniu pasażera i zapięłam się pasem. Zastanawiałam się gdzie chce mnie zabrać. I czemu nie poczekał aż wrócę do domu? Aż tak mu się spieszyło? Wprawdzie nie poszłabym do domu tylko od razu do stajni. A stamtąd...zwłaszcza w piątek po szkole trudno mnie wyciągnąć. Właściwie cieszyłam się że mnie zabrał. Na samą myśl o nim uśmiechałam się. Najgorsze było to, że on i Szymon, to bracia. Spojrzałam na niego ukradkiem. Był taki skupiony na jeździe.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?
Byłam zaskoczona, że zauważył. Myślałam, że patrzy się tylko przed siebie.
-Nic. Tak tylko-powiedziałam krótko.
-Niedługo będziemy na miejscu.
Dopiero teraz spostrzegłam, że w ogóle nie zwróciłam uwagi na drogę. Nie wiedziałam, gdzie byliśmy i jak długo byliśmy w drodze. Rozejrzałam się dookoła... widziałam tylko drzewa. Byliśmy w jakimś lesie. Gdybym go nie znała choć trochę naprawdę mogłabym pomyśleć, że jest jakimś pedofilem, który zabiera spod szkoły niepełnoletnie dziewczyny, nie mówi gdzie się wybierają, a później okazuję się że to las. Ale Miłosz nie mógłby być do tego zdolny. Wreszcie się zatrzymaliśmy. Wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. Jaki dżentelmen.-pomyślałam. Gdy wysiadłam założył mi jakąś czarną opaskę na oczy. Prawdopodobnie była to taka opaska, którą zakłada się przed snem.
-Czemu mi to założyłeś?
-Nie bój się, nic ci się nie stanie. Obiecuję.
Teraz polegałam tylko na nim. Straciłam zmysł wzroku, ale pozostał mi węch i słuch. Czułam zapach świeżych sosen. Ptaki wesoło ćwierkały, a pod stopami łamały mi się drobne gałązki. Szliśmy tak dobre kilka minut, nie rozumiałam czemu brunet chciał być taki tajemniczy. Nagle podłoże pod moimi stopami zmieniło się. Teraz było miękkie i moje nogi zapadały się lekko. Domyśliłam się że jest to trawa, chociaż pewna nie byłam. Chłopak stał obok prowadząc mnie dalej. Nagle zatrzymaliśmy się. Poczułam jego ciepłe dłonie na mojej twarzy. Zdjął mi opaskę.
-Jesteśmy na miejscu. 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Dobry wieczór dziewczynki ;) Bo nie sądzę żeby zaglądał tu jakiś chłopak. Chociaż kto wie ;D Witam Was po kolejnej długiej nieobecności. I po raz kolejny przepraszam. Są ferie, a ja dopiero teraz zaczęłam coś pisać. Dodatkowo nie pobudza mnie fakt, że tak mało Was tu zagląda ;/ No nic... trudno. Pozdrawiam i idę czytać książkę. Do następnego i liczę na Was ;)