czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 7

Rozdział dedykuję wszystkim dziewczyną będącym teraz na obozie ;* Miłej zabawy ^_^

Wszyscy z przerażeniem w oczach patrzyli na ogiera. Stali tak jakby odebrało im mowę.Gdy Czakers chciał się położyć Alan oprzytomniał i wbiegł do boksu chwytając go za kantar, a później powoli wyprowadził na korytarz.
-No, co się tak patrzycie?-spytał-Nie wiecie, że konia z kolką trzeba oprowadzać?
-Trzeba zadzwonić po weterynarza.-powiedziała Julka.-Tomek mógłbyś to zrobić?
Po chwili brunet pobiegł do siodlarni, gdzie znajdował się telefon z numerami wszystkich weterynarzy z okolicy. W tym czasie pozostała czwórka chodziła wte i  z powrotem po korytarzu. Po dziesięciu minutach wrócił Tomek. Powiedział, że pierwsi dwaj weterynarze nie odbierali w ogóle. Chociaż próbował kilka razy. Do trzeciego dodzwonił się po kilku minutach, a ten powiedział mu, że jest przy porodzie krowy. Co oznaczało, że tutaj będzie za około godzinę. Tomek jednak wypytał się, co mogą robić. Doktor Wajtle nakazał im tak jak już wcześniej zaczęli chodzić z koniem stepem. Jeśli to kolka spastyczna, to oprowadzanie powinno wystarczyć. Jeśli jednak nie pomoże powinni naszykować środek transportu w razie potrzeby przewiezienia zwierzęcia do kliniki. Dodatkowo jak odparł doktor mogą też okryć zwierzę derką i pocierać wiechciami słomy boki ogiera. Na koniec wspomniał, że nie mogą mu pozwolić spożywać żądnych pokarmów. Po dokładnym zrelacjonowaniu rozmowy dziewczyny i chłopaki rozpoczęli, to, co przekazał im doktor. Julka pobiegła po derkę, a Weronika przygotowało trochę słomy do masażu. Po kilku minutach Czakers był masowany z dwóch stron przez dziewczyny.  Natomiast Paweł okrył go derką. 
-Ej, macie może biowetalgin?-spytał jeden z bliźniaków.
-Nie, nie mamy. Skończył się.
-Moglibyśmy mu podać, a jeśli byłaby to kolka spastyczna byłoby po problemie.
-Skąd, wy wiecie tyle rzeczy o koniach?
-Dużo rzeczy mówił nam dziadek, trochę też czytaliśmy. 
Po wymienieniu ze sobą tych kilku zdań w skupieniu powrócili do wcześniej wykonywanych zajęć. Dziewczyny po około dziesięciu minutach masażu pozwoliły chłopakom nadal oprowadzać ogiera. Półgodziny później dało się zauważyć wyraźną poprawę. Plamy potu już prawię znikły, Czakers od czasu do czasu rżał wesoło. W pewnym momencie na podjeździe usłyszeli jakiś samochód, z którego jak się później okazało wysiadł weterynarz.
-Dzień dobry wszystkim tutaj zgromadzonym.-odrzekł spoglądając na ogromnego ogiera.-widzę, że zastosowaliście się do moich wskazówek. 
-Tak zrobiliśmy wszystko, co pan kazał. Chcieliśmy nawet podać biowetalgin, ale nie mieliśmy. Bo jak się domyśliliśmy to tylko kolka spastyczna.
-Czyżbym rozmawiał z przyszłym weterynarzem?
- My wszyscy tutaj jesteśmy przyszłymi weterynarzami.-oznajmił lekko się śmiejąc.
-Zmierzę tylko wszystkie wskaźniki fizjologiczne.
-Czyli temperaturę ciała, tętno i oddech tak zwane TTO.
Pięć minut później Czakers miał już zmierzoną temperaturę. Termometr wskazywał 37,8°C. 
-Temperatura w normie. Wiecie jak zmierzyć tętno?
-Tak, wiem. Ja to zrobię-zaproponował Tomek.
Chwilę później chłopak stał przy głowie Czakersa i przyłożył dwa palce do tętnicy szczękowej zewnętrznej. Po minucie wiedzieli, że tętno tej jest prawidłowe. Wynosiło 33 uderzenia na minutę. Teraz zostały tylko oddechy, którymi zajął się doktor Wajtle. Zdjął z szyi stetoskop, włożył słuchawki do uszu, a końcówkę przyłożył do brzucha. Po zakończonym badaniu doktor podsumował, że ten koń to okaz zdrowia, a kolka mogła być wynikiem jakiegoś stresu lub źle dobranej paszy.
-Ode mnie, to wszystko. Miło było mieć takich pomocników.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
TAAAAAK ;D Nowy rozdział. Nareszcie!!! Pisałam go cały dzień ;/ I wiecie, co? Nawet  mi się podoba ;D Nie wiem czemu, ale podoba mi się. Ale końcową ocenę pozostawiam Wam. Chciałam Was przeprosić za moją długą nieobecność. Obiecałam sobie, że to opowiadanie będzie miało przynajmniej trzy tomy. Ale ciii.W sobotę mam kolejną jazdę ^_^ Mam nadzieję, że znów będzie super. Właśnie byłabym zapomniała jeszcze raz pozdrowienia dla wszystkich dziewczyn, które są teraz na obozie :* Pozdrawiam i do napisania.

Edit 19:37
Universe mam nadzieję, że pisząc, że cały ten rozdział będzie dotyczył tematyki końskiej chodzilo Ci o coś takiego ;D Nie wiem czy są tutaj jakieś zaskakujące wydarzenia...chyba raczej nie ;D  Ale mam nadzieję... powtarzam się ;D ... że spodoba Ci się. Pozdrawiam i do napisania ;*

wtorek, 8 lipca 2014

Przesyłka ^_^

Tak, więc dzisiaj dostałam moją wyczekiwaną przesyłkę ^_^ To, mój pierwszy taki zakup. Wyglądam trochę jak kosmita w tym ;D No, ale trudno jakoś przeżyję. Wstawiam Wam fotkę. A propos fotek, dzisiaj byłam z koleżanką zrobić sobie zdjęcie do legitymacji i wyglądam jak debil jakiś ;D



Jak myślicie, co to jest? ;P

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 6

Tydzień później

Ostatnie dni Julce mijały szybko i spokojnie, ale to  może dlatego, że w szkole nie było jeszcze żadnych konkretnych zajęć, a po lekcjach większość dnia upływała na zajmowaniu się końmi. Z Tomkiem nadal utrzymywała niby dobre stosunki. Dzisiaj był czwartek, lekcje już się skończyły i wszyscy powoli wychodzili z budynku szkoły.
-Idziemy na piechotę?-zaproponował Tomek
-Będziemy szli dobre pół godziny jak nie więcej, a to tylko do ciebie, więc z Werą zejdzie się jeszcze dłużej.
-No, chodźcie rozruszamy trochę nogi.
-Ok. Ale jak będą nas boleć, to mamy załatwiony masaż stóp.
-Dobra.
Przeszli na drugą stronę ulicy i usłyszeli za sobą głośne wołanie. Jak się później okazało byli to bliźniacy: Paweł i Alan.
-Zaczekajcie!
Po chwili chłopcy byli już obok trójki.
-Gdzie idziecie?
-Do domu.-odpowiedziała Julka.
-Idziemy z wami-powiedział Alan.-Mamy po drodze.
-To gdzie wy mieszkacie?
-Niedaleko stąd. Jakieś pięć minut drogi, żółty dom.
-To już wiemy gdzie wpadać.-powiedziała z uśmiechem Wera
-Tak, tak. My też będziemy wiedzieć. Weźmiemy z domu rowery i jedziemy z wami.
Julka i Weronika spojrzały na siebie z iskierką w oczach. Pomyślały o tym samym. To bliźniacy mogli wziąć je na rowery i podwieźć aż do Tomka. Oczywiście jeśli się zgodzą.
-Alan... może moglibyście nas podwieźć na tych swoich rowerkach?
-No wiesz bardzo byśmy chcieli, ale niestety nie mamy bagażników.
-Dobra w sumie to nie jest tak daleko. Możemy się przejść.
Po pięciu minutach powolnego marszu dotarli pod żółty dom. Budynek był dość duży, dookoła ogrodzony białym płotem, a dach pokrywała czerwona dachówka. Wokół rozciągał się przepiękny ogródek, mieniący się różnorakimi barwami. Do wejścia prowadziła żwirkowa ścieżka po bokach, której rosły niewielkie brzozy. Całość komponowała się bardzo dobrze. Wyglądało na to, że trójka przyjaciół miała do czynienia z zamożnymi kolegami. Po chwili bracia wrócili ze swoimi rowerami.
-Bardzo ładny dom i ogród.-odrzekła Julia
-Dziękujemy. Ogród to zasługa naszej mamy. Sama go zaprojektowała.
Po chwili cała piątka ruszyła przed siebie. Dużo rozmawiali, śmiali się, opowiadali o sobie ciekawe rzeczy. O Pawle i Alanie dowiedzieli się, na przykład, że mają młodszą siostrę, a ich dziadkowie mają kilka koni, na których przez ostatnie tygodnie wakacji uczyli się jeździć.
-Serio? I jak wam szła nauka?-spytał Tomek.
-Tak średnio. Na początku byliśmy negatywnie nastawieni do tego pomysłu, ale jakoś przekonaliśmy się do tego...
-Tak, tak. Ale zaledwie jeździmy sprawnie w stępie, co nie jest taką wielką trudnością, a także kłusujemy.
-Jak na początek, to idzie wam dobrze.

Czterdzieści minut później 

-Dobra, to może coś przekąsimy, a później zabierzemy się do pracy.
-Co masz na myśli mówiąc słowo "praca"?-spytał Alan.
-Drogi, Alanie jakbyś jeszcze nie zauważył mamy...-przerwało jej rżenie koni-No właśnie o to mi chodziło.
-Tomek, to twoje?
-W sumie, to moich wujków, ale mam też swojego konia.
Po kilku minutach wszyscy znaleźli się w kuchni. Pani Justyna miło przywitała nowych znajomych Tomka. Po chwili przyniosła jeszcze dwa krzesła i cała siódemka usiadła do stołu. Pani Ciszewska przygotowała dzisiaj zupę pomidorową, a na drugie danie podała udka w ryżu. Tak jak zawsze każdy zjadł wszystko zadowolony. Po zjedzonym posiłku dziewczyny i Tomek przenieśli swoje plecaki do pokoju bruneta. Następnie udali się do stajni. Wszystkie konie były już w boksach i zaciekawione wystawiały głowy na zewnątrz cierpliwie czekając na swój posiłek.
-Macie tu aż tyle koni?
-Czy to jest aż tak dużo?-odpowiedział Tomek.-Ale koniec tego gadania zabierajmy się do pracy.
Chłopaki zajęli się wynoszeniem zużytej ściółki i zamiataniem korytarza. Paweł i Alan już po chwili byli cali zakurzeni i gdzie nie gdzie ich ubrania były w słomie. Patrząc na Tomka, który pozostał w stanie nienaruszonym. To znaczy był nadal czysty i żadna słomka nie przyczepiła mu się do ubrania, to bliźniacy wyglądali na osoby które nigdy w życiu nie miały w rękach ani szczotki, ani wideł. Dziewczyny natomiast nie spiesząc się powoli roznosiły wcześniej wymierzoną pasze do poszczególnych boksów. Gdy uwinęły się z tym zaczęły robić, to samo z sianem.
-I tyle, to już koniec?-spytał Paweł patrząc na dziewczyny.
-Na razie tak...a co niby miałybyśmy jeszcze zrobić?
-No, nie wiem...my jak byliśmy u dziadka, to zawsze po karmieniu sprawdzaliśmy czy z końmi wszystko w porządku.-odrzekł Paweł
-Możemy sprawdzić, ale nigdy  nic się nie dzieje, więc czemu tym razem miałoby się coś stać?-odparł Tomek.-Ty i Alan sprawdźcie lewe boksy od początku, a Wera sprawdź lewy od końca. Jula my sprawdzamy prawe boksy.
Po chwili cała piątka dokładnie sprawdzała każdy boks. W pewnej chwili bliźniacy stanęli przy boksie Czakersa jak wskazywała tabliczka. Czakers - siedmioletni ogier pinto. Zwykle wesoły i rozbrykany teraz był ustawiony tyłem do korytarza. Co kawałek grzebał przednimi kończynami w słomie, rozglądał się na boki, a także kopał tylnymi kończynami w brzuch. Można było też zauważyć plamy potu po bokach ogiera. Chłopacy zaniepokojeni tym widokiem widząc, że wszyscy już kończą obchód zawołali pozostałych.
-To chyba kolka-powiedział Alan.
------------------------------------------------------------
Witam wszystkich ^_^ Po pierwsze chciałabym Was bardzo przeprosić za moją długą nieobecność. Nie wiem ile już czasu pisze ten rozdział ;D Ale dość długo. Wcale skończyć go nie mogłam ;/ A efekt końcowy w ogóle mi się nie podoba. Ogólnie nie wiem jak ja skończę ten tom ;/ To jest jakaś totalna porażka. Piszę coraz gorzej, weny coraz mniej, nie wiem jak to dalej będzie ;/ Teraz właśnie przyszłam od bobu, a jutro muszę wstać o 4.30 ;/ Kiepsko. Ogólnie to myślałam nad jakimś wakacyjnym kursem angielskiego, ale nie wiem czy to wyjdzie ;D Jaaa teraz tak patrzę 4.30 o.O Godzina w której niemcy pojmali Rudego ;( 4.30  Ja tu takie sru tu tu tu a powracając do rozdziału to proszę o wyrozumiałość, bo wiem, że jest straszny ;c To tyle ode mnie, życzę miłej nocki i dobranoc ;*

Edit 16.18

Ok. Poprawiłam chyba te kilka błędów ;D Z przecinkami gorzej, bo wstawiłam ich zaledwie kilka, hihihi.
Dzięki za słowa krytyki ;D To jest bardzo pobudzające. Następnym razem będę bardziej uważać ^_^