sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 21

Przede mną rozciągała się piękna polana. Przypominała trochę tą, na którą zabrał mnie Szymon. Ta tylko nie miała strumyka, a dodatkowo był na niej powalony pień. Na środku stała ogromna, rozłożysta wierzba. Prosiłam tylko w duchu żeby chłopak nie zabrał mnie do jej wnętrza. To byłoby dziwne przeżywać drugi raz to samo. Zauważyłam jeszcze, że po drugiej stronie pnia coś leży jednak nie mogłam dostrzec, co to było.  W pewnej chwili chłopak pociągnął mnie za sobą, a szliśmy w kierunku... no właśnie wierzby. Byłam lekko zdenerwowana. Moment później byliśmy już we wnętrzu. Tak jak się spodziewałam...ujrzałam to co przed kilkoma miesiącami. Spojrzałam na Miłosza, który spoglądał na mnie z uśmiechem.
-Możemy stąd wyjść?
-Nie podoba Ci się tutaj?
-Nie o to chodzi. Jest pięknie, ale mam ogromne deja vu i chyba wiem co się stanie.
-Doprawdy?-powiedział podchodząc do mnie z czymś w dłoni.
Zaszedł mnie od tyłu i odgarnął włosy na jedno ramię. Poczułam, że zakłada mi jakiś wisiorek. Spojrzałam w dół i spytałam się w duchu czemu niebieskie? Czemu akurat prawa połowa, która z lewą częścią serduszka od Szymona tworzy całość.
-Miłosz nie mogę tego przyjąć-odrzekłam z lekko opuszczoną głową.
-Czemu?
Pokazałam mu wisiorek który już miałam. Tworzył on jedność. Dwie połówki od dwóch chłopaków... braci.
-Dlaczego musicie być tacy podobni do siebie. Czy wy myślicie tak samo. Najpierw polana, później wisiorek.
-Nie wiedziałem, że dostałaś taki sam od mojego brata.
Spojrzałam na niego zdejmując wcześniej podarowany prezent. Powiedziałam, że jeśli chce mi coś dać musi wymyślić coś innego. Później wyszliśmy z wierzby i zaprowadził mnie na drugą stronę pnia, po której znajdował się koc z rozmaitymi przekąskami. Usiadłam razem z nim.
-Mam coś jeszcze dla ciebie-spojrzałam na niego zaskoczona
Zza pleców wyciągnął brzoskwiniową róże. Omal się nie zaśmiałam. Czyli nadal chciał próbować. Ciekawe za którym razem uda mu się.
-Znowu nie trafiłem?
-Dziękuję za różę. Jest piękna, ale próbuj dalej.
-Zanim zgadnę uzbierasz cały bukiet.
-Kiedyś ci się uda.
Po tych słowach postawił przede mną talerzyk z owocami. Wzięłam jedną mandarynkę i obrałam starannie. Była pyszna...kwaskowa, taka jakie lubię. Skusiłam się na kilka innych owoców i Miłosz podał mi jedną z kanapek, które zrobił.
-Dziękuję za wspaniały piknik, ale ja już nic nie przełknę.
-No, dobrze. Skoro nie możesz to nie jedz. Posiedzimy tu jeszcze chwilę i możemy wracać, bo widziałem, że kilka razy spoglądałaś na zegarek.
-To prawda. Ogólnie teraz powinnam być w stajni.
Nie odpowiedział nic na to tylko położył się na trawie. Zrobiłam to samo i wysłuchałam się w otaczającą mnie naturę. Słyszałam ćwierkanie ptaków, gałązki wierzby powiewały na wietrze. Wspaniale było tak leżeć i nic nie robić. Mogłabym tu być cały dzień, ale niestety czas nie pozwalał na to. Wstałam niechętnie i zawołałam Miłosza żeby również się podnosił. Zebraliśmy wszystkie rozłożone tu rzeczy i poszliśmy w stronę samochodu. Spytałam się czy mógłby podwieźć mnie do stajni na co się zgodził. Cieszyłam się że niedługo będę wśród koni. Po drodze zostawiłam plecak w domu, powiedziałam mamie, że Miłosz zawiezie mnie do stajni i wróciłam szybko do niego. Po kilku minutach byliśmy pod posiadłością państwa Ciszewskich. Wysiadłam z samochodu i już chciałam pobiec do stajni, ale przypomniało mi się że nie pożegnałam Miłosza. Podeszłam do niego, wspięłam się na palcach i podarowałam mu buziaka w policzek.
-Dzięki za mile spędzony czas.
-Polecam się na przyszłość-odparł ukazując idealne białe i równe zęby.
-Gdyby wszyscy porywacze tacy byli, mogłabym być porywana codziennie.-zażartowałam
-Dobra, leć już, bo porwę Cię jeszcze razi i tym razem tak szybko nie wypuszczę
-Już się boję. Do zobaczenia-pomachałam i weszłam na podwórko wcześniej otwierając furtkę.
Na początek udałam się w stronę domu żeby przebrać się w ciuchy robocze. W środku zastałam tylko pana Stefana. Spytałam, gdzie są wszyscy, a w odpowiedzi uzyskałam, że w stajni. Przebrałam się szybko i wybiegłam na zewnątrz. Wchodząc do stajni nic nie słyszałam. Wszystkie konie były na pastwiskach. W siodlarni nikogo nie było. Nie było także sprzętu kilku koni. Wyszłam ze stajni kierując się na ujeżdżalnie. Było tam czterech jeźdźców i pani Justyna na środku. Podeszłam bliżej i zorientowałam się że na koniach siedzą: Weronika, Tomek, Alan i Paweł. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Po chwili siedziałam na ogrodzeniu i przyglądałam się przyjaciołom. Tomek bez dwóch zdań radził sobie najlepiej. Bliźniacy jakoś nadążali za poleceniami pani Justyny. A Wera widać, że zostawała w tyle.
-Weronika, pięty w dół, wyprostuj się!-krzyczała instruktorka.
-Ja już nie mogę, nogi mi odpadają. Kiedy kończymy?
-Chłopaki, rozstępujcie już konie, a Weronika podjedź do mnie
Widziałam, że Weronika jest już zmęczona, ale mimo to docisnęła łydki do boków Newady i podjechała na środek ujeżdżalni. Nie słyszałam o czym rozmawiały, ale chyba o niczym przyjemnym, bo przyjaciółka spuściła głowę w dół.
-Weronika, zbierz dupe i pokarz na co cie stać!-spojrzała na mnie i wyraźnie się uśmiechnęła. 
Wróciła na wcześniejsze miejsce i wykonała kilka poleceń. Po czym również zaczęła rozstępowywać klacz. Chłopaki robili kolejne okrążenie, ale tym razem zatrzymali się obok mnie.
-Hej, Julia-powiedział Paweł
-No, cześć chłopaki. Długo już jeździcie.
-Jakąś godzinę.-odpowiedział Alan
-Szkoda, że nie pojeździłam sobie z wami.
-Właśnie widzieliśmy jak ktoś cie spod szkoły zabrał i wszyscy razem poszliśmy do stajni. Zrobiliśmy wszystko przy koniach i ciocia zaproponowała nam jazdę.
-I co teraz będziecie mieć regularnie jazdy? A Werce szło aż tak strasznie?
W skrócie opowiedzieli mi jazdę i odjechali, a Weronika również skończyła i zsiadła z siwki. Ja również zeskoczyłam z ogrodzenia i podeszłam do niej. Otuliłam ją ramieniem i udałyśmy się do stajni. Przywiązałyśmy Newadę na korytarzu i pomogłam ją rozsiodłać i wyczyścić. Następnie wszyscy odprowadziliśmy konie na pastwisko. Poszukałam wzrokiem Zemsty, a gdy wreszcie ją zauważyłam pobiegłam do niej każąc na siebie poczekać.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Kolejny ;D Pisałam go dzisiaj cały dzień. Nawet zadowolona jestem z efektów i długość też jest lepsza. Universe mam nadzieje, że będziesz zadowolona. Alan i Paweł znowu się pojawili ^-^ Oliwia, Ty też będziesz zęby szczerzyć, że pojawił się Miłosz. Ja mam jeszcze tydzień ferii. Ten tak szybko zleciał ;/ Jutro jadę do babci. Remont się zacznie. A później szkoła. No nic to chyba tyle ode mnie pozdrawiam i do następnego ;* 

2 komentarze:

  1. Miłosz taki słodki. Znowu ^^ Niech ona z nim będzie, no. On jest idealny. Jakby jeszcze konno jeździł, to już całkiem. Tak, teraz długość jest w porzadku, a błędów nie zauważyłam. Dobra, dalej nie mam weny na komentarz. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Universe, Ty jedyna ze mną zostałaś. Dziękuję :* No ale jeszcze jakby chciał nauczć się jeździć, to byłoby już przesłodzone :d Cieszę się, że Ci się podoba i również pozdrawiam :)

      Usuń