sobota, 15 czerwca 2013

No i gleba...

Byłam dzisiaj na Bocheniu i jeździłam konno. Jak zwykle musiałam czekać na Łukasza, a na dodatek okazało się, że będę jeździć na innym koniu nie na Niklu tylko na Emciu. Dobra wyczyściłam go i zaczęłam jazdę. Na początek jak zwykle w stępie 3 kółka w prawo i lewo no i 2 ósemki. Następnie stanie w strzemionach jak ja tego nie lubię ale coraz lepiej mi to wychodzi  i robię więcej kółek bez siadania.(jak się usiądzie, to się robi wszystko od początku ;( )A Łukasz, to dobry jest zachciało mu się opalać i w samych spodniach siedział. No więc stęp ok, kłus fajnie, anglezowanie też.  Nadszedł czas na galop, dobra Łukasz pognał mi ogiera i zaczęłam galopować nawet nieźle mi to wychodziło. Druga próba galopu była gorsza po pierwsze koń zaczął tak szybko biec, że tak mnie wybijało w siodle, że mało nie spadłam ale jeszcze się trzymałam w przeciwnym razie wleciałabym na barierkę. No ale jeszcze kilka metrów i nie wytrzymałam, i spadłam. Jak to Łukasz powiedział zrobiłam fikołka w powietrzu i spadłam na plecy ale mnie bolały na dodatek starłam sobie rękę,
a plecy, które wcześniej opalałam teraz mam takie czerwone i tak mnie pieką, że sobie nie wyobrażacie. No oczywiście Łukasz do mnie podbiegł, spytał czy nic mi nie jest, i czy coś mnie boli, i pomógł mi wstać. Nogi, to miałam jak z galarety tak mi się trzęsły. Postałam tak chwilę po czym jego mama spytała czy mam siłę jeździć dalej no a ja wsiadłam i  jeździłam jeszcze w kłusie bez strzemion fajnie było. Potem go rozstępowałam i zakończyłam jazdę. To był chyba mój najgorszy  upadek jaki dotychczas miałam. Następnie mama Łukasza wzięła mnie do domu żebym przemyła sobie tą rękę później dała mi kompotu, a ja wyszłam na zewnątrz i zmieniłam sobie buty już wyciągałam pieniądze, a tu okazuję się, że dzisiaj miałam za darmo. Tylko na następną jazdę muszę kupić Łukaszowi czekoladę. 

7 komentarzy:

  1. Stara dobra zasada jeździecka, co? "Gleba = stawianie ciacha" - to właśnie przez pierwsze cztery lata jazdy trzymało mnie w siodle. ;) Oj, i nadal trzyma. Pierwszy upadek wcale nie był upadkiem, bo podczas skoku Astra strasznie mocno się wybiła (moja wina - dodałam łydkę. Jednak i wtedy wiszę tą jedną nogą, a drugą miałam zawieszoną w siodle. Astra jak to ona podjechała kłusiekiem pod płot, a ja sobie na niego normalnie zeszłam krzycząc "tadam!" ;) W ciągu ostatnich dwóch lat spadłam, raz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, i tło masz śliczne! :)

      Usuń
    2. Kiedy moja przyjaciółka Prosiałkę (początkująca) miała jazdę zamiast wsiąść w siodło jakoś tak wsiadła na zad i koń ją wywalił. Stałam pięć metrów dalej, ale niestety nic nie zauważyłam, bo byłam "zbyt pochłonięta zabawą z kotem" :D Najfajniejsze momenty zawsze mnie omijają :c

      Usuń
    3. Mój pierwszy upadek to był śmiechowy Łukasz i moja siostra się śmiali nawet ja się śmiałam. Zamiast wsiąść na konia to przeleciałam przez niego i wylądowałam po 2 stronie a on nawet nie drgnął.

      Usuń
  2. Ojojoj wyobrażam sobie ból!! Ale to. Nic bo jak się nie wywrucisz to sie nie nauczysz w tym przypadku jak spadnieszXD JA SKOCZYAM PRZEZ PŁOT JAK MILAM PIERWSZY UPADEK:)

    OdpowiedzUsuń
  3. hahahaha .. leże xd Tadam ! Czekam nn i zapraszam http://desterma-datura.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, współczuję Ci. Ja na razie jeszcze nie spadłam, ale na mojej ostatniej jeździe po raz pierwszy miałam zagalopować. Nie wiem, co zrobiłam, że wyrzuciło mnie z siodła, a klacz zwariowała. Ale powisiałam sobie z boku siodła aż ją instruktorka zatrzymała ;)
    Czekam na następny rozdział z opowiadania :)

    OdpowiedzUsuń