czwartek, 19 kwietnia 2018

Porzucona cz. II

Hej, hej i czołem :D Mam dla was kolejną już część Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ^_^ Nie wiem jak to będzie z długością tego całego opowiadania, czy jakoś w najbliższym czasie to skończę, czy jakoś bardziej rozwinę :D Chociaż akcja idzie powoli ;o Postanowiłam sobie jednak, że teraz wezmę się za ostatni rozdział pierwotnego opowiadania, które powstało na tym blogu dokładnie 5 lat temu! Także dziewczyny, a może też chłopaki :D Dzisiaj mamy PIĄTE URODZINY tego bloga!!! Mam nadzieję, że w końcu go jakoś reaktywuję, a posty zaczną pojawiać się regularnie *_* Może i Was wtedy przybędzie :D Chociaż nie ukrywam, że blogger chyba stracił swoją popularność i z naszego grona, które było na początku jest nadal ze mną Universe i Szałwia <3   Za co bardzo Wam dziękuję z całego serducha :* Dziękuję też Karo, która też wiem, że tu zagląda :D Drugiej Karo też dziękuję :* Pozostałym dziewczyną też dziękuję! Ever, Koniowata, Sydney!  To z Wami stawiałam pierwsze kroki i od Was dostawałam pierwsze wskazówki :D Nie wiem czy mój styl jest jakoś bardzo dobry, ale na pewno lepszy niż na samym początku hahah  Dzisiaj jadąc na uczelnie zauważyłam wyświetloną na monitorze datę 19.04 i się przeraziłam, że to nasza Szałwia ma urodziny, a ja o nich zapomniałam, a to ten blog ma urodziny haha Pierwotnie miałam to na końcu, ale wydaje mi się że nie każdy zawsze czyta te dopiski haha Chyba mój pierwszy tak długi dopisek :D

* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *

Obudziłam się w pewnym momencie, zegar wskazywał godzinę dziewiętnastą. Momo, leżał obok mnie z głową przy mojej. Wydaję mi się, że od mojego przyjazdu znacznie mu się poprawiło, zwiększył mu się apetyt i znów pojawił się ten błysk w oczach. Najważniejsze jest jednak to, że zaczął sobie urządzać małe przechadzki po moim pokoju. Widać było, że w pewnym stopniu nadal sprawia mu to ból, ale wszystko powoli wracało do normy. Gdybym spotkała tylko tego kierowcę, który go potrącił... Możecie zapytać jak właściwie wygląda Momo. Jest to pięcioletni owczarek szkocki collie. Tak, ten sam, co znana wszystkim Lessie. Jest włochatą, dużą kulką i zarazem wygodną poduszką. Znalazłam go w lesie wraz z dwoma innymi szczeniakami. Gdyby nie to, że tak przeraźliwie piszczały ich żywot dobiegłby końca w tym worku. Wszystkie pieski były zmarźnięte i przerażone. Momo, był najmniejszy z nich i weterynarze nie dawali mu zbyt wielkich szans na przeżycie. Ja jednak uparłam się, że nie dam mu zginąć przez okrucieństwo drugiego człowieka. Tego dnia akurat były moje szesnaste urodziny i to był mój najlepszy prezent. Szczeniaki były u nas przez dwa miesiące, a później dwójce z nich znalazłam nowe domy. Jednego z nich wzięła moja przyjaciółka, a drugi trafił  do jakiegoś kolegi Janka. Ta sytuacja niesamowicie połączyła mnie i Momo. Czułam, że wie iż swoje życie zawdzięcza właśnie mi. Powróćmy jednak do przyczyny, przez którą się obudziłam. Od trzech dni powód jest ten sam, a mianowicie rodzice. Znowu się kłócą, ponownie z mojego powodu. Nie mogłam już tego wytrzymać. Kazałam zostać Momo, a sama wstałam i poszłam do kuchni skąd dochodziły głosy. Tak jak myślałam. Mama z tatą siedzieli przy stole i głośno wyrażali swoje zdanie gestykulując przy tym. Podeszłam bliżej i nawet mnie nie zauważyli.
- Przestańcie już!
- Ines? - zwrócili się jednocześnie w moją stronę.
- Słuchać już tego nie mogę. Od trzech dni kłócicie się o to samo. Gdybyście jeszcze robili to ciszej... ale nie. Chcecie aby wszyscy sąsiedzi was usłyszeli. Ja wiem, że was zawiodłam, zwłaszcza ciebie - spojrzałam na mamę - Wiem, że nie możecie sobie tego wyobrazić, że nie tak mnie wychowaliście. Mamo, a ciebie boli to, że dowiedziałaś się o wszystkim przez test ciążowy, a nie ode mnie. I nadal nie wiecie tego najważniejszego, ale wiecie co? Wiem że nie przyjęlibyście dobrze tej informacji. - mój głos zaczął się powoli łamać. - Ale czy wy naprawdę myśleliście, że ja usunę tą małą istotkę? Mamo, czy Ty usunęłabyś mnie te paredzieścia lat temu? I to tylko dlatego, że krzyżowało to twoje plany na przyszłość? Wiem, że nie chcieliście tego dla mnie... No ale stało się i czasu nie cofnę. Studia, możecie zapytać. Jakoś dam radę, wezmę urlop dziekański po zakończeniu tego roku. Ale nie usunęłabym dziecka, ponieważ żałowałabym później tego do końca życia. Czy tego właśnie chcielibyście dla mnie? Wychowam to dziecko! Z waszą pomocą lub bez niej. I nie martwcie się, nie będę już długo siedziała wam na głowie. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw. - To mówiąc odeszłam, nawet się nie odwracając. Co prawda usłyszałam swoje imię, ale szłam dalej.
Byłam z siebie dumna, że nie dałam wejść sobie w słowo i powiedziałam to wszystko, co od dłuższego czasu leżało mi na sercu. Chociaż powinnam tam zostać i wysłuchać, co mają mi do powiedzenia. Znalazłam się w swoim pokoju i zaczęłam po nim nerwowo krążyć. Musiałam się uspokoić. Momo, patrzył z ciekawieniem, a po chwili jego głowa zwróciła się w stronę drzwi. 
- Ines, kochanie...
- Tato, nie mam teraz siły na rozmowę - to mówiąc poczułam ból w okolicach brzucha.
Spojrzałam na tatę - zauważył. Musiałam go zapewnić, że nic mi nie jest, że to minie. W przeciwnym razie byłabym już w drodze do szpitala. Poza tym miałam na to sprawdzony sposób. Zaczęłam robić okrężne ruchy biodrami, jakbym kręciła hula-hopem. Tata patrzył na mnie jak na jakąś dziwaczkę, ale nic nie powiedział, a ja po chwili czułam się lepiej.
- Nie powinnaś się przemęczać i denerwować w swoim stanie. Wiem że ja z matką w ostatnich miesiącach zachowywaliśmy się jak... hmm na pewno nie było to zachowanie godne rodzica, ale tak naprawdę jesteśmy po twojej stronie. Mamie chodziło o to... Po prostu nie chciała abyś powtórzyła jej historię. Miała przed sobą znakomitą przyszłość, wiele drzwi stało przed nią otworem i musiała to wszystko odłożyć na później. Nie chcę przez to powiedzieć, że żałuje twoich narodzin, bo tak nie jest. Ona po prostu się o ciebie martwi, tak samo jak ja. Twoi dziadkowie, to bardzo religijni ludzie i z początku nie przyjmowali w ogóle tej informacji do siebie. Musieliśmy radzić sobie sami. Ona musiała zrezygnować ze studiów, ja jakoś musiałem powiązać studia i pracę. Dopiero później nasi rodzice wyciągnęli do nas pomocną dłoń. A ja chciałbym zrobić, to już teraz I chciałem przeprosić za ostatnie miesiące
- Przyjmuję przeprosiny, ale do domu i tak nie wrócę. Wygoniliście mnie jak jakiegoś psa, tylko dlatego że zaszłam w ciąże. A teraz pozwól, ale chciałabym się położyć.
- Dobrze. Mam jednak jeszcze jedno ważne pytanie
- Tak?
- Kto jest ojcem dzie...? - nie dałam mu dokończyć.
- Tato, wyjdź proszę - mówiłam przeciągając każde słowo.
Położyłam się obok Momo. Naprawdę byłam zmęczona. Malec chyba się obudził, bo czułam kopanie jego małych stópek. Ostatnimi dniami powtarzało się to dość często jakby wyczuwał, że coś jest nie tak albo że jestem w dobrym humorze. Nie znałam jeszcze jego płci. Chciałam żeby była to dla mnie niespodzianka.
- Nic się nie bój. Z mamusią jest wszystko w porządku. 
Sięgnęłam po telefon i napisałam do Janka. " Chcesz dostać niezłego kopa? :D Przyjdź ;P" Nie musiałam długo czekać. Nasze pokoje były jeden obok drugiego. Gdy byliśmy młodsi mieliśmy dodatkowe "magiczne" przejście między pokojami, ale z biegiem lat kazaliśmy je zamurować. Teraz jak tak myślę, to fajnie byłoby je znowu mieć. Po chwili trzymał już rękę na moim brzuchu. Leżał tak w bezruchu, co jakiś czas zerkając to na mnie to na Momo.
- To jest niesamowite! - mówił, a oczy mu się świeciły - Cieszę się że zostanę wujkiem. 
- Będę cię wynajmowała jako bezpłatną nianie. Nie będziesz się już tak cieszył na bycie wujkiem.
- To ja to jeszcze przemyślę - oboje wybuchnęliśmy śmiechem - Nie byłaś jeszcze u niego co nie?
To pytanie zburzyło całą atmosferę. Nie chciałam o tym myśleć, ale niestety musiałam. Już dawno powinnam to zrobić. Od razu jak się dowiedziałam. Teraz bałam się jego reakcji i obawiałam się że odprawi mnie z kwitkiem.W niedzielę wracałam do siebie, więc zostało mi mało czasu, a musiałam wrócić. Nie mogę opuszczać zbyt wielu zajęć. Wykładowcy i tak poszli mi na rękę, pozwalając na przyspieszenie mojej sesji, abym zdążyła ze wszystkim przed porodem. Przez co spojrzenia innych z uczelni wydawały mi się takie wrogie. I miałam wrażenie, że na każdym kroku ktoś tworzy jakąś plotkę na mój temat. Na szczęście miałam mały krąg zaufanych osób, bez którego nie wiem jak wytrzymałabym te wszystkie docinki innych. Co prawda teraz miałam wolne, więc w zasadzie nic nie straciłam. Jednak nie chciałam dłużej siedzieć rodzicom na głowie.  Już za dużo się nasłuchałam.
- Halo, Ines! Jesteś tu?
- Tak, tak... przepraszam, zamyśliłam się. - powiedziałam po czym spytałam niepewnie - Zawieziesz mnie jutro do niego i w jeszcze jedno miejsce? 
- Jasne.

wtorek, 13 marca 2018

Porzucona

 Chciałabym to krótkie opowiadanie zadedykować Karo <3
* * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * 
Siedziałam spokojnie w swoim pokoju. Nie miałam właściwie nic do roboty, więc postanowiłam się pouczyć. Nie trwało to jednak długo, ponieważ zadzwonił mój telefon. Nie spodziewałam się nikogo, gdyż prawie każdy się ode mnie odwrócił albo też ja od tej drugiej strony. Byłam sama, sama w wielkim mieście, sama z rachunkami na głowie i z dzieckiem w drodze. Tak, dobrze przeczytałeś lub przeczytałaś. Możesz się teraz domyślić czemu, a raczej przez co zostałam sama. Możesz zadawać sobie milion pytań i oceniać mnie nawet mnie nie znając. Odebrałam w końcu. Przez chwile po drugiej stronie panowała cisza, ale moment później usłyszałam głos ojca. Tego się nie spodziewałam. Czego chciał? Coś musiało się stać, nie dzwoniłby bez powodu. Zresztą codziennie pisałam, a czasami rozmawiałam z moim bratem. On chyba jako jeden z niewielu stał nadal po mojej stronie.
- Cześć, coś się stało? Nie odzywasz się od... hmm nie pamiętam nawet i nagle dzwonisz, więc coś musiało się stać. Nie wierzę w twoje nagłe nawrócenie.
- Momo, został ranny. Pomijając to co się między nami dzieję, tego nie mogłem przed tobą zataić i musiałem cię o tym powiadomić.
- Coo?! Co się stało? Jak? - powiedziałam powstrzymując łzy.
- Nie wiem dokładnie
- Muszę przy nim być. Przyjadę... - rozłączyłam się.
Opadłam powoli na łóżko i dopiero teraz zaczęłam płakać. Nie wiem ile tak łkałam, ale po pewnym czasie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili stał już nade mną.
- Michał, wyjdź proszę! Chce być sama.
- Dobrze już mnie nie ma. - powiedział cofając się do drzwi. - Ines...
- Proszę...
Chwilę mi zajęło zanim doszłam do siebie. Wyciągnęłam walizkę z szafy i spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Jutro. Jutro będę w domu, będę pierwszy raz od trzech miesięcy. Już się bałam, ale musiałam tam jechać. Dla Momo i dla Janka.

To była ciężka noc. Nie mogłam zasnąć, cały czas o nim myślałam. Wyobrażałam sobie, że słyszę jego przeraźliwe wycie. Z bólu i tęsknoty za mną. Jak mogłam go tak zostawić? Dlaczego nigdy nie powiedziałam bratu żeby przyjechał z nim? Pytania się mnożyły, a noc ciągnęła się w nieskończoność.  Zasnęłam jednak, ale mój sen nie trwał zbyt długo. Usłyszałam dźwięk budzika i wstałam powoli. Nie było to takie proste jak przed kilkoma miesiącami, ponieważ przybyło mi kilka kilogramów. Nie mogłam nazwać siebie już cienką glistą, jak to mawiała czasami mama. Chociaż zauważyłam, że zaliczałam się do tej grupy kobiet, którym podczas ciąży rośnie tylko brzuch. Może wygląda to trochę jakby anorektyczka na szczudłach była w ciąży, ale mi to nie przeszkadza. Dobrze się odżywiam, nie głodzę ani siebie ani dziecka. Wieczorami i rankiem wykonuje jakieś lekkie ćwiczenia, żeby nie wyjść z formy, ale nie katuje się. Zażyłam więc porannej toalety, ubrałam się i poszłam do kuchni z chęcią przygotowania sobie pożywnego i zdrowego śniadania, ale ktoś już mnie wyprzedził. Na stole czekały mnie placuszki owsiane i przepyszne zielone smoothie. 
- Michał! Chodź do kuchni.
Po chwili zjawił się. Powiedziałam mu że nie musi robić mi śniadań tylko dlatego, że bije we mnie drugie serduszko. Sama potrafiłam to zrobić, wystarczającym faktem było to że płaciłam o wiele mniej niż powinnam za czynsz. On brał wszystko na siebie. Jego sprawa, ale i tak było mi głupio. Za godzinę miałam pociąg. Kiedy zjadłam zostało mi jeszcze trzydzieści pięć minut. Nie spieszyłam się, bo stacje miałam piętnaście minut drogi stąd. Miałam propozycję podwózki od Michała, ale wolałam iść pieszo.

***
Strach coraz bardziej dawał się we znaki. Niedługo miała przyjechać po mnie mama. Miałam wrażenie, że jest ona bardziej zła na mnie niż tata.
- Cześć, mamo. - powiedziałam niepewnie
- Cześć, jak minęła podróż?
- Bez większych problemów. Możemy już jechać? Chciałabym w końcu zobaczyć się z Momo.
- Dobrze. Przykro mi z jego powodu, ale może jeszcze z tego wyjdzie.
Wpadłam do domu w pośpiechu, na wejściu przywitał mnie mój brat. Powiedział, że Momo leży nie tam gdzie zawsze tylko przeniósł się do mojego pokoju. Otworzyłam powoli drzwi, leżał skulony na moim łóżku. Gdy tylko przekroczyłam próg podniósł głowę i zamerdał lekko ogonem. Usiadłam obok i zaczęłam go głaskać. Nic nie mówiłam tylko głaskałam. W pewnym momencie stało się coś niezwykłego. Momo najpierw zaszczekał patrząc na mnie, z początku nie wiedziałam o co mu chodzi, a później powąchał mój brzuch, położył na nim swoją łapę, i zaczął merdać ogonem. Wtedy już wiedziałam, że on wie.
- Momoo - powiedziałam rozklejonym głosem - Taak, kochany będę miała dzidziusia. 
Położyłam się obok, a on leżał z głową na moim ramieniu. Po chwili przyszedł do nas Janek.
- Ines, idź do kuchni. Zjedz coś, na pewno jesteś głodna. Ja z nim posiedzę.
- Janek, on wyczuł... wyczuł że jestem w ciąży. On musi żyć, co się w ogóle stało?
- Właściwie to nie wiem, ale chyba potrącił go samochód. Jakoś przyczłapał się do domu. Pojechałem od razu do weterynarza, zbadał go. Powiedział, że nic nie może zrobić, ale nie było żadnego krwotoku wewnętrznego czy coś w tym stylu i wróciłem z nim do domu. Myślę że jakoś się z tego wyliże
- Oby. Chcę, aby dożył narodzin mojej kruszynki. Janek, ja wiem że rodzice są nadal na mnie źli, że inaczej wyobrażali sobie moje życie, że być może wstydzą się tego... że w tym wieku zostanę mamą. Ale ja jestem dorosła, mam dwadzieścia jeden lat i mimo tego, że nie planowałam tego, to ja chce tego dziecka. I mam nadzieję że zawsze będziesz po mojej stronie.
- Siostra, zawsze będziesz taką moją małą Ines. 
- Dzięki. 
- Przyniosę wam coś do jedzenia i zaraz jestem s powrotem. 
- Janek?
- Tak?
- Myślisz, że powinnam powiedzieć ojcu dziecka i rodzicom?
- Myślę, że zrobisz tak jak będziesz uważała za słuszne. 
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
No heej wszystkim ^_^ Zostawiam Was z tym krótkim opowiadankiem. Mam nadzieję i myślę że będą kolejne części :D Karo, dzięki za motywację :* Mam nadzieję że się spodoba Pozdrawiam cieplutko

środa, 6 grudnia 2017

Uwięziona cz. 3



 Dzień dobry wszystkim! Oto i (chyba hahah) ostatnia część tego krótkiego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba i będzie jakiś pozytywny odzew :D Już widzę te komentarze, że co ja mam w tej głowie :D No nic pozdrawiam i tym razem zabieram się za ostatni rozdział juszy ^-^
- - - - - - - - - - - - -  - - - - - - - - - - - - - 
~Fabian
Tej nocy musiałem wszystko przygotować (miejsce, gdzie się wszyscy spotkamy, wskazówki jak tam dojść).  Miałem mało czasu, ale wiedziałem, że zarówno ona jak i on teraz śpią. Wpierw poszedłem do niej.  Liliana była i mogę powiedzieć, że nadal jest ideałem mojej drugiej połowy.  Może nie od zawsze, ale od dłuższego czasu kumplowaliśmy się. Mieliśmy czas spotkać się i pogadać. Myślałem, że daje mi jakieś znaki, starałem się o jej względy... Niestety bez żadnych skutków.  Zacząłem być zbyt nachalny i natrętny,  Lila (lubiłem tak na nią mówić, bo była takim moim kwiatuszkiem) chyba nie wytrzymała i powiedziała mi o wszystkim, że ma już dość i żebym się w końcu odczepił. Oczywiście wszystko było powiedziane na spokojnie bez żadnych kłótni. Wiedziałem, że muszę się trochę odsunąć z jej życia, ale nadal byłem blisko.  Za każdym razem  gdy widziałem ją  z jakimś chłopakiem, moje pięści mimowolnie się zaciskały,  to tak jakbym miał wbijany kolejny nóż w plecy.  Pewnego dnia zobaczyłem ją z tym palantem, widziałem jak się całują... Nie wytrzymałem,  podbiegłem tam i rzuciłem się na ... no właśnie na Lilianę i to był mój błąd. Może nie tyle co się na nią rzuciłem tylko odepchnąłem ją od niego, straciła równowagę i się przewróciła, chciałem pomóc, ale wtedy on przyciągnął mnie do siebie i oberwałem po twarzy. Kazał mi spadać. Spojrzałem jeszcze tylko na Lilę i wyszeptałem „przepraszam”.  Ale koniec z mówieniem o tym, co było. Miałem misję do wykonania.  Po cichu otworzyłem drzwi do pomieszczenia, w którym spała.  Nie mogła wiedzieć, że są otworzone.  Teraz tylko  zawieszę wskazówki, gdzie miała iść i mogłem iść do niego i zrobić to samo. Później przygotowałem jeszcze ostatnie pomieszczenie.  Dobrze, że znalazłem ten budynek, opuszczony i dawno przez  nikogo nie używany. 
Obudził mnie śpiew ptaków.  Z początku nie wiedziałam o co chodzi i skąd pochodzi ten dźwięk, ale zauważyłam, że w mojej celi jest klatka z ptakiem.  „Więc to dziś” – pomyślałam. Widziałam światło zapalone na korytarzu, podeszłam do drzwi.
- Raz, dwa, trzy. – pchnęłam, a one się otworzyły.
Pierwsze co, to porażająca jasność, nie mogłam otworzyć oczu. Po dłuższej chwili światło już mi nie przeszkadzało i szłam dalej. Lampa za lampą. Krok za krokiem.  Wciąż do przodu.  Nie wiem ile tak szłam, ale w końcu dotarłam do czerwonych drzwi. Była na nich kartka i kluczyk zapewne do tych drzwi.
Gdy wejdziesz w głąb, zobaczysz go.
On też Cię dojrzy.
Nie minie chwila,
gdy ku sobie niczym kamyk z procy
wystrzelicie szybko.
Nie będzie dane cieszyć się długo.
To Ty, to Twoje ręce,
skrępują jego.
Nim przyjdę – JA.
Nie kombinuj, źle na tym wyjdziesz.
F.
Przekręciłam powoli kluczyk i weszłam do środka.  Wtedy go zobaczyłam. Nawet się nie zastanawiałam i od razu pobiegłam ku niemu.
- Lila, nic ci nie jest. – spytał z troską czule gładząc mnie po twarzy i głowie.
- Nic, jestem tylko trochę zmęczona .
Staliśmy tak w objęciach dopóki nie usłyszeliśmy, że muszę go przywiązać do tego krzesła. Nie wiedziałam skąd pochodził głos i wcale nie chciałam robić tego co kazał.
- Ja nie chce tego robić. – powiedziałam ze łzami w oczach
- Liliana musisz! Nie chce żeby coś Ci się stało. – powiedział i pocałował mnie po raz ostatni.
Nie chętnie krępowałam jego ręce i nogi, ale nie miałam innego wyjścia.  Pocałowałam go jeszcze raz i czekałam na to co zaraz nastąpi. Wtem właśnie usłyszałam głośne klaskanie, a z cienia wyłonił się on.
- Jakże wzruszająca scena. – powiedział prześmiewczo. – Prawie się popłakałem.
- Tknij ją tylko, a pożałujesz, że się urodziłeś!
- Ciebie się nikt nie pytał o zdanie, ale pozwól, że sprawdzę jeszcze te więzy.    
Gdy go sprawdził, podszedł do mnie. Ze strachu nie mogłam nawet ruszyć palcem, nic nie mogłam. Fabian zaczął coś mówić, ale ja słyszałam go jakby przez mgłę.
- Pamiętacie ten dzień, w którym  oberwałem po twarzy od twojego ukochanego? To wtedy wróciłem do domu i udało prawie mi się udało ... Znalazła mnie mama, trafiłem  najpierw  na odtruwanie, a później do szpitala psychiatrycznego.  To dlatego nie było mnie prawie miesiąc na uczelni. Chociaż pewnie i tak tego nie zauważyliście. Nie wiecie przez co przeszedłem.
- Fabian, nie miałam pojęcia...
- Zamknij się! To wszystko przez was i teraz nadszedł czas zapłaty. Zdobędę, to o czym zawsze marzyłem. – powiedział spoglądając na mnie.
- Zostaw ją!
- Napisałem, że będziesz krzyczał i nie kłamałem.  Liliana, wiesz co sprawia mi największy ból?
- Nie.
- Patrzenie jak ktoś cię dotyka, przebywa  w twoim otoczeniu jest gorsze niż niemoc robienia tego przeze mnie.
W tym momencie jego dłoń powędrowała na moją głowę, dreszcze przeszły przez moje ciało. Jego dłoń gładziła teraz mój policzek i to nie był koniec. Po dłuższej chwili jego usta zaczęły muskać  moje. Czułam w sobie obrzydzenie, czułam je do tego chłopaka. Słyszałam wrzaski Natana, słyszałam, że próbował przemieścić się przywiązany do tego krzesła, ale chyba razem z nim poleciał na bok. Odsunęłam  się nie mogąc już dłużej tego wytrzymać. Chciałam uciec, ale on złapał mnie za rękę i teraz byłam odwrócona do niego plecami. Czułam jego zimną dłoń pod swoją bluzką, czułam jak jeździł nią po całej mojej klatce.
-Faabian! – wykrzyczałam błagalnie. – Zostaw mnie, ja nie chcę. Naatan, przepraszam
Widziałam jak szarpał się na tym krześle ale nic nie mógł zrobić. To ja mogłam nie byłam niczym związana, krępowały mnie tylko jego ruchy. Zdobyłam się na odwagę i zaczęłam biec, a przynajmniej próbowałam, b o byłam zbyt zmęczona. Po kilku krokach on znów mnie złapał. Nie poznawałam chłopaka, którym teraz się stał. Nie wiedziałam, co mnie jeszcze czeka. Tylko on to wiedział. Zabrał mnie przed oblicze mojego chłopaka.
- I co? Teraz czujesz się jak ja? Gdy kobieta twoich marzeń jest w objęciach innego?
- Powinieneś dłużej zostać w psychiatryku.
- Kto wie, może tam wrócę, ale muszę zrobić to.
Myślałam, że nic gorszego nie mogło mi się przytrafić. Ale teraz czułam lekką nutę podniecenia, a jeszcze większą obrzydzenia. Nie chciałam myśleć, co on mi teraz robi. Płakałam głośniej niż kiedykolwiek. Wolałabym  umrzeć  niż dalej brnąc w to. Najgorsze w tym wszystkim jest, to że wszystkiemu przypatrywała się osoba, którą kocham.
- Najlepsze zostawiam na koniec. – odparł z szyderczym śmiechem.
Teraz wiedziałam, że Fabian nie jest o zdrowym zmysłach, zraniłam jego uczucia, ale to nie był powód aby mścił się w ten sposób. Ostatnie co pamiętam zanim zemdlałam, to upadek na materac i jego ciało kładące się na moim.

Obudziłam się,  widziałam nad sobą wiele twarzy
- Lilianko, jesteś już bezpieczna.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, omiotłam wzrokiem wszystkich zgromadzonych.
- Mamo, gdzie jest Natan, zawołajcie Natana. Mamoo – zaczęłam płakać.
- Kochanie, Natan poszedł po kawę. Siedzi tutaj dniami i nocami przy tobie.
- Ile już tak leżę? – spytałam choć bałam się odpowiedzi.
- Trzy tygodnie. – powiedziała ze smutkiem
Wtedy go ujrzałam i on mnie też. Upuścił trzymane w dłoniach kubki i z szybkością błyskawicy znalazł się przy moim łóżku. Poprosiłam, aby wszyscy zostawili nas samych. Nie chciałam rozmawiać o tym przy rodzinie. Obawiałam się tej rozmowy.
- Przepraszam, ja, ja..
- Wiem nie musisz nic mówić, to nie twoja wina. Ty nic nie zrobiłaś. To ja powinienem dać sobie po mordzie, że Ci nie pomogłem. Musiał istnieć jakiś sposób. Nigdy nie zapomnę tego widoku.
Patrzyłam na niego ze łzami w oczach i on miał zaszklone oczy.  Udało mi się podnieść rękę i sięgnąć jego głowy. Przyciągnęłam jego twarz do mojej i nasze usta się połączyły. Czułam jak energia przepływa z niego do każdej komórki mojego ciała. Odzyskiwałam energię. Nie chciałam pamiętać tego, co wydarzyło się miesiąc temu, nie chciałam pamiętać o tym psychopacie. Chciałam tylko by to on był przy mnie. Odsunął się ode mnie, a ja odniosłam wrażenie, że coś się zmieniło. Musiałam zapytać.
- Natan? – wyszeptałam drżącym głosem. – Czy tamte wydarzenia coś w tobie zmieniły? Nie możesz na mnie patrzeć, bo przypomina ci się on ... i ja?
- To nie tak. Ja cię kocham i nic tego nie zmieni, ale musi minąć trochę czasu zanim zapomnę.
Pocałował mnie, ale tym razem to ja się odsunęłam
- Muszę zapytać. Czy po tym jak upadłam ... czy on? – zaczęłam płakać
On spojrzał na mnie i ze smutkiem pokiwał głową. Wtedy rozpłakałam się na dobre, przyciągnął mnie do siebie i zaczął płakać razem ze mną. Wiedziałam, że będzie nam teraz ciężko, ale już nic gorszego spotkać nas nie mogło.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam...

środa, 22 listopada 2017

Uwięziona cz. 2

- "On miał Natana, on miał Natana, on miał Natana" - powtarzałam niczym mantrę.
Byłam załamana. Łzy spływały po moich policzkach jak woda w wodospadzie - szybko i nieprzerwanie. Czułam na ustach ich słony smak. Chciałam, aby to wszystko okazało się koszmarem, wytworem mojej chorej wyobraźni. Pragnęłam się obudzić, ale przecież nie spałam, nie śniłam, byłam w pełni świadoma. Bałam się, co przyniosą kolejne godziny. Czy ja przeżyję? A przede wszystkim, czy ON przeżyje? Czy nas znajdą? Dziesiątki pytań nasuwało się do głowy. Wiedziałam, że nasze rodziny na pewno już nas szukają i będą szukać dopóki dopóty nas nie znajdą. Wiedziałam, że nawet jeśli Natan też tu jest, to przecież da sobie jakoś radę. Jest silny i mądry. Zastanawiałam się gdzie były wszystkie moje rzeczy, które miałam w torebce. Gdyby tylko... Niestety Fabian był sprytniejszy niż myślałam.
- Chcę się z nim zobaczyć! - krzyknęłam, ale odpowiedziała mi głucha cisza.
Jakiś czas później coś wpadło do pomieszczenia. Wstałam i podeszłam tam powoli, aby podnieść ów przedmiot, którym okazała się kartka papieru z doczepionym kamykiem. To dzięki niemu usłyszałam w ogóle, że coś tu wpadło. Przeczytałam kilkakrotnie ten jak się okazało wiersz. Nigdy ich nie lubiłam, ale z tego wnioskowałam, że niedługo przyjdzie mi się spotkać z Natanem. Tylko tego pragnęłam. Musiało się za tym kryć coś więcej. Nie wierzę, że Fabian tak po prostu da nam się spotkać i odejść. Bałam się, co przyniesie to spotkanie, ale wiedziałam, że nic dobrego. Teraz już byłam pewna, tego że Fabian nigdy nie pogodził się z moim odrzuceniem jego uczuć. A to miała być jego zemsta. Tylko czemu wziął też Natana, on nic mu nie zrobił. Nie licząc tej jednej sytuacji, kiedy oberwał od niego po twarzy. Ale należało mu się. Od tej pory ich dobre stosunki znacznie się pogorszyły.  Nie chciałam już o tym wszystkim myśleć, położyłam się i zasnęłam.

* * *
Chodziłem wte i wewte. Nie widziałem w tym sensu, ale tylko to trzymało mnie jakoś przy zdrowych zmysłach. Gdzie ja byłem? Czemu? Gdzie jest Liliana? Czy dotarła bezpiecznie do domu? Czułem się źle. Po pierwsze byłem głodny i  spragniony, po drugie miałem złe przeczucia. Bolała mnie głowa, jakbym obudził się po jakiejś wielkiej imprezie, co w dużej mierze było prawdą, ale ten ból pochodził nie tyle z kaca, co z uderzenia jakimś przedmiotem przez tego psychola. Do tej pory myślałem, że nie mam sobie równych. Niestety ta bójka mówi co innego.Właściwie, to nadal sądzę, że to ja jestem osobą, z którą nie warto zadzierać. Ów napastnik użył działa ostatecznego i uderzył mnie jakimś ciężkim przedmiotem. I tylko dlatego jestem teraz tu gdzie jestem. Usłyszałem dźwięk otwieranej zasuwy, a do pomieszczenia wraz ze strumieniem światła wpadła jakaś kartka, którą przy tym nikłym oświetleniu udało mi się odczytać.
" Gdy usłyszysz ptaków śpiew, 
gdy poczujesz zimny wiew,
to znak, że czas już ten.
Drzwi otwarte spotkasz,
pójdziesz drogą światła.
Tam spotkasz kogoś,
kogo pragniesz spotkać.
Niestety chwila ta,
nie potrwa długo.
Będziesz patrzył,
będziesz krzyczał.
Nic to nie da,
już wygrałem. 
- Co, to ma być do cholery?! Wyjdę stąd tylko, to Cię zabiję. Tylko ją tkniesz.
Teraz już byłem pewny, że ona też gdzieś tu jest i to w niebezpieczeństwie. Ptaków śpiew, zimny wiew... Poeta się znalazł. Skąd ja go właściwie znałem? Liliana mi o nim trochę opowiadała. Wiedziałem, że kiedyś i pewnie nadal się w niej podkochuje. Dlatego cała ta szopka. Tylko, co on kombinował? Co urodziło się w tej jego chorej głowie?  Teraz czekałem tylko na moment otwarcia drzwi. Chciałem dorwać tego bydlaka. Swojego czasu mógłbym nazwać go  nawet swoim kumplem, ale po tej akcji z Lilą ograniczyłem do minimum kontakty. Teraz pozostało mi tylko czekanie.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jeest kolejna część, ale nie ostatnia jeszcze :D Na nią musicie jeszcze troszkę poczekać. Hmm... może jakieś dwa tygodnie czy coś koło tego :D Universe wiem, że czekałaś Z dedykacją dla Ciebie :*

środa, 25 października 2017

W czasie nudnych zajęć :D

Witam Was serdecznie :D Dzisiaj wyjątkowo na początku Wiem, że znowu dawno mnie nie było, ale obiecuje, że jakoś w niedługim czasie napiszę w końcu ten ostatni rozdział :D A na razie zostawiam Was z tym Takie krótkie opowiadanko, które napisałam w czasie trwania trzech kolejnych zajęć z stosunków polsko-niemieckich :D
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Gdzie ja jestem?-zadawałam sobie to pytanie.Czułam chłód pod swoją skórą, zimne dreszcze przeszywały mnie z każdym moim ruchem. Leżałam na jakimś cienkim, niedającym żadnego ciepła materiale. Co jakiś czas dało się słyszeć dźwięk kropli spadających z sufitu. Miałam związane ręce i nogi, jednak jakimś sposobem udało mi się uwolnić z krępujących mnie więzów. Całe moje ciało było odrętwiałe. Nie wiedziałam ile już tak leżałam. W pomieszczeniu było ciemno, widziałam tylko strumień światła dobiegający z okienka jak się domyślałam zamkniętych drzwi. Nie wiedziałam czemu znalazłam się w tym miejscu, ale wiedziałam, że za wszelką cenę muszę się stąd wydostać. Nie czułam tego do tej pory, ale w tym momencie przez moją głowę przeszedł silny ból. Bałam się dotknąć źródła, ale moja dłoń automatycznie tam powędrowała. Nagle moje palce zatopiły się w jakiejś kleistej cieczy. Krew... Coraz bardziej to wszystko mnie przerażało. Kiedy to się stało? Czy ktoś mnie uderzył, a chyba raczej na pewno. Czy rana powstała przy moim upadku? Nie wiedziałam. Nagle usłyszałam zbliżające się kroki, a chwilę później ktoś przekręcał klucz w zamku. Do pomieszczenia wpadło więcej światła. Widziałam zarys sylwetki mojego oprawcy. Wysoki, szczupły mężczyzna. W dłoniach trzymał chyba tacę z jedzeniem i jeszcze coś, ale nie potrafiłam stwierdzić co to. Też mi coś...Mógłby mnie uwolnić, a nie przynosić jedzenie. Miałam wrażenie, że gdzieś już go widziałam.
-Czemu mnie tu trzymasz? Co ja Ci zrobiłam?-starałam się aby mój głos brzmiał pewnie i silnie.
Odpowiedziała mi cisza. Owy mężczyzna podszedł tylko i postawił tacę przede mną i rzucił we mnie drugim przedmiotem i odszedł. Jakiż on troskliwy- pomyślałam z wielkim oburzeniem- koc...
Na moje szczęście ów człowiek zatrzymał się w drzwiach i powiedział " Najedz się, musisz być silna. Koc też ci się przyda." Teraz już byłam pewna, wiedziałam kto mnie więził. Zamykał już świat przede mną, ale zdążyłam krzyknąć:
-Fabian! Wypuść mnie!- na chwilę przystanął jednak nie trwało to długo i znów zostałam pozbawiona dostępu do czegokolwiek.
Jedyne co mi teraz pozostało, to ta taca i koc. Przykryłam się nic cała i było mi o wiele cieplej. Byłam głodna i spragniona, dlatego momentalnie przyciągnęłam do siebie tacę,która była niezwykle ciężka. Jak się okazało "wspaniałomyślny" Fabian obdarował mnie górą jedzenia i picia. Ciekawe dlaczego tak się o mnie troszczył, a nie mógł mnie wypuścić. Jaki był jego plan? Co roiło się w tej jego chorej głowie? Zapewne dowiem się tego w niedługim czasie. Zjadłam tyle ile mogłam i opadłam powoli na moje posłanie. Musiałam wymyślić sposób jak się stąd wydostać, jak nakłonić tego chłopaka, aby mnie uwolnił. Chciałam, jednak  poczułam się taka ciężka i śpiąca, powieki powoli się zamykały, a ja nie mogłam temu zaradzić. Walczyłam z tym, ale sen wziął nade mną górę.
Śniłam... widziałam siebie tańczącą z moim chłopakiem-Natanem. Byliśmy tacy szczęśliwi, pamiętam, to wtedy właśnie powiedział "kocham cię", a ja cała w skowronkach, zatopiłam się w jego ramionach. Chciałam aby ta noc. . .jego impreza urodzinowa trwały wiecznie, ale niestety musiałam wracać do domu. Moja mama akurat dzisiaj miała nocną zmianę, a ktoś musiał zająć się Amelką. Pożegnałam się z wszystkimi, a zwłaszcza z  nim. Natan nawet chciał mnie odprowadzić, ale nie zgodziłam się. Nie mógł zostawić swoich gości, a ja byłam już dużą dziewczynką. W końcu miałam dwadzieścia trzy lata i sama potrafiłam trafić do domu. Wyszłam z imprezy jeszcze raz się z nim żegnając, już wtedy miałam to wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, a teraz ta perspektywa jeszcze bardziej to wyolbrzymiła. I właśnie po opuszczeniu przyjęcia musiało stać się TO"
Chciałam dalej podążać za sobą, ale ja ze snu zamknęłam oczy. Domyśliłam się, że wtedy właśnie zostałam obezwładniona i zabrana tutaj. BUM! Drzwi zamknęły się z hukiem, a do środka wszedł on. Nie wiem jak to możliwe, bo spałam, to raz. Miałam zamknięte oczy, to dwa, a mimo to widziałam Fabiana stojącego nade mną. Kim on właściwie był?- możecie spytać. Ów chłopak, nieszczęśliwie zakochany, wiadomo w kim...niestety. Z mojej strony nie dostawał żadnych znaków świadczących o moich uczuciach do niego. On jednak myślał inaczej. Musiałam zakończyć te bezsensowne podchody, więc porozmawialiśmy szczerze, wyjaśniliśmy wszystko i przeprosiliśmy się wzajemnie. Sytuacja między nami stała się jasna. Przynajmniej tak mi się wydawało. Fabian dał mi spokój. Później pojawił się Natan. Z początku nic nie znacząca znajomość. Przelotne "hej" na korytarzach. Później praca nad jednym projektem zbliżyła nas do siebie. Zaczęliśmy częściej się widywać, nie tylko na uczelni. Odkryliśmy wspólne pasje, marzenia. Chcieliśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Czasami widywałam Fabiana, ale zazwyczaj ograniczało się to do krótkiej rozmowy i na tym koniec.
-I co? Teraz leżysz tu, w tej piwnicy, taka bezbronna... Nawet nie możesz się ruszyć, a ja mogę wszystko. Wszystko mogę z tobą zrobić. Twój chłoptaś trochę się rzucał, ale z nim też sobie poradziłem.
Widziałam jak mówił to z tym głupim uśmiechem. Chciałam wstać i wykrzyczeć mu prosto w twarz, jakim to dupkiem jest. Nie mogłam. Miał rację... W tym momencie byłam całkowicie bezsilna.
-Wyśpij się, bo niedługo czeka cię coś strasznego.- powiedział i wyszedł.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Rozdział 32

Czy każdy dzień musi się tak zaczynać? Pierwsze, co usłyszysz rano, to dźwięk budzika, który jak na złość nie przestanie dzwonić dopóki nie wstaniesz i go nie wyłączysz. Moja codzienna rutyna chociaż pewnie i wasza. Czy nie mogłoby być tak, że pierwsze dźwięki jakie usłyszę, to "dzień dobry, kochanie. Jak się spało?" A tu co? Budzik. No nic, koniec tego narzekania pora wstawać. Jak zwykle na pierwszym miejscu poranna toaleta, doprowadzenie się do porządku. Śniadanie, to coś na co nie każdy ma czas przed wyjściem z domu. Ja jednak nie wyszłabym bez  tego posiłku. Zjadłam więc płatki na mleku, zarzuciłam coś na siebie i wyszłam z domu. Co miałam dziś w planach? Na razie tylko chciałam pójść do Zemsty. Może pojadę w teren, a może tylko z nią posiedzę. Zobaczę. Piętnaście minut później byłam już u Tomka. Postanowiłam, że na początek wstąpię do niego, a później do Karej. Na progu minęłam się z państwem Ciszewskich.
-Dzień dobry - uśmiechnęłam się promiennie
-A co dzisiaj tak wcześnie? - zapytał wujek Tomka
-Wie pan co? Obudziłam się wcześnie i tak jakoś nie miałam, co robić. To jestem
-Tomek, chyba jeszcze śpi - usłyszałam - A ja z mężem jedziemy w teren
-Dobrze. Niech się państwo nie martwią. Damy sobie radę!
Po tej krótkiej wymianie zdań weszłam do środka. Dookoła cisza. Słychać było tylko dźwięk chodzących wskazówek zegara, a za oknem rżenie koni. Zakradłam się po cichu do pokoju chłopaka i  otworzyłam ostrożnie drzwi. Na łóżku leżał Tomek, leżał na pół odkryty. Widać było jego umięśnioną klatę. A przy tym był taki słodki. Kosmki włosów delikatnie opadały mu na czoło. Poczułam, że się uśmiecham. Wyszłam z pokoju podążając w stronę kuchni. Postanowiłam, że zrobię mojemu przyjacielowi jakże miłą niespodziankę. Śniadanko do łóżka kto by nie chciał? Zabrałam się za poszukiwania: jajka nie trudno było się domyślić- pomyślałam. I tak jak się spodziewałam były w lodówce. Patelnia? Hmm... U mnie patelnie znajdują się w piekarniku. Tu może też tak jest. Na szczęście tak jak się chwilę później okazało. Olej, talerze i sztućce znalazłam równie szybko. Kiedy patelnia się rozgrzała wbiłam na rozgrzaną powierzchnie cztery jajka. Kilka minut później jajecznica mieściła się już na talerzu. Ukroiłam jeszcze tylko chleba i już mogłam wracać do Tomka. Zajęło mi to może jakieś dwadzieścia minut. Po czym wróciłam do Tomka. Usiadłam przy boku łóżka i delikatnie go szturchnęłam w bok. Przekręcił się w moją stronę i powoli otworzył oczy. Na pół jeszcze śpiący mruczał coś pod nosem.
-Czy ja jestem w niebie? Cóż to za piękność przede mną siedzi?
-Głupku, twoja piękność przyniosła ci śniadanie - zaśmiałam się - Obudź się
-Julaa? Cóż to za niespodzianka?
Położyłam tace z jedzeniem na jego brzuchu, a sama wskoczyłam za plecy Tomeczka. Chłopak usiadł i oparł się plecami o ścianę tak jak ja. Zrobiłam na tyle dużą porcje jajecznicy, że mógł się podzielić ze mną. Nie zaprzeczałam. Chociaż sama niedawno jadłam, nie mogłam się oprzeć swojej jajecznicy. Gdy zjedliśmy, siedzieliśmy jeszcze chwilę i rozmawialiśmy.
-Jula, dzięki za pyszne śniadanko Prosił bym o częstsze odwiedziny
-Chciałbyś. Oczekuję rewanżu - spojrzałam na niego wymownie - A tak poza tym czemu ty siedzisz obok mnie pół nagi?
-Hmm o boshe zaraz zacznę krzyczeć jestem przy tobie pół nagi - odrzekł zakrywając się kocem - Możesz mi potowarzyszyć jeśli chcesz. Ale najpierw pójdę odnieść talerz do kuchni i zaraz jestem.
-Głuupek - wybuchnęłam śmiechem - Właśnie ja tu przyszłam do Zemsty, a siedzę tu z tobą
-To idź droga wolna. Przynajmniej nie będziesz musiała patrzeć na moją umięśnioną klatę, bo zerkasz co chwilę.
-No dobrze. Poczekam.
Spojrzałam na niego wzrokiem typu "serio?" Pomachałam, a on wyszedł. Ja natomiast  wstałam i podeszłam do biurka, bo zauważyłam tam jakieś zdjęcia w ramkach. W sumie nie często bywałam w tym pokoju, a wcześniej ich nie widziałam. W pierwszej ramce był Tomek razem z wujkiem i ciocią. Nie wiem kiedy zostało wykonane to zdjęcie, ale nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat. Drugie zdjęcie należało do mnie i Tomka. Dziwne, bo nie przypominam sobie kiedy było wykonane, i kiedy przytulałam się tam. Będę musiała się zapytać. Ostatnie zdjęcie. Byliśmy na nim wszyscy... No może oprócz Miłosza. Pamiętam byłam wtedy jeszcze z Szymonem. Zdjęcie zrobiliśmy chyba jakoś tuż przed tym pamiętnym ogniskiem. Moment później w pokoju pojawił się Tomek.
-Widzę, że dorwałaś się do ramek. I nie pytaj kiedy robiliśmy to zdjęcie, bo nie pamiętam.-powiedział ze śmiechem
-Hmm, skoro tak to proponuję jakąś małą sesję, o której będziemy pamiętać, że wtedy i wtedy ją zrobiliśmy.
-Zacznijmy już teraz. Ja i moja piękna buźka kontra twoja umięśniona klata.
-Haha dobre. Mam lepszy pomysł. Ja i moje pięknie zarysowane łydki kontra twoja klata. A brzuch też mam niczego sobie.
-No to zaraz sprawdzimy
Stanęliśmy prze wielkim lustrem. Ja bokiem żeby lepiej pokazać łydkę, a przy okazji widać było jaka szczupła jestem. On natomiast stał przodem do lustra. Pstryknęliśmy kilka fotek po czym wspaniałomyślny wpadł na pomysł jeszcze jednego zdjęcia, które widział ostatnio w internecie. A mianowicie: obie osoby leżą, u chłopaka widać umięśnioną klatę, a dziewczyny ładnie zarysowany brzuch.
-Ale to już ostatnie? -zapytałam
-Nie? Najlepsze zostawiam na koniec
-A mianowicie co masz na myśli?- na co w odpowiedzi usłyszałam cmoknięcie ustami
Zdjęcie, które Tomek oznajmił cmoknięciem

Zdjęcie w ramce


 Chwilę później byłam przed boksem Karej. Jedyne, na co miałam teraz ochotę to dzikie galopy i wiatr we włosach. Pamiętam dzień, w którym spotkałam tą karą "dzikuskę". Wydawać by się mogło, że nikt się do niej nie zbliży, a tym bardziej jej nie dosiądzie, a tutaj taka niespodzianka. Klacz zadomowiła się w tej stajni, była przyjazna w stosunku do innych, ale oczywiście potrafiła pokazać swój prawdziwy charakter, zwłaszcza wobec osób, które nie przypadły jej do gustu. Postanowiłam, że dzisiaj pojadę na oklep. Nie chciało zakładać mi się siodła i tego wszystkiego. Poszłam szybko do siodlarni, a kiedy z niej wróciłam wyczyściłam pospiesznie moją ulubienicę. Klacz stała spokojnie od czasu do czasu cicho rżąc i spoglądając w moją stronę. Tak jakby mówiła, że mam jej tak robić do końca życia. Uśmiechnęłam się tylko i poklepałam po szyi. Na koniec wyczyściłam kopyta i wyszłam z boksu. Idąc w stronę wyjścia usłyszałam za sobą swoje imię. Nie odwracając się nawet, bo wiedziałam do kogo należy ten głos, szłam dalej w obranym kierunku. Poczułam nagle, uścisk na ręku.
-Panno Popis, a gdzie się pani wybiera beze mnie?
-Puszczaj mnie głupku. Jadę w teren.
-Jadę z tobą-powiedział z głupim uśmieszkiem
-Jak mnie dogonisz, to spoko
Wsiadłam pospiesznie na Karą i popędziłyśmy przed siebie. Miałyśmy chwilę przewagi, ale znając chłopaka pewnie zaraz będzie gdzieś za nami. Ciekaw byłam, którego konia wziął. Galopując tak podziwiałam piękno natury. Te wszystkie drzewa, śpiew ptaków, wietrzyk delikatnie owiewający moją twarz, to coś co lubiłam najbardziej. W pewnym momencie usłyszałam za sobą innego wierzchowca wraz z jeźdźcem. Odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam Tomka cwałującego na Cwaniaku. Nie chciałam aż tak męczyć mojej ślicznotki, bo wiedziałam, że i tak nas dogonią. Z drugiej strony jakby mnie tak jeszcze trochę próbował dogonić... Dałam sygnał Zemście, a ona momentalnie przyspieszyła jeszcze bardziej. Przed nami pojawiła się naturalna przeszkoda, a mianowicie kłoda, która dla nas nie była żadną trudnością. Przefrunęłyśmy przez nią z łatwością...
-Popis!-słyszałam za sobą-Koniec tej dziecinady
Zwolniłyśmy i chwilę później obok pojawił się Tomek z Cwaniakiem.
-O co ci chodzi?
-Chcecie się pozabijać?
Odpowiedziałam przecząco. Właściwie jak później głębiej pomyślałam pędziłam na tą kłodę jak głupia. Gdyby tylko Zemsta się poślizgnęła... nawet nie chciałam myśleć, co mogło się stać. Postanowiliśmy, że pojedziemy nad staw. Pamiętam, że któregoś  razu zostałam podstępnie do niego wrzucona i z jeszcze większym sprytem pociągnęłam za sobą Tomka. Przez piętnaście minut jechaliśmy w powolnym kłusie i niekiedy trochę szybszym galopie. Gdy byliśmy już blisko zauważyliśmy dwa inne konie i jeźdźców. Najwyraźniej Ciszewscy również postanowili tu przygalopować. Zanim zdążaliśmy się do nich odezwać oni nas zauważyli i przywołali do siebie. Okazało się, że zapraszają nas do dalszej przejażdżki, na którą się od razu zgodziliśmy. Wcześniej jednak zauważyłam to spojrzenie Tomka. Wiedziałam, że miał wielką ochotę ponownego umieszczenia mnie w tej wodzie. Nie było mu tu jednak dane i tylko głupio się uśmiechnęłam. Z ruchu warg brązowowłosego wyczytałam "następnym razem" Ja w odpowiedzi pokazałam mój piękny środkowy palec. Po tej krótkiej "wymianie zdań" ruszyliśmy dalej. Przez kolejne czterdzieści minut byliśmy kierowani przez Ciszewskich, momentami ścigaliśmy się albo po prostu szliśmy stępem i rozmawialiśmy.  Przez ten czas zdążyliśmy dojechać nawet do mojej wsi. Mogłam zostać, a Zemsta  pasłaby się na naszym wielkim podwórku z jakże soczystą trawą, ale wolałam zostawić ją w stajni.
-A więc to tutaj mieszkasz-powiedziała ciotka Tomka
-Tak, gdyby mieli państwo czas zaprosiłabym wszystkich na herbatę
-Dziękujemy, ale tym razem jednak nie możemy, ale następnym z przyjemnością. I piękny masz dom
-Dziękuję.
Nadszedł wreszcie czas na mnie i postanowiliśmy wracać. Pojechaliśmy drogą, którą wcześniej doszłam do Ciszewskich. Droga wiodła do końca mojej wsi. Gdzie nie gdzie widziałam zaciekawione twarze innych osób wyglądające zza płotów. Później już tylko cały czas prosto żwirowana droga i byliśmy na miejscu. Zaprowadziliśmy konie do boksów ówcześnie je czyszcząc. Pożegnałam się z Zemstą czule całując ją w mięciutkie chrapy, a ona cicho zarżała.
-Ze mną też będziesz się tak żegnać?
-Tomuś, jak urosną Ci chrapy too nigdy nic nie wiadomo, a na razie muszą cię zadowolić buziaki w policzek
-Albo nosek?
-Haha albo nosek
Poszłam razem z nim na zewnątrz, gdzie stali jeszcze wujek i ciocia Tomka. Zostałam przez nich zaproszona na obiad, ale musiałam odmówić. Następnym razem zostanę na pewno, obiecałam, a oni zniknęli w murach domu. Już chciałam iść, ale znowu zostałam zatrzymana przez tą samą rękę, co w stajni.
-A pożegnanie w nosek?
-Łapaj w czółko-powiedziałam wspinając się na palcach, aby dosięgnąć do czoła


Wpadłam do domu i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Byłam zmęczona po dzisiejszym dniu. Właściwie miałam przed sobą jeszcze wiele godzin zanim położę się do łóżka. Nie wiedziałam jednak co mam ze sobą zrobić. Szczerze mówiąc zostałabym jeszcze z Zemstą. Hmm.. może pojechalibyśmy gdzieś całą rodzinką? Poszłam do salonu z myślą, że zastanę tam rodziców. Niestety nie spotkałam ich ani tam ani w całym domu. Została Iza, pobiegłam pod jej pokój i nawet nie pukając weszłam do środka.  Dopiero później zdałam sobie sprawę, że powinnam zapukać. Iza siedziała wtulona na łóżku w jakiegoś chłopaka.  Zdziwiłam się trochę, bo nigdy wcześniej go nie widziałam.
-Yyy, sorry. Nie wiedziałam, że masz gościa.-powiedziałam, ale już widziałam, że siostra zabija mnie wzrokiem
-Nie wiesz co to jest pukanie?
-Hmm, wiem-w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi.-Sorry ja muszę iść
Wybiegłam z pokoju niczym proca. W błyskawicznym tempie znalazłam się przed drzwiami. Gdy je otworzyłam z początku nie wiedziałam kto to jest. Później jednak dotarło do mnie, że  ową dziewczyną nie był nikt inny jak Nikola. Dziewczyna wyciągnęła rękę i zapewne już miała mówić jak się nazywa, kiedy to ja zrobiłam to pierwsza.
-Nikola, tak wiem. - spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem - Nie pamiętasz mnie?
-Hmm, zaraz? Julka?
-Tak.-odpowiedziałam- I co ty tu właściwie robisz? Tyle czasu mnie szukałaś? Niestety, a może na szczęście Szymona tu nie ma, a teraz możesz już iść.
-Tak się składa, że Szymon tu jest.
Spojrzałam na nią zdziwiona nie wiedząc o co chodzi, ale nagle zdałam sobie sprawę, że mówi o chłopaku, który jest razem z Izą.
-A więc, to jest twój brat?
-Tak. Właściwie Szymon ma na drugie, ale..
-Rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. Zawołam...-spojrzałam na dziewczynę-Jak on ma właściwie na imię?
-Damian
Już miałam iść po niego kiedy to pomyślałam, że mam okazję porozmawiać chwilę z Nikolą, a moja siostra z jej bratem posiedzą jeszcze trochę w pokoju.
-Wiesz co? Zaraz po niego pójdę, a teraz mamy chwilę czasu na rozmowę.
-Wiesz co? Jakoś nie mam czasu rodzice czekają na nas przed domem. Podam ci swój numer.
Chwilę później stałam pod pokojem Izy. Zapukałam kilka razy a w odpowiedzi usłyszałam ciche "proszę". Wyjaśniłam chłopakowi, że już po niego przyjechali po czym poszłam do siebie.

Późnym wieczorem kiedy leżałam w łóżku i czytałam książkę, usłyszałam dźwięk przychodzącego smsa. Wstałam leniwie, ponieważ telefon leżał na biurku. Jak się okazało wiadomość była od Miłosza. ."Hej słońce :* [...]"  Na samą myśl o tym jak mnie nazwał przewróciłam oczami, ale nie zaprzeczę, że to trochę słodkie. "[...] Ostatnio trochę Cię zaniedbywałem, ale już niedługo poświecę Ci więcej czasu. A teraz kochana, ale pozwól wyjrzeć przez okno :D"  Odsłoniłam firankę i w świetle latarni zobaczyłam Miłosza opartego o swoje auto. Co on tutaj robił? Nie chciałam się zastanawiać, zarzuciłam coś szybko na siebie i wybiegłam przed dom. Przywitał się ze mną całusem w policzek. Hmm tak jak z Tomkiem? Liczyłam na inne przywitanie, ale tym też się zadowoliłam. Byłam ciekawa co Miłosz kombinuje tym razem.
-Jak moja księżniczka się miewa?
-Nie jestem jeszcze twoją księżniczką. A u mnie dobrze.-odrzekłam uśmiechając się szczerze.
Odpowiadając sobie w duchu, to chciałam już być niego. Móc zatopić się w jego ramionach, wdychać zapach jego perfum. Nie rozumiałam czemu jeszcze nie poprosił mnie o chodzenie.
-Jeszcze nie-powiedział po czym pokazał mi język.
-Miłosz, tak naprawdę po co mnie tu ściągnąłeś?
-Chciałem się ciebie o coś zapytać.-powiedział niepewnie
Spojrzałam na niego wyczekująco nie chcąc mu przerywać. W głębi ducha prosiłam, o jedno pytanie. Spojrzałam mu w oczy myśląc, że z nich wyczytam, to o co chce mnie zapytać.
-Przejedziesz się ze mną?
Patrzyłam na niego ze zdziwieniem. Nie tego oczekiwałam, ale zgodziłam się.Wsiedliśmy do środka, mimowolnie spojrzałam na licznik i karteczkę, która  zasłaniała wszystko co znajdowało się poza 100 kilometrami na godzinę. Któregoś razu nalepiłam mu nią. Nie chciałam żeby się zabił, a to może coś pomogło i nie szaleje już tak na drogach. Wsiadając z nim do auta prawie nigdy nie wiedziałam gdzie jedziemy. Taki już jest Miłosz jak usiądzie za kołkiem, to staje się tajemniczy. Nie jechaliśmy zbyt długo. Znałam to miejsce. Niewielkie jeziorko, jedna ławka pod drzewem, widok na księżyc w pełni i otaczające go gwiazdy. "Co my tu robimy?-chciałam zapytać"
-Chodźmy usiąść.
Poszłam za nim do widocznej w świetle księżyca ławce. Noc była piękna i cicha. Od czasu do czasu słychać było różne stworzonka w pobliżu. Przychodziłam tu czasami, a jak widać on również. Tym bardziej czekałam na to co się wydarzy.
-Właściwie przyjechałem tu z tobą, bo chciałem ci coś podarować i o coś zapytać.
Kątem oka zauważyłam, że wyciąga z kieszeni coś małego. Nie wiedziałam, co to dopóki sama nie trzymałam tego w dłoni. Były to kolczyki w kształcie podkówek. Niezwykle śliczne i słodkie. Cieszyłam się, że w domu zdjęłam swoje, bo teraz od razu mogłam założyć te.  Chciałam mu się rzucić na szyje ale w ostatniej chwili powstrzymałam się i powiedziałam tylko:
-Są piękne, ale z jakiej to okazji?
-Bez okazji.-odpowiedział z uśmiechem.-Chciałem się też zapytać czy zostaniesz...
-Twoją dziewczyną?-dokończyłam za niego.
Nagle w mojej głowie pojawiły się obrazy z tego pamiętnego lata, kiedy to zostałam dziewczyną Szymona. Też siedzieliśmy pod drzewem. Tyle że to było w dzień, a  tu jest noc. Obaj mi coś podarowali. Szymon zresztą pewnie nadal nosi tą połówkę serca tak jak ja. Odpowiedz niby sama nasuwała się na język. Głośne "taak!"
-Jula, jesteś tu?
-Jestem, jestem.
-Ale? Nie możesz mi jeszcze odpowiedzieć, potrzebujesz czasu?
-Ja cię bardzo przepraszam. Jesteś dla mnie kimś ważnym, ale musisz dać mi jeszcze trochę czasu. Obiecuję, że długo zastanawiać się nie będę.
-Dobrze, wiem nie będę naciskać. Jak będziesz gotowa, to mi odpowiesz
Po tych słowach oparłam się na jego ramieniu i siedzieliśmy tak w ciszy. Nie wiem dlaczego teraz mu nie odpowiedziałam. Od dłuższego czasu czekałam na to, a gdy to nastąpiło...stchórzyłam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Witam wszystkich, którzy tu jeszcze czasem zaglądają. Dawno mnie tu nie było i długo pisałam ten rozdział. Chociaż szkołę skończyłam już w kwietniu. Jeździłam sobie trochę po świecie i tak jakoś wyszło. Wybaczcie ;( Przede mną ostatni rozdział i mam nadzieję, że szybko się z nim uwinę i drugi tom będzie już zakończony. A co do trzeciego to nie mam pojęcia. Jestem ciekawa co sądzicie na temat Julii i Miłosza :D


piątek, 28 października 2016

Kolejna miniatura?


Jak to jest kogoś stracić? Czy doświadczyłyście kiedyś podobnego uczucia? Miałyście tak, że byłyście do kogoś bardzo przywiązane i nagle ten ktoś powoli usuwał się z Waszego życia? Po długim czasie pojawił się na chwilę dając nową nadzieję, że będzie jak kiedyś. Ale jedyne co pozostawił to rozczarowanie i smutek. ON tak właśnie zrobił. Kiedyś było naprawdę dobrze. Codziennie pisaliśmy, dużo rozmawialiśmy, ale to się zmieniło. Wszystko się zmieniło, gdy pojawiła się ONA To chyba ONA namieszała w głowie tego chłopaka. Coraz częściej znikał. Nie było go długo. Aż w końcu "zatonął" jak ten okręt na morzu.
 -"to już nie można normalnie popisać pogadać?"
-"po co?"-odpowiedział
-"jeju co się z Tobą stanęło?!"
-"nie mam czasu, bo skupiam się na niej, na treningach, szkole i prawku"
Jak zobaczyłam to "po co?" to normalnie poczułam ukłucie i jakby coś we mnie pękło. Totalna olewka. Skupiony na niej, szkole  itp... Dla znajomych nie ma czasu, a przynajmniej dla mnie. I to słabe. Najgorsze w tym jest to, że przez przyjaciela, o ile takowym mogę go nazwać, mogłam stracić coś zupełnie ważniejszego. A jeszcze gorsze jest to, że nie chce żeby ON znikał. Po prostu nie chce i już. Przyzwyczaiłam się do tego, że gdy tylko przyszłam ze szkoły ON już był. Ostatnio przyjaciółka powiedziała mi, że widziała łzę w moim oku, gdy tylko o nim wspomnieliśmy. Oczywiście zaprzeczyłam. Ale już sama nie wiem czy było tak jak ona powiedziała, czy nie. Już nic nie wiem. Ale wiem, że powinnam chyba zapomnieć, odpuścić sobie. On i tak ma mnie teraz w du*** Boli to jak cholera, ale już chyba nic nie zrobię. No chyba, że gdy ONA już nie będzie tą na pierwszym miejscu.


Hejka kochani! Miałam napisane, to już wcześniej, ale jakoś teraz dopiero postanowiłam to opublikować. Nie pamiętam kiedy to wymyśliłam, ale mi tam szczerze mówiąc się podoba ^_^ Wiem, że ociągam jak mogę te ostatnie rozdziały drugiego tomu, ale w końcu je skończę. Mam nadzieję, że chociaż kilka z Was się odezwie pod tą notką i da mi jakiegoś pozytywnego kopa :D Liczę na Was i pozdrawiam :*

niedziela, 28 sierpnia 2016

One shot? :D

Szłam ulicą,  nie patrzyłam na nikogo, na nic. Nie zwracałam uwagi na światła, samochody.  Może jakies dwa razy uslyszalam słowa obelg kierowane w moją stronę od kierowców,  którym mało, co nie weszłam pod koła. Co się ze mną działo? Czemu mialam tak prosto mowiac wszystko w dupie?  Wiedzialam czemu.  Ale czy inni muszą o tym wiedzieć?  Nie wydaje mi się.  Moja rodzina widziała,  że cos jest nie tak Chciała pomóc,  ale ja nie chcialam tej pomocy Nie potrzebowałam jej.  Tylko ona i ja.  Ale gdzie ona jest?  Nagle poczułam ból. Upadłam. Czyżby moje szczęście mnie powtórnie opuściło i znalazłam się pod kolami jakiegos auta?
-Hej!  Żyjesz? -usłyszałam
Podniosłam się powoli i staralam znaleźć źródło głosu
-Sorry, nic ci nie jest?
-Uwazaj jak jezdzisz! -powiedzialam lekko podniesionym tonem w stronę chłopaka, ktory wyrósł przede mną.
-To raczej ty uwazaj jak chodzisz,  sieroto!
-Mnie nazywasz sierotą?
-Tak,  właśnie ciebie blondyneczko
-Ja idę po dobrej stronie,  a Ty nie wiem skąd się tu pojawiłeś,  ale szczerze nie obchodzi mnie to Jedź tam gdzie zamierzales na tym swoim pięknym rowerze,  a mnie zostaw w spokoju.
Skończywszy mówić odwróciłam sie na pięcie, i poszlam dalej przed siebie. Kto by sie spodziewał, że koleś pojedzie za mną?
-Jak Ci na imię?
-Wywiad jakis przeprowadzasz? Sumera Ale większość mówi do mnie Mela albo Mera
-Myslalem, że tylko ja mam takie zryte imię ale ty wygrywasz Seweryn jestem
-No imion nie musimy sobie zazdrościć -wybuchnelismy lekkim śmiechem
-Tak właściwie nie jechałeś w przeciwnym kierunku?
-Owszem jechalem,  ale zmieniłem plany
-To zmienisz je znowu Nie jedziesz za mną
-A to niby..
-Jezu nie kłóć się ze mną
-Widzę, że trafił swój na swego
Trafił... Kolejne skrzywdzone dziecko,  które na siłę szuka sobie przyjaciół Że tez wlasnie ja musiałam akurat wpasc pod jego koła Czułam jego wzrok na sobie Denerwowało mnie to,  ale nic nie mówiłam Szłam spokojnie w wyznaczonym sobie celu A Seweryn mówił coś i mówił
-Gdzie ty wlasciwie idziesz?
-Jesli bardzo chcesz wiedzieć,  to na cmentarz
-Ahaa?
Zatrzymałam się i popatrzyłam na niego On rowniez swoim ciekawskim spojrzeniem patrzyl na mnie Nie wiedzialam o co mu chodziło.  Z jednej strony nie chcialam zeby szedl za mną,  a z drugiej chciałam sie komuś wygadać Latwiej jest mowic o czym osobie,  ktorej się nie zna niz takiej,  ktora jest nam bliska
-Masz dwa wyjścia Albo wracasz tam skąd przyszedłeś albo nadal wleczesz sie za mną
-Sumera,  znasz odpowiedź
- -----------------------–
Efekt nudy Zaczęłam pisac w Wiedniu Koncze w autobusie wracając do domu Jest 1:19 W domu bede jakos po 5 :D Nie wiem jak to wyszło Takie troche tajemnicze haha No nic same oceńcie Co do juszy nie wiem kiedy to skończę Przez cale wakacje chyba tylko jeden rozdzial napisalam...  No nic przede mną jeszcze 3 godziny jazdy 3majcie sie i do napisania Za bledy przepraszam poprawie jak bede w domu :D

środa, 13 lipca 2016

Rozdział 31

Piękne lipcowe popołudnie, czego chcieć więcej? Pogoda idealna na piknik. Razem z Weroniką poszłyśmy do naszego domku na drzewie. Ostatnio spędzałyśmy tam dużo czasu. Wprowadziłyśmy nawet jedną zmianę. To znaczy mój tata wstawił nam w dachu okno żeby było jaśniej w środku. Piknik w domku, na drzewie? Dziwne, prawda? No, ale my nie jesteśmy do końca normalne. Nasz domek był teraz jednym z najlepszych miejsc, w którym się spotykałyśmy. Oprócz nas można tu było zauważyć Izę. Na ścianach domku widniały równiej jej fotografie z przyjaciółmi jak i nasze. Ogólnie cały domek tak jak już wspomniałam był wypełniony zdjęciami. Na jednej ścianie wisiałam półka na różnego rodzaju pierdółki potocznie mówiąc. A na samym końcu leżał jednoosobowy materac, na którym mieściły się spokojnie dwie osoby.
-Weronika, masz ten kocyk na nasze jedzonko?
-Pewnie-zaśmiała się.- Ale jedzonko ważniejsze
-No masz racje.
-Laptopa wzięłaś żeby włączyć ten film, o którym mówiłaś?
-Jasne. Zapowiada się fajne popołudnie.
Usiadłyśmy wygodnie na materacu jedzenie było przed nami, a laptopa postawiłyśmy na skrzynce, w której trzymałyśmy koce. Tym razem padło na ekranizacje powieści Stephena Kinga pod tytułem "Cmętarz zwieżąt" Ostatnio będąc u kuzyna zauważyłam tą książkę i zaciekawił mnie opis. Nie minęło nawet pół godziny filmu, a Weronika musiała się zwijać, ponieważ dostała jakiś tajemniczy telefon. Powiedziała, że wróci, ale znając ją pewnie tego nie zrobi. Nie wiedziałam, co robić. Czy iść do domu, czy zostać tutaj i obejrzeć film do końca. W sumie nie chciałam być sama. Wyciągnęłam telefon i wysłałam jednego sms-a "Przyjdź do domku na drzewie. Przynieś jakieś żarcie i picie. Czekam :D :*"

Po trzydziestu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam tylko żeby wejść, a sama dalej patrzyłam w ekran laptopa. Moment później siedział obok mnie.
-Jula, co to się stanęło, że napisałaś?
-Szymek, nudno się zrobiło to napisałam, a Werka mi zwiała.
-Jula, sama Szymek przybywaj.
-Przestań głupku-pokazałam mu język-Dawno cię nie widziałam
Nastała cisza. Popatrzył na mnie i powiedział "Tak dawno, że zapomniałaś o moich urodzinach?" Zrobiłam wielkie oczy spoglądając na niego po czym opuściłam głowę w dół. Poczułam, że przytulił mnie, a ja przytuliłam się do niego. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam w niego wtulona. Podniósł moją głowę.
-Głuptasie moje urodziny są dokładnie za miesiąc
-To czemu mnie tu straszysz? Przez chwilę myślałam, że naprawdę zapomniałam
-Dobra ja nic nie mówiłem. Zaproszenie dostaniesz wkrótce A na razie skończmy oglądać to coś, bo zaraz laptop się rozładuje.
Obejrzeliśmy do końca i szczerze mówiąc nie wiem o co w tym naprawdę chodziło, bo cały film przegadaliśmy. Głównym tematem co mnie zdziwiło był jego brat i ja.
-On się wpienił już tak na maxa
-Wiem zauważyłam
-Dziwnie Ci się rozmawia z byłym o przyszłym zwłaszcza gdy ten jest jego bratem.
-Tak właśnie.
-A powracając do dat... wiesz co dzisiaj byłoby świętowane?
-Wiem, ale czy musimy o tym wspominać?
Zerknęłam na niego. Patrzył się wprost na mnie. Lekko się uśmiechnęłam i wyciągnęłam spod bluzki połówkę serduszka, która spoczywała na mojej szyi. Szymon również wyciągnął swoją połówkę. On miał prawą, a ja lewą. Gdyby nie wydarzenia ostatnich miesięcy pewnie teraz świętowalibyśmy naszą rocznice. Znając Szymona pewnie czymś by mnie zaskoczył. Szkoda, że wszystko potoczyło się inaczej, ale bywa i tak. Teraz jesteśmy naprawdę dobrymi przyjaciółmi i patrząc wstecz zawsze nimi byliśmy. I zawsze będziemy. Czasami się zastanawiam czy nie powinnam była dać mu wtedy tej szansy, ale szybko ta myśl przemija. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos chłopaka. Nie wiem co dokładnie mówił, ponieważ chyba zbytnio odleciałam ze swoimi myślami.
-Idziemy?
-Co? Gdzie chcesz mnie zabrać?
 -Zobaczysz

~Szymon
 Ciekawe co ja sobie w ogóle myślałem. Julia jest teraz tylko moją przyjaciółką. Co z tego, że nadal nosi to serduszko. Poza tym mój brat i ona mają coś do siebie. Nie będę im stał na drodze. Cieszę się tylko, że nadal o mnie pamięta i napisała do mnie a nie do Miłosza. Wiedziała, że potrafię zaskakiwać, dlatego tego dnia też coś zaplanowałem. Zeszliśmy z domku wcześniej zamykając za sobą drzwi. Ja jak i Julia oboje byliśmy rowerami. Ja prowadziłem, ponieważ dziewczyna nie wiedziała gdzie jedziemy. Jechaliśmy powoli w ciszy podziwiając las. Nie wiem jak Julie, ale mnie ten widok uspokajał i odprężał. Szelest liści, uginająca się pod stopami ściółka.
-Szymek, gdzie my właściwie jedziemy?
-Zobaczysz zaraz
Byliśmy już blisko celu. Wystarczyło wjechać jeszcze pod jedną górkę po czym z niej zjechać. Chwilę później byliśmy na niewielkiej polance, na której jedyną zauważalną rzeczą była wielka kłoda. Udaliśmy się w jej kierunku i naszym oczom ukazał się rozłożony koc, na którym stał koszyk.
-Ty to zrobiłeś?
-Nie, nie wiem skąd się to tutaj wzięło.-powiedziałem ze zdziwieniem po czym spojrzałem na Julkę - No pewnie, że ja. Widzisz tu kogoś innego?
-No nie. Ale po co to wszystko?
Zastanowiłem się chwilę. Właściwie sam dokładnie nie wiedziałem. Przecież nie będziemy świętować rocznicy której nie ma. Wiem. Przecież przyjaciele też spędzają wspólnie czas robią różne wypady. Pikniki też.
-Taki spontan. Ostatnio niezbyt często cię widuję.
W końcu Julia przestała dopytywać w jakim celu to wszystko. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać, śmiać się i dokuczać sobie nawzajem. Pojedliśmy, a po wszystkim ja leżałem na plecach, a Jula głową leżała na moim brzuchu. Słońce grzało. Przyjemnie, ale nie za mocno.
-Jula, dziękuję, ze jesteś tutaj ze mną.
-Tobie też dziękuję, ze nie pozwoliłeś mi się zanudzić w tym domku.
Leżała tak jeszcze chwilę po czym podniosła się na rękach i przekręciła twarzą w moją twarz. Byłem ciekawy, co chciała zrobić zbliżając twarz bliżej mojej. Marzyłem o jednym. Jednak jedyne, co dostałem, to słodki buziak w policzek. Oddalając twarz od mojej zatrzymała się na chwilę, a ja patrzyłem jej prosto w oczy. Miałem okazje spełnić to swoje niewielkie pragnienie, ale nie chciałem psuć tej chwili.
-Wracamy?-zapytała
-Możemy jak chcesz-uśmiechnąłem się


~Julia
Będąc już w domu zastanawiałam się nad dzisiejszym dniem. Było naprawdę miło. Szymon to świetny chłopak. Żałuję, że dopiero teraz mogłam spędzić z nim trochę czasu. Ostatnimi dniami spotykałam się z Miłoszem, a Szymka widziałam tylko chwilami. Brakowało mi jego żartów i całego jego zachowania. Dzisiaj myślałam, że będzie chciał mnie pocałować jednak nie zrobił tego. Patrzył tylko w moje oczy jakby chciał żebym to ja zrobiła ten stary, ale nowy pierwszy krok. Przyznam, że przez ułamek sekundy miałam na to ochotę, ale nie mogłam tego zrobić. Co by było później? Jeden pocałunek...A czy żądna z stron nie chciałaby więcej? Miłosz to on był teraz na pierwszym miejscu. Przez te wszystkie tygodnie zbliżyliśmy się do siebie, ale nie byliśmy parą. Nie wiem czy on czekał aż dam mu jakiś znak. Przede mną jeszcze większa połowa wakacji wszystko może się wydarzyć. Pierwszym wydarzeniem, na którym może być ciekawie będą z pewnością urodziny Szymona.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Powracam. Zamierzam skończyć ten tom do max moich urodzin :D Nie wiem czy mi to wyjdzie i czy będzie trzeci tak jak kiedyś obiecałam, bo naprawdę nie wiem, co mogłabym w nim zawrzeć. Pomyślę jeszcze nad tym i dam Wam znać. A tymczasem mogę Wam powiedzieć, że wczoraj zdałam teorie na max punktów. Egzamin praktyczny przede mną. Mam naj instruktora ^-^