Wracając jechali żywym stępem. Burza była spokojna i nie wyrywała się do przodu jak wcześniej. Julia postanowiła sobie, że dowie się co było przyczyną takiego zachowania. Na początek spróbowała dopytać się na temat jej historii. Jak znalazła się w stajni? Gdzie ją kupili? Jacy byli jej poprzedni właściciele? Do czego ją wykorzystywali? Najpierw chciała się dowiedzieć dlaczego akurat tego konia kazali jej wziąć i czemu nie powiedzieli jej jak klacz zachowuję się w terenie? Oni odpowiedzieli, że przecież nie musiała godzić się na tego konia i prosili ją o założenie siodła. Dziewczyna zastanawiała się dlaczego od razu nie powiedzieli jej o Burzy. Teraz pozostało jej tylko poznanie historii klaczy. Pan Stefan słysząc prośbę Julii zaczął opowiadać. Burze kupili dwa lata temu na targu końskim. Jedyne, co z nią było nie tak to, to, że kulała trochę na lewą tylną nogę.
-I dlatego chcieli ją sprzedać?-spytała z niedowierzaniem..
Dalej mówiła pani Justyna. Powiedziała, że dowiedzieli się także, że była wykorzystywane w szkoleniu młodych koni na torze wyścigowym. Wiedziała, że to nie najlepsza rasa na wyścigi, ale miała ona w sobie to coś, co pozwalało biec jak burza. Na początek musiała być na prowadzeniu i nie dać się wyprzedzić, ale po kilkudziesięciu metrach wyrównywała z drugim koniem i musiała dać się wyprzedzić i przegrać.
-Jak oni tak mogli?!
-Nie wiem, ale dlatego ją wzięliśmy. Kulawizna zniknęła, ale to wystrzelanie do przodu jak z procy nie.
-Ale teraz jest już spokojna.-odrzekła.
Po kilku minutach wjeżdżali już na podwórko, odprowadzili konie do stajni, rozsiodłali i wyczyścili je. Po tych czynnościach zaczęli wyprowadzać konie na pastwisko. Julii została tylko Zemsta. Weszła do jej boksu i założyła kantar na głowę klaczy.
-No, mała może popracujemy dzisiaj znowu?
Zemsta wypuściła powietrze przez nozdrza i trąciła dziewczynę w ramię.
-Uważam, to za znak zgody.-powiedziała uradowana.
Później podpięła lonże do kantara i wyszła na korytarz podążając w stronę wybiegu. Gdy się tam znalazła stanęła na środku odpięła lonże, a Zemsta od razu odbiegła na bok. Po chwili Julka strzeliła końcówką lonży w nogi klaczy. A ta zaczęła biec dookoła. Chwilę później ponownie strzeliła liną w tylne kończyny nakazując jej przyspieszenie chodu. Moment późnij nastąpiła zmiana kierunku. Zemsta opuściła głowę i zaczęła jakby coś przeżuwać, następnym sygnałem, który pokazywał chęć nawiązania kontaktu było zwrócenie ucha w stronę dziewczyny. Blondynka odwróciła się tyłek i czekała ze spuszczoną głową.
-Podejdź-szepnęła, po czym usłyszała zbliżające się kroki.
Odwróciła się i pogłaskała klacz po pysku.
-Dobrze, malutka, a teraz chodź za mną-powiedziała łagodnie.
Wszędzie gdzie podążyła w ślad za nią szła Zemsta.
-Dobrze, że ktoś wczoraj trenował na drągach.
Julka poszła do przodu wprost na pięć kolejno ustawionych drągów. Zemsta pokonała je bez problemu zarówno w stępie jak i kłusie.
-Może, ta kopertka?
Kara i z tym sobie poradziła. Julia postanowiła, że na tym dzisiaj zakończy. Zaprowadziła klacz na wybieg, a sama poszła do stajni. Wychodząc spotkała pana Stefana.
-Ja już będę się zbierać.
-Nie zostaniesz na obiedzie? Widziałem jak pracowałaś z Zemstą. Dobra robota.
-Dziękuję.
-Wczoraj razem z Justyną trenowaliśmy Mirę i Nel.
-Te siwe klacze?
-Tak. Wyszkolimy je i oddajemy właścicielom.
-Myślałam, że wszystkie konie są wasze.
-Czasami trenujemy konie, wypożyczamy bryczkę, a nawet organizujemy sesje ślubne.
-Nie wiedziałam. Wie pan chyba skuszę się na ten obiad.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Jestem ;D Przepraszam, że znowu mnie nie było ;/ Przepraszam również za błędy, bo takowe na pewno są ;d Nie będę się rozpisywać, bo nie mam nic ciekawego do powiedzenia. W szkole dużo nauki. Niemalże cały czas siedzę przy książkach i nie mam zbytnio czasu na pisanie ;/ Teraz będę się starać, aby dodawać coś w każdy weekend, ale podejrzewam, że to mi nie wyjdzie ;c Tyle z mojej strony pozdrawiam i liczę na Wasze komentarze ;) Zapraszam również na bloga mojego i Szałwi: Thea i Magnus
niedziela, 26 października 2014
piątek, 3 października 2014
Rozdział 11
Rozdział dedykuje Koniowatej i z góry przepraszam za jego beznadziejność ;d
Obudziłam się wcześnie rano. Przynajmniej tak myślałam. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę ósmą. Podniosłam się z łóżka jak oparzona. Przecież dzisiaj jest test z niemieckiego,pomyślałam. Pan Julian mnie zabije. Jestem jego ulubioną uczennicą i nie przychodzę na lekcje? Przecież już nie zdążę. Czemu ten głupi budzik nie zadzwonił? Już dawno miałam go wyrzucić. W tym momencie do mojego pokoju weszła mama.
-A, ty nie w szkole? Uczyłaś się wczoraj do późna w nocy, bo mówiłaś, że masz test z niemieckiego, a tu co?
-I tak już nie zdarzę. A następne lekcje, to takie lajtowe są i nie opłaca mi się iść. Więc zostaje w domu, a właściwie to idę do stajni.
-Jak sobie chcesz.
-A poza tym materiał na klasówkę opanowałam doskonale i napiszę to na kolejnej lekcji. A teraz pozwól ale idę się przebrać.
Wzięłam z szafy jakieś czarne bryczesy i ciemną koszulkę. Po chwili poszłam do łazienki umyłam się i przebrałam. Następnie zeszłam na dół szybko zrobiłam sobie dwie kanapki i wstawiłam wodę na herbatę. Po dziesięciu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam sztyblety na nogi i wyszłam na zewnątrz. Zdziwiło mnie, że Wera jeszcze do mnie nie napisała, czemu mnie nie ma. W końcu ja jestem pilną uczennicą i nigdy nie opuszczam lekcji zwłaszcza niemieckiego. No i wykrakałam, bo w tym właśnie momencie usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, a tu Tomek. Ciekawe czego mógł chcieć? No cóż, nie pozostało nic innego jak tylko dowiedzieć się.
-Cześć. Co tam?
-Czemu nie ma cię w szkole? Przecież jest test z niemca, a właściwie to już był.
-Każdemu się zdarza, po prostu zaspałam. Napiszę na następnej lekcji.- odpowiedziałam- a co pan Julian pytał się o mnie?
-Jula, on był załamany.-odrzekł wybuchając lekkim śmiechem.-Pytał się czemu nie ma ciebie i takie inne pierdoły.
-No widzisz nie masz się czym martwić przyjdę jutro to napiszę, a teraz muszę kończyć. A Ty się ucz, przyjdę do ciebie po zeszyty.
-Ok. To do zobaczenia.
Ciekawe od kiedy on taki troskliwy się zrobił, pomyślałam. Dwadzieścia minut marszu i byłam już w stajni.
Wchodząc do środka zauważyłam panią Justynę i pana Stefana prowadzących swoje konie.
-Dzień dobry.
-O? A ty nie w szkole?
-No, nie. Dlatego przyszłam do stajni, a widzę że państwo w teren się wybierają.
-Chcesz jechać z nami? Weź Burzę, osiodłaj i możemy jechać.
-Właściwie, to chciałam wylonżować konie, ale teren nie zaszkodzi.-powiedziałam z uśmiechem.
Ucieszona pobiegłam do boksu klaczy, wzięłam jej szczotki i szybko ją wyczyściłam. Nie chciało mi się już zakładać siodła i ogłowia, więc postanowiłam pojechać na oklep. Ciszewscy czekali już na zewnątrz. Ale po chwili i ja do nich dołączyłam. Wsiadłam na karą klacz i mogliśmy ruszać w drogę.
-A koni jeszcze nie wypuszczacie na pastwisko?
-Wypuścimy jak przyjedziemy. Mogłaś ją osiodłać, poczekalibyśmy.
-Nie będę już zsiadać. Możemy jechać.
Ciekawe o co im chodziło z tym siodłem. Nie jeździłam jeszcze na Burzy, więc nie wiem jaka ona jest. Ale myślę, że ten teren wszystko mi pokaże. Ruszyliśmy powolnym stępem. Jak się okazało jechaliśmy w stronę lasu. Pan Stefan spojrzał na swoją żonę, a później na mnie i powiedział.
-Jula, my zakłusujemy a ty jeszcze chwilę jedź w stępie.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć oni już kłusowali na przodzie. Nagle zauważyłam, że znudzona Burza podniosła głowę i skierowała uszy w stronę kłusujących koni. Nim się spostrzegłam Burza wystrzeliła jak z procy. Prawie, co nie spadłam z powodu nagłej zmiany chodu. A jakby tego jeszcze było mało
wyprzedzając Pioruna i Pasję pojawiła się seria baranków. Na szczęście jakoś się utrzymałam i zwolniłam do kłusa, a następnie do stępa. Po chwili obok mnie zjawili się państwo Ciszewscy.
-Nic ci nie jest?-spytał pan Stefan.
-Nie...od początku wiedzieliście, że tak będzie?
-My? Nie...no dobra tak.-odrzekła pani Justyna.
-No, ale nie spadłaś. Nikt chyba się nie nie utrzymał, a tobie się udało i to na oklep.
-A Tomek spadł?
-Nawet on.-oznajmił roześmiany Stefan.-Jedziemy dalej czy wracamy?
-Możemy pojechać nad staw i wrócić.
Zgodzili się na moją propozycje i ruszyliśmy żywszym kłusem. Tym razem spodziewałam się, że Burza będzie chciała wyrwać do przodu i w porę ją powstrzymałam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tak wiem, że długo mnie nie było ;/ Dzisiaj się zmobilizowałam i powstał taki oto rozdział ;) W innej narracji, ale to chyba tylko ten taki będzie. Koniowata wiem, że mówiłaś mi w tamtym tygodniu żebym coś napisała ale jakoś nie dałam rady ;/ Za to masz teraz ;) Ostatnio, czyli w piątek byłam w kinie na Miasto 44 ;) Polecam ten film, bo jest świetny ^-^ I z chęcią przeszłabym się jeszcze raz ;) Pozdrawiam i do następnej ;) I mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej komentarzy ;) Nie macie pojęcia jaka dzisiaj byłam szczęśliwa ;)
Obudziłam się wcześnie rano. Przynajmniej tak myślałam. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę ósmą. Podniosłam się z łóżka jak oparzona. Przecież dzisiaj jest test z niemieckiego,pomyślałam. Pan Julian mnie zabije. Jestem jego ulubioną uczennicą i nie przychodzę na lekcje? Przecież już nie zdążę. Czemu ten głupi budzik nie zadzwonił? Już dawno miałam go wyrzucić. W tym momencie do mojego pokoju weszła mama.
-A, ty nie w szkole? Uczyłaś się wczoraj do późna w nocy, bo mówiłaś, że masz test z niemieckiego, a tu co?
-I tak już nie zdarzę. A następne lekcje, to takie lajtowe są i nie opłaca mi się iść. Więc zostaje w domu, a właściwie to idę do stajni.
-Jak sobie chcesz.
-A poza tym materiał na klasówkę opanowałam doskonale i napiszę to na kolejnej lekcji. A teraz pozwól ale idę się przebrać.
Wzięłam z szafy jakieś czarne bryczesy i ciemną koszulkę. Po chwili poszłam do łazienki umyłam się i przebrałam. Następnie zeszłam na dół szybko zrobiłam sobie dwie kanapki i wstawiłam wodę na herbatę. Po dziesięciu minutach byłam gotowa do wyjścia. Założyłam sztyblety na nogi i wyszłam na zewnątrz. Zdziwiło mnie, że Wera jeszcze do mnie nie napisała, czemu mnie nie ma. W końcu ja jestem pilną uczennicą i nigdy nie opuszczam lekcji zwłaszcza niemieckiego. No i wykrakałam, bo w tym właśnie momencie usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, a tu Tomek. Ciekawe czego mógł chcieć? No cóż, nie pozostało nic innego jak tylko dowiedzieć się.
-Cześć. Co tam?
-Czemu nie ma cię w szkole? Przecież jest test z niemca, a właściwie to już był.
-Każdemu się zdarza, po prostu zaspałam. Napiszę na następnej lekcji.- odpowiedziałam- a co pan Julian pytał się o mnie?
-Jula, on był załamany.-odrzekł wybuchając lekkim śmiechem.-Pytał się czemu nie ma ciebie i takie inne pierdoły.
-No widzisz nie masz się czym martwić przyjdę jutro to napiszę, a teraz muszę kończyć. A Ty się ucz, przyjdę do ciebie po zeszyty.
-Ok. To do zobaczenia.
Ciekawe od kiedy on taki troskliwy się zrobił, pomyślałam. Dwadzieścia minut marszu i byłam już w stajni.
Wchodząc do środka zauważyłam panią Justynę i pana Stefana prowadzących swoje konie.
-Dzień dobry.
-O? A ty nie w szkole?
-No, nie. Dlatego przyszłam do stajni, a widzę że państwo w teren się wybierają.
-Chcesz jechać z nami? Weź Burzę, osiodłaj i możemy jechać.
-Właściwie, to chciałam wylonżować konie, ale teren nie zaszkodzi.-powiedziałam z uśmiechem.
Ucieszona pobiegłam do boksu klaczy, wzięłam jej szczotki i szybko ją wyczyściłam. Nie chciało mi się już zakładać siodła i ogłowia, więc postanowiłam pojechać na oklep. Ciszewscy czekali już na zewnątrz. Ale po chwili i ja do nich dołączyłam. Wsiadłam na karą klacz i mogliśmy ruszać w drogę.
-A koni jeszcze nie wypuszczacie na pastwisko?
-Wypuścimy jak przyjedziemy. Mogłaś ją osiodłać, poczekalibyśmy.
-Nie będę już zsiadać. Możemy jechać.
Ciekawe o co im chodziło z tym siodłem. Nie jeździłam jeszcze na Burzy, więc nie wiem jaka ona jest. Ale myślę, że ten teren wszystko mi pokaże. Ruszyliśmy powolnym stępem. Jak się okazało jechaliśmy w stronę lasu. Pan Stefan spojrzał na swoją żonę, a później na mnie i powiedział.
-Jula, my zakłusujemy a ty jeszcze chwilę jedź w stępie.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć oni już kłusowali na przodzie. Nagle zauważyłam, że znudzona Burza podniosła głowę i skierowała uszy w stronę kłusujących koni. Nim się spostrzegłam Burza wystrzeliła jak z procy. Prawie, co nie spadłam z powodu nagłej zmiany chodu. A jakby tego jeszcze było mało
wyprzedzając Pioruna i Pasję pojawiła się seria baranków. Na szczęście jakoś się utrzymałam i zwolniłam do kłusa, a następnie do stępa. Po chwili obok mnie zjawili się państwo Ciszewscy.
-Nic ci nie jest?-spytał pan Stefan.
-Nie...od początku wiedzieliście, że tak będzie?
-My? Nie...no dobra tak.-odrzekła pani Justyna.
-No, ale nie spadłaś. Nikt chyba się nie nie utrzymał, a tobie się udało i to na oklep.
-A Tomek spadł?
-Nawet on.-oznajmił roześmiany Stefan.-Jedziemy dalej czy wracamy?
-Możemy pojechać nad staw i wrócić.
Zgodzili się na moją propozycje i ruszyliśmy żywszym kłusem. Tym razem spodziewałam się, że Burza będzie chciała wyrwać do przodu i w porę ją powstrzymałam.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Tak wiem, że długo mnie nie było ;/ Dzisiaj się zmobilizowałam i powstał taki oto rozdział ;) W innej narracji, ale to chyba tylko ten taki będzie. Koniowata wiem, że mówiłaś mi w tamtym tygodniu żebym coś napisała ale jakoś nie dałam rady ;/ Za to masz teraz ;) Ostatnio, czyli w piątek byłam w kinie na Miasto 44 ;) Polecam ten film, bo jest świetny ^-^ I z chęcią przeszłabym się jeszcze raz ;) Pozdrawiam i do następnej ;) I mam nadzieję, że pod tą notką będzie więcej komentarzy ;) Nie macie pojęcia jaka dzisiaj byłam szczęśliwa ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)